Podsumowanie
stycznia 2019:
Jak
wiadomo styczeń to miesiąc obfitujący w przeróżne plany na rok, mnóstwo
postanowień, obietnic albo wyrzeczeń. Cóż mogły zaplanować sobie Arystokratki? Z
pewnością zmiany, duże i małe, dalszy rozwój oraz poszerzenie naszej
działalności o coś... innego, lecz powiązanego z nazwą bloga. Szykujemy dla Was
wiele konkursów, wspaniałych książek, recenzji przeczytanych przez nas pozycji
dla wydawnictw, ale także dla nas samych. Oczywiście słyszałyśmy o akcji z
informowaniem swoich odbiorców o tym, czy dana powieść została zrecenzowana w
ramach współpracy barterowej, płatnej, czy też dla własnej potrzeby (czyli
książka kupiona). Nie sądzimy, że nasz blog, w porównaniu z niektórymi znanymi,
byłby zmuszony do ujawniania takich informacji, natomiast chcemy być w pełni
szczere, dlatego będziemy to robić. Chcemy również przypomnieć, że w lutym będą
miały miejsce znakomite premiery, a wśród nich nasz pierwszy w tym roku
patronat, czyli „Prawnicy” od kochanej Lilianny Garden, koleżanki po fachu.
Teraz
przechodzimy do podsumowania stycznia, żeby Was nie zanudzić tym naszym
ględzeniem, ale wiecie, pisarze już tak mają. :D
Podsumowanie
stycznia według Arystokratki A.:
„Mów
własnym głosem” Regina Brett
Uwielbiam
książki Reginy, jestem ich wielką fanką, gdyż treść bardzo do mnie przemawia.
Oczywiście nie wszystko, bo byłoby za pięknie, ale większość tego, co tworzy
autorka, niemalże połykam. Tak też było z najnowszą książką o asertywności, o
własnym zdaniu, do którego każdy ma prawo, o procesie twórczym, literaturze,
ale i o bardziej prywatnych doświadczeniach Reginy. Powieść zaliczam do trójki
moich ulubieńców, jeśli chodzi o twórczość pani Brett.
„Granica”
Zofia Nałkowska
Pozwolę
sobie przemilczeć większość komentarza na temat tej książki. Chociaż nie była
zła, nie była też najwyższych lotów. Osoby, której raczej nie sięgają po
polskie klasyki (które bywają również lekturami szkolnymi), nie będą zachwyceni
treścia „Granicy”. Motyw zdrady, obarczania winą żonę, motyw rodziny,
powielanego przez dzieci schematu rodzica, starość, szaleństwo, a nawet... Ach,
muszę tu już zamilczeć, by nie rzucić spojlerami.
„Lucyfer”
Jennifer L. Armentrout
To
dopiero było spotkanie z Diabłem! Choć książka jest grubaskiem, czytało się ją
porażająco szybko, gdyż połączenie lekkiego, naprawdę świetnego stylu autorki z
intrygującą, tajemniczą, naładowaną erotyzmem oraz humorem treścią, to
połączenie idealne. Jennifer pisze w taki sposób, że nie da się zawieść na jej
powieściach, więc i „Lucyfer” nie odbiega od normy. To miejscami mroczna
historia o rodzinie, miłości i sprawie morderstwa. Niesamowity klimat,
niesamowici bohaterowie, z którymi chętnie wypiłoby się wino/herbatkę/whisky,
cokolwiek!
„Tatuażysta
z Auschwitz” Heather Morris -> opinia na temat
książki znajduje się tutaj.
Nie
chcę się za dużo rozwodzić nad tą powieścią, gdyż napisałam o niej w opinii, a
naprawdę nie mam ochoty na kolejne tłumaczenia własnego zdania chociażby
Auschwitz Memorial, co miało miejsce na Twitterze pod zdjęciem książki.
Widocznie obóz nie przeczytał mojej opinii, narzucając mi swój pogląd.
Osobiście powieść mi się podobała (jakkolwiek to brzmi przy takiej tematyce,
jaką porusza), a historykiem nie byłam i nie będę, więc wszelakie błędy czy
nieścisłości związane z prawdziwymi faktami nie są dla mnie istotne. Obchodziła
mnie sama historia zawarta w książce, dlatego ją oceniam na ogromny plus.
„James
Dean. Legenda” George Perry
Moja
kolejna przeczytana biografia. Kiedyś sięgnęłam po biogragię słynnego ulicznego
magika Dynamo, potem ruszyłam po historię Michała Piróga, aż wreszcie
przeczytałam o niesamowitym, utalentowanym mężczyźnie, który zwykle jest
kojarzony z małym, sportowym samochodem. Biografia została napisana w tak
przystępny sposób, że było to doprawdy miłe spotkanie i cieszę się, że miałam
okazję poznać tak wiele faktów na temat tego człowieka, gdyż od zawsze mnie
interesował jako osobowość. No dobrze, wygląd też zaważył nad moim
zainteresowaniem Jamesem. :D
„Krople
deszczu” Kathryn Andrews -> recenzja książki znajduje
się tutaj.
Przepiękna,
emocjonalna historia, która sprawiła, że serce czasami mocniej się ścisnęło
albo łza pragnęła wypłynąć na policzek. Chociaż młodzieżówki teraz tak mnie nie
porywają, ta to zrobiła. Była wzruszającą, wyjątkową powieścią, którą jak
najbardziej mogę polecać.
„Sny
o Jowiszu” Anuradha Roy
Współczesne
Indie, brutalna historia dziewczynki, która straciła wszystko, by potem musieć
patrzeć na kolejne piekło rozgrywające się na jej oczach. Po wielu latach, już
jako dorosła, silna kobieta wraca do Indii. Zmierza się ze swoją przeszłością,
ale także teraźniejszością. Czytelnik poznaje również wyjątkowe trzy strasze
panie oraz ich losy, a także historię Raghu i Badala. Przyjemna, choć bolesna
lektura, którą również jak najbardziej polecam.
„Zapiski Julietty emigrantki” Julita Miżejewska -> recenzja znajduje się tutaj.
Życie na emigracji we Francji, różnice kulturowe, ciężkość przywyknięcia do nowej, trudnej codzienność oraz obyczaje Francuzów. Jeśli interesują Was właśnie takie tematy, to myślę, że powieść powinna Wam przypaść do gustu, gdyż autorka opisując historię Julietty świetnie przybliża czytelnikowi współczesne życie na emigracji według Polaków.
Podsumowanie stycznia
według Arystokratki J.:
W
tym miesiącu udało mi się przeczytać sześć pozycji:
„Światło
anioła” Izabela Zawis -> recenzja książki znajduje się tutaj.
Walka
dobra ze złem i kolejna książka o tej tematyce. Niektórzy w niej jeszcze
potrafią zaskakiwać, a inni powielają schematy. Niestety w tej książce
zauważyłam schemat, który był już wykorzystany przez Lauren Kate w „Upadłych”.
Niemniej książka była dobra, ale bardziej nie mogę się doczekać historii Angel,
bohaterki pojawiającej się w pierwszej części.
„Paleta
uczuć” Renata Czaban-Kryczka -> recenzja znajduje się tutaj.
Książka,
która mnie pochłonęła. Historia dwóch przyjaciółek, które swoimi cechami osobowości
odwzorowuje mnie i moją przyjaciółkę. Czy miłość kończy się wraz z końcem lata?
Tego przekonacie się czytając tę pozycję. Z niecierpliwością czekam na drugą
część losów bohaterów. Autorka spisała się znakomicie, a jej pióro jest lekkie
i przyjemne.
„Zapomniane
miasto. Fałszywy raj.” Eryk von Englbert -> recenzja
znajduje się tutaj.
Autor
zaskoczył mnie swoją oryginalnością w tematyce fantasy, w której myślałam, że
już nic mnie nie zaskoczy. Nie raz przeszył mnie strach, a wręcz przerażenie na
wzmiankę o dziwnych monstrach z innego wymiaru. Przemierzałam tajemnicze i
mroczne zakątki wraz z bohaterami. Dreszczyk strachu towarzyszył mi z nimi, co
stanowiło ogromny plus dla pióra i umiejętności Eryka.
„Tylko
Twój” Vi Keeland -> recenzja znajduje się tutaj.
Vi
z każdą kolejną swoją książka wprawia mnie w zachwyt. To jedna z moich
ulubionych autorek, a jej pióro wciąż na nowo zaskakuje. Pomysłów Vi na pewno
nie brakuje, a jej bohaterowie zdobywają moje serce. Autorka opisuje jedną z
tych prawdziwych miłości, którą spotyka się w swoim życiu tylko raz.
„Revved”
Samantha
Towle
Wzbudziła
we mnie wiele emocji na raz od strachu po radość, ekscytację. Przeszłość, która
wzbudza strach i nie daje o sobie zapomnieć. Piękna, słodko — gorzka historia o
miłości wśród ryków silników sportowych samochodów. Adrenalina buzowała we
mnie, gdy Carrick startował w wyścigach. Pięknie dobrana para. Jestem ciekawa
losów bohaterów „Revived”.
„Gordian.
Grzech” Melissa Darwood
Jedna
z ulubionych autorek i obawa, czy erotyk nie przerośnie jej sił i nie sprawi,
że straci swoją oryginalność. Obawa była niepotrzebna, gdyż Melissa świetnie
poradziła sobie z tą tematyką, a sama historia wciągnęła mnie bez reszty.
Autorka zaskoczyła mnie swoją historią Gordiana. Nie zawiodłam się na tej
pozycji, a wręcz zachwyciłam. Gorąco ją polecam! I nie mogę się doczekać
drugiego tomu! Recenzja już za parę dni.
Z
filmów obejrzałam ukochaną trylogię czasu: Czerwień rubinu, Błękit szafiru i
Zieleń szmaragdu, które wciąż ogromnie polecam.
To
tyle z naszego styczniowego podsumowania. Oczekujcie nas pod koniec lutego!
Buziaki,
Arystokratki
Mnie kusi ponowne obejrzenie Trylogii Czasu. <3 Uwielbiam, mimo że odbiega od pierwowzoru, ale jest zrobiona z pomysłem i wszystko logiczne. Nawet nie pominięto żadnego istotnego wątku. Brakuje mi tylko młodszej siostry Gwen. :/
OdpowiedzUsuńImponujące wyniki! Ja przeczytałam, tylko trzy książki.
Dokładnie, mam to samo zdanie w kwestii "Trylogii". :)
UsuńDziękujemy!
/Jula
To na pewno jest bardzo dobrze że takie blogi jak ten jest prowadzony.Dużo osób tutaj zagląda.
OdpowiedzUsuń