marca 13, 2020

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura”
Autor: Ludka Skrzydlewska
Kategoria: romans/sensacja
Wydawnictwo: Editio Red
Stron: 574
Premiera: 12.02.2020

Powieść, która zasłużyła, by trafić do rąk czytelników. Powieść, która zachwyca świetnym stylem autorki oraz doskonale zbudowanym napięciem czy całą pasującą do siebie fabułą. Bohaterowie, którzy irytują, rozkochują w sobie lub zniechęcają od samego początku. Świat przedstawiony. Dialogi. Przepychanki słowne. Szczegółowe opisy, które bynajmniej nie nudzą! Romans, który do zwykłych romansów nie należy, gdyż zawiera elementy sensacji i dobrego kryminału. To właśnie tak mogę w wielkim skrócie opowiedzieć o „Sentymentalnej bzdurze” Ludki Skrzydlewskiej. Książki, na którą czekałam już od kilku ładnych lat. Początkowo historia była mi dobrze znana na Wattpadzie, portalu, na którym początkowi (i nie tylko) autorzy publikują swoje prace. Ludka właśnie tam przedstawiła losy Vee oraz Henry’ego. Po skończeniu wirtualnej lektury powiedziałam Ludce wprost, że chciałabym mieć tę historię na papierze. Doczekałam się! ;) Bardzo kibicuję Ludce w świecie wydawniczym, gdyż ta kobieta ma talent i wprawę, której nie można zmarnować. Oby więcej takich bestsellerów!

„Chciałam go bardziej niż czegokolwiek innego, włącznie z moim czystym sumieniem”

Historia Bzdurki to opowieść o losach bardzo szybko zmieniającej prace Veronice Cross, kobiecie, która po traumatycznym przeżyciu w rodzinnym domu postanawia uciec od bólu, zamieszkując w tętniącym życiem Londynie, oraz Henry’ego, bracie najlepszego przyjaciela Vee. Oboje jakby z innych planet, oboje nie mający w zamiarze być ze sobą, oboje z innymi priorytetami i podejściem do wielu spraw zostają spiknięci na jeden weekend, podczas którego ma się odbyć ślub siostry Veroniki, Grace. Vee potrzebuje na szybko fałszywego narzeczonego, a Henry ma go udawać. Jednak jeden weekend diametralnie zmienia życie dotychczas zakręconej jak słoik po ogórkach Vee. Bohaterka ta bowiem nazywana często „królową śniegu” nie przepada za kontaktami z mężczyznami. Oczywiście ma swój powód, dlatego obserwowanie jej powolnej metamorfozy jest dla czytelnika czymś naprawdę zaskakującym i świetnym. Veronica może i czasami bywa niezwykle irytująca, zwłaszcza z tym jej postanowieniem „nie będę do niego nic czuć, jestem zimna jak lód!”, ale bądźmy szczerzy, wiele kobiet po traumatycznych wydarzeniach na tle seksualnym mają takie podejście do nowych znajomości, w szczególności z mężczyznami. Nie chcą tych relacji, nie chcą bliskości, wręcz napawają je lękiem, i chociaż wiadomo, że jest inaczej, coś je ciągnie do danego mężczyzny, będą się wzbraniać i okłamywać same siebie, iż nic nie czują. Właśnie może z powodu zrozumienia bohaterki nie denerwowała mnie do tego stopnia jak niektórych czytelników. Potrafiłam wczuć się w jej sytuację, gdyż sama Vee to postać bardzo złożona, ale w takim pozytywnym znaczeniu. Lubię bohaterki, które nie są jednokolorowe i mają do zaoferowania całą gamę różnych zachowań czy uczuć, którymi się kierują. 

Veronica może i jest trochę za bardzo roztargniona i rozchwiana emocjonalnie, jednak w trakcie lektury możemy zaobserwować, jak wiele czynników pozytywnie na nią wpływa, zmieniając jej dotychczasowe zachowanie oraz przyzwyczajenia, czy nawet sposób myślenia. To proces, który w rzeczy samej świetnie mi się obserwowało. Tak samo jak relację z drugim głównym bohaterem, naszą wisienką na torcie, Henrym. To mężczyzna, który (gdyby nie moja wielka miłość) zająłby pierwsze miejsce w świecie „kocham go!”. Henry jest pewny siebie, nieco arogancki, mądry, inteligentny i nie tak łatwo go spławić. Ma w sobie coś z niegrzecznego chłopca, jednak jego ogólna postawa to coś, czego wielu mężczyzn może mu tylko pozazdrościć. Kieruje się dobrem, troską o drugiego człowieka i szerokimi pokładami empatii. Popełnia błędy jak każdy inny, nie jest idealny, ale właśnie to to, co przeważa nad tysiącem bohaterów płci męskiej w literaturze obyczajowej. Henry ma swoje za uszami, Henry nie zawsze zachowuje się tak, jak powinien, Henry to postać równie wielobarwna co sama Veronica. Oprócz tej dwójki w powieści dostajemy całą rzeszę innych bohaterów, w tym niezwykle urzekającego Tony’ego, brata i współlokatora Vee, rodzinę Veroniki oraz braci czy czarne owce typu Carter, najbardziej denerwująca postać w całej książce.

„Dopiero gdy przyłożyłam głowę do poduszki, pozwoliłam sobie na płacz. Nie czułam już nawet bólu serca. Czułam tylko zawód i rozgoryczenie, że znowu zachowałam się jak zawsze. Że nadal nie potrafiłam sobie z tym wszystkim poradzić.
Trudno. Widocznie musiałam nauczyć się z tym żyć”

Powieść choć całkiem pokaźnych rozmiarów, czyta się w błyskawicznym tempie. Ludka dba o swoich czytelników i nie pozwoliła, by nudzili się choćby przez jeden rozdział. Zawsze serwowała nam coś, co potrafiło zwalić z nóg. Czy to gorący moment, czy trzymającą w napięciu scenę sensacyjną jak chociażby ucieczka przed policją (ale o tym więcej w książce ;)), smutne, a przynajmniej dla mnie, rozmowy Vee z siostrą czy wiele, wiele innych. „Sentymentalna bzdura” to nie tylko romans, jak napisałam na początku. To również powieść z wątkiem sensacyjnym, który wyszedł Ludce naprawdę świetnie. Zwłaszcza postać Cartera. Chociaż irytowała niemiłosiernie, wiem, że tak powinno być, że miał denerwować czytelnika do tego stopnia, iż chciało mu się przyfasolić. Książka daje nam również duży wątek rodzinny. Nieco złożony, nieco przykry, ale bardzo dobrze zbudowany i wlepiony w fabułę. Temat rodziny Vee, jej relacje z matką czy siostrą załamywały mnie na każdym kroku. Zatrzymywałam się wtedy na krótki moment, w trakcie którego dziękowałam za o wiele lepsze kontakty z własną rodziną. Ogromnie współczułam bohaterce zmagania się z czymś tak trudnym jak konflikty z najbliższymi.
Całość wypadła wręcz niesamowicie. Wiem, że wiele osób pomyśli, iż nie jestem obiektywna w związku z tą powieścią, ale przekonacie się o mojej racji, gdy sami sięgnięcie po tę książkę. Być może nie spodoba się każdemu, być może Veronica będzie was irytować, jednak nie dowiecie się, nie czytając „Sentymentalnej bzdury”. Romans, rodzina, traumatyczne przeżycia z przeszłości, które odbijają się na głównej bohaterce w teraźniejszości, przyjaźń, konflikty, sensacja i duża paleta emocji, to właśnie to, czego możecie się spodziewać w wyjątkowym debiucie Ludki. Swoją drogą bardzo udanym i dobrym debiucie, którego autorce gratuluję z całego serca! Czekam na kolejne książki, moja droga! ;)

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Editio Red oraz Ludce Skrzydlewskiej.



Do poczytania,
Arystokratka A./Aga

marca 08, 2020

Mafio, mafio, co ty robisz ze światem wydawniczym? Recenzja "Krwawych więzów"!

Mafio, mafio, co ty robisz ze światem wydawniczym? Recenzja "Krwawych więzów"!

„Krwawe więzy”
Autor: N.R. Paradise
Kategoria: romans
Wydawnictwo: WasPos
Stron: 419

W świecie mafii wylądowałam dzięki książce Cory Reilly „Złączeni honorem”, a po przeczytaniu „Krwawych więzów” wróciłam do tego. Z początku podczas czytania wyczułam inspirację autorki książką „Złączeni honorem”. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię, w bohaterów, których swoją drogą pokochałam i się z nimi zżyłam. Ponownie mogłam odczuwać ten strach, ale i adrenalinę, która towarzyszyła mi przez całą lekturkę. Zdążyłam już zapomnieć jak to jest w tym świecie, ale wszystko wróciło z podwójną siłą przy „Krwawych więzach”, które w dziesiątkę wbiło się w moje gusta. Muszę przyznać, że autorka nie tylko mnie zachwyciła, ale i zmroziła krew w żyłach i to nie jeden raz! Przyjemnie mi się czytało książkę Paradise, wręcz nie potrafiłam się od niej odciągnąć. Ujęła mnie tą historią, a także stylem, dzięki któremu czytanie szło migiem. Pierwsze spotkanie z N. R. Paradise i na pewno nie ostatnie. Stanowczo pragnę kolejnego i następnego.
Elena La Torre nieślubna córka jednego z najniebezpieczniejszych mężczyzn w kraju. Można by rzec, że miała wszystko, ale tkwiła w tak zwanej złotej klatce, z której nie było wyjścia ani ucieczki. Czy każdy byłby w stanie dłużej tak żyć? Żyć w uwięzieniu. Każdy ma marzenia czy plany, które chciałby, aby się ziściły. Wcale, ale to wcale się nie dziwiłam bohaterce, że chciała zaznać normalnego życia. Według swoich marzeń i przede wszystkim bez ojca i jego świata, w którym nie chciała istnieć. Nie dało się nie polubić Eleny, która swoim ognistym temperamentem, a także ciętym językiem przekonała mnie do siebie. Wiedziałam, że ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty i to niejedne, ale jedno wychylenie przed szereg spowodowało lawinę wydarzeń, których się nie spodziewała. Elena nie mogła się doczekać jednego dnia. Dnia, w którym odzyska wolność. Miało nastać to zaraz po jej dwudziestych pierwszych urodzinach to wówczas wtedy miała być już wolna. Wolna na zawsze od ojca i świata, który ją otaczał. Pragnęła zaznać spokoju i żyć po swojemu. Niestety jedna sytuacja, jedno wychylenie i straciła to na, co czekała od dawna.

„Jeszcze do dzisiaj wydawało mi się, że zakochiwałam się w tym mężczyźnie. Teraz wiedziałam już, że to bzdura. Nie da się pokochać kogoś, kto nie ma serca”

Można mówić albo próbować wmawiać sobie, czy innym, że serce ma się z kamienia, lecz pod tą warstwą bólu, upokorzenia, smutku, skrywane są emocje, które zostały zepchnięte na dalszy plan. Emocje, o których próbowano zapomnieć, a i przez jakiś czas było to możliwe, ale wszystko jest do czasu. To wraca z podwójna mocą. W tym świecie okazywanie jakichkolwiek emocji równoznaczne jest ze słabością, to co dla nich jest słabym punktem dla innych jest wyznacznikiem siły. Tacy ludzi są ograniczeni, bowiem nie mają pojęcia, ile mocy niosą ze sobą uczucia. To nie tylko strach i gniew jest w tę grupę wliczany, ale także inne mniej albo bardziej bolesne emocje, do których często trudno się jest przyznać przed samym sobą. Prawie każdy z nas boryka się z jakąś emocją, do której ciężko mu się przyznać albo ją zaakceptować, czy choćby nie uważać jej za słabość. W świecie mafii okazywanie uczuć jest oznaką słabości i czyni z człowieka łatwy cel. Ale czy każdy pod maską obojętności skrywa paletę pełną barw? Czy nawet najgorszego potwora można nie tylko w sobie rozkochać, a pokochać? Czy owy mężczyzna jest zdolny do miłości?

Od pierwszego spotkania bohaterów dało się wyczuć iskrę, która ich do siebie przyciągała. To połączenie charakterów moim zdaniem jest idealne. Nie zliczę na palcach jednej dłoni ile razy pękałam ze śmiechu podczas czytania ich sprzeczek, czy pyskówek. Uwielbiam momenty, w których to Elena droczyła się z Salvatorem i robiła mu na złość. Żałowałam jedynie tego, że takiej ich sprzeczki, czy robienia sobie na złość nie mogłam zobaczyć. W takiej sytuacji szukałam wokół siebie tylko popcornu i czegoś do picia. Fabio był moim idealnym odzwierciedleniem. Kiedy działy się jakieś awantury, czy robiło się ciekawie to on siadał jako widz i zwykle coś jadł, co powodowało u mnie salwy śmiechy, a u braci Trafficante było to nie tylko zdziwienie, ale i przyzwyczajenie do takowych zachowań brata. Nie raz i nie dwa miałam ochotę przybić Fabio żółwika. Powiem szczerze, że było wiele sytuacji, w których bohaterka miło mnie zaskakiwała. W momencie zagrożenia nie wahała się, a przystępowała do akcji z zimną krwią, dopiero po zdarzeniu opadały emocje, adrenalina. Elena na oczach czytelnika zaczyna czuć więcej ,niż przypuszczała, do męża. Podczas pożycia małżeńskiego zauważyłam, że bohaterka dużo wydoroślała i myślała już w innych kategoriach. Zaczęła czuć i żyć pełną piersią. Wiadomo, że bywały momenty, w których sądziła, że to koniec. Były takie sytuacje, w których Salvator przerażał mnie swoją stanowczością. Ale nie ma osób idealnych, perfekcyjnych. Każdy popełnia błędy, ważne jest to, by z nich wyciągać wnioski i odbierać lekcje. Uczyć się.

Mam nadzieję, że kolejna część o braciach Trafficante ukaże się prędko, gdyż już za nimi tęsknie. Z żalem rozstawałam się z bohaterami, ale i z tym światem. Dziękuję autorce za dedykację, która sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na sercu. To ja dziękuję N.R. Paradise, że podzieliła się swoją powieścią, swoim światem z innymi i dzięki temu dane mi było mieć do niego nie tyle dostęp, ale i wiele uciechy. Adrenalina nie opuszczała książki, a emocje były tak żywe, i tak pięknie przekazane, że Paradise należą się gratulacje. Niebezpieczny świat, w który czytelnik zostaje wciągnięty pokazuje motywy, jakimi ci ludzie się kierują, ale i co jest także dla poniektórych najważniejsze. Dla innych będzie to rodzina tak jak w przypadku Trafficante, a w innych zadowalanie własnej osoby i dbanie wyłącznie o swoje dobro. Każdy z braci Trafficante stoi za sobą murem i jest w stanie obronić drugiego, co pokazuje duże nie tylko przywiązanie, ale i miłość braterską. Książka nie tyle co mnie porwała w swoje obroty, ale mogę śmiało rzec, że mnie uwiodła. Każda ze stron tej lekturki jest świetna, erotyczna, mafijna, rodzinna. Nie mogłam się oderwać. Z jednej strony pragnęłam ją skończyć, a zaś z drugiej nie, bo to oznaczało koniec. Ale niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Przyjaźń między Olivią, a Eleną jest odzwierciedleniem mojej przyjaźni z Arystokratką A. Jedna za drugą w ogień skoczy. I tu także tak jest. Powiem, że to wspaniałe uczucie, ale i też dobrze mieć u swego boku osobę, dla której jesteśmy ważni, jesteśmy jak rodzina. W tej książce jeden ogień podsycał drugi, co nie raz i nie dwa powodowało u mnie ciarki na całym ciele. Mam nadzieję, że szybko ukażę się następną część, gdyż z niecierpliwością jej już wyczekuję. Jeżeli to Wasz świat to zapraszam do zapoznania się bliżej z tą historią. Z historią Eleny i Salvatora. Przejażdżka na rollercoasterze to nic w porównaniu z tym, gdzie nie wiadomo, co zaraz się wydarzy. Gorąco polecam!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu WasPos oraz N.R. Paradise.

Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger