„Krwawe
więzy”
Autor:
N.R. Paradise
Kategoria:
romans
Wydawnictwo:
WasPos
Stron:
419
W
świecie mafii wylądowałam dzięki książce Cory Reilly „Złączeni honorem”, a po
przeczytaniu „Krwawych więzów” wróciłam do tego. Z początku podczas czytania
wyczułam inspirację autorki książką „Złączeni honorem”. Od pierwszych stron
wciągnęłam się w tę historię, w bohaterów, których swoją drogą pokochałam i się
z nimi zżyłam. Ponownie mogłam odczuwać ten strach, ale i adrenalinę, która
towarzyszyła mi przez całą lekturkę. Zdążyłam już zapomnieć jak to jest w tym
świecie, ale wszystko wróciło z podwójną siłą przy „Krwawych więzach”, które w
dziesiątkę wbiło się w moje gusta. Muszę przyznać, że autorka nie tylko mnie
zachwyciła, ale i zmroziła krew w żyłach i to nie jeden raz! Przyjemnie mi się
czytało książkę Paradise, wręcz nie potrafiłam się od niej odciągnąć. Ujęła
mnie tą historią, a także stylem, dzięki któremu czytanie szło migiem. Pierwsze
spotkanie z N. R. Paradise i na pewno nie ostatnie. Stanowczo pragnę kolejnego
i następnego.
Elena
La Torre nieślubna córka jednego z najniebezpieczniejszych mężczyzn w kraju.
Można by rzec, że miała wszystko, ale tkwiła w tak zwanej złotej klatce, z
której nie było wyjścia ani ucieczki. Czy każdy byłby w stanie dłużej tak żyć?
Żyć w uwięzieniu. Każdy ma marzenia czy plany, które chciałby, aby się ziściły.
Wcale, ale to wcale się nie dziwiłam bohaterce, że chciała zaznać normalnego
życia. Według swoich marzeń i przede wszystkim bez ojca i jego świata, w którym
nie chciała istnieć. Nie dało się nie polubić Eleny, która swoim ognistym
temperamentem, a także ciętym językiem przekonała mnie do siebie. Wiedziałam,
że ta dziewczyna wpakuje się w kłopoty i to niejedne, ale jedno wychylenie
przed szereg spowodowało lawinę wydarzeń, których się nie spodziewała. Elena
nie mogła się doczekać jednego dnia. Dnia, w którym odzyska wolność. Miało
nastać to zaraz po jej dwudziestych pierwszych urodzinach to wówczas wtedy
miała być już wolna. Wolna na zawsze od ojca i świata, który ją otaczał.
Pragnęła zaznać spokoju i żyć po swojemu. Niestety jedna sytuacja, jedno
wychylenie i straciła to na, co czekała od dawna.
„Jeszcze
do dzisiaj wydawało mi się, że zakochiwałam się w tym mężczyźnie. Teraz
wiedziałam już, że to bzdura. Nie da się pokochać kogoś, kto nie ma serca”
Można
mówić albo próbować wmawiać sobie, czy innym, że serce ma się z kamienia, lecz
pod tą warstwą bólu, upokorzenia, smutku, skrywane są emocje, które zostały
zepchnięte na dalszy plan. Emocje, o których próbowano zapomnieć, a i przez
jakiś czas było to możliwe, ale wszystko jest do czasu. To wraca z podwójna
mocą. W tym świecie okazywanie jakichkolwiek emocji równoznaczne jest ze
słabością, to co dla nich jest słabym punktem dla innych jest wyznacznikiem
siły. Tacy ludzi są ograniczeni, bowiem nie mają pojęcia, ile mocy niosą ze sobą
uczucia. To nie tylko strach i gniew jest w tę grupę wliczany, ale także inne
mniej albo bardziej bolesne emocje, do których często trudno się jest przyznać
przed samym sobą. Prawie każdy z nas boryka się z jakąś emocją, do której
ciężko mu się przyznać albo ją zaakceptować, czy choćby nie uważać jej za
słabość. W świecie mafii okazywanie uczuć jest oznaką słabości i czyni z
człowieka łatwy cel. Ale czy każdy pod maską obojętności skrywa paletę pełną
barw? Czy nawet najgorszego potwora można nie tylko w sobie rozkochać, a
pokochać? Czy owy mężczyzna jest zdolny do miłości?
Od
pierwszego spotkania bohaterów dało się wyczuć iskrę, która ich do siebie
przyciągała. To połączenie charakterów moim zdaniem jest idealne. Nie zliczę na
palcach jednej dłoni ile razy pękałam ze śmiechu podczas czytania ich
sprzeczek, czy pyskówek. Uwielbiam momenty, w których to Elena droczyła się z
Salvatorem i robiła mu na złość. Żałowałam jedynie tego, że takiej ich
sprzeczki, czy robienia sobie na złość nie mogłam zobaczyć. W takiej sytuacji
szukałam wokół siebie tylko popcornu i czegoś do picia. Fabio był moim idealnym
odzwierciedleniem. Kiedy działy się jakieś awantury, czy robiło się ciekawie to
on siadał jako widz i zwykle coś jadł, co powodowało u mnie salwy śmiechy, a u
braci Trafficante było to nie tylko zdziwienie, ale i przyzwyczajenie do
takowych zachowań brata. Nie raz i nie dwa miałam ochotę przybić Fabio żółwika.
Powiem szczerze, że było wiele sytuacji, w których bohaterka miło mnie
zaskakiwała. W momencie zagrożenia nie wahała się, a przystępowała do akcji z
zimną krwią, dopiero po zdarzeniu opadały emocje, adrenalina. Elena na oczach
czytelnika zaczyna czuć więcej ,niż przypuszczała, do męża. Podczas pożycia
małżeńskiego zauważyłam, że bohaterka dużo wydoroślała i myślała już w innych
kategoriach. Zaczęła czuć i żyć pełną piersią. Wiadomo, że bywały momenty, w
których sądziła, że to koniec. Były takie sytuacje, w których Salvator
przerażał mnie swoją stanowczością. Ale nie ma osób idealnych, perfekcyjnych.
Każdy popełnia błędy, ważne jest to, by z nich wyciągać wnioski i odbierać
lekcje. Uczyć się.
Mam
nadzieję, że kolejna część o braciach Trafficante ukaże się prędko, gdyż już za
nimi tęsknie. Z żalem rozstawałam się z bohaterami, ale i z tym światem.
Dziękuję autorce za dedykację, która sprawiła, że zrobiło mi się ciepło na
sercu. To ja dziękuję N.R. Paradise, że podzieliła się swoją powieścią, swoim
światem z innymi i dzięki temu dane mi było mieć do niego nie tyle dostęp, ale
i wiele uciechy. Adrenalina nie opuszczała książki, a emocje były tak żywe, i
tak pięknie przekazane, że Paradise należą się gratulacje. Niebezpieczny świat,
w który czytelnik zostaje wciągnięty pokazuje motywy, jakimi ci ludzie się
kierują, ale i co jest także dla poniektórych najważniejsze. Dla innych będzie
to rodzina tak jak w przypadku Trafficante, a w innych zadowalanie własnej
osoby i dbanie wyłącznie o swoje dobro. Każdy z braci Trafficante stoi za sobą
murem i jest w stanie obronić drugiego, co pokazuje duże nie tylko
przywiązanie, ale i miłość braterską. Książka nie tyle co mnie porwała w swoje
obroty, ale mogę śmiało rzec, że mnie uwiodła. Każda ze stron tej lekturki jest
świetna, erotyczna, mafijna, rodzinna. Nie mogłam się oderwać. Z jednej strony
pragnęłam ją skończyć, a zaś z drugiej nie, bo to oznaczało koniec. Ale
niestety nic co dobre nie trwa wiecznie. Przyjaźń między Olivią, a Eleną jest
odzwierciedleniem mojej przyjaźni z Arystokratką A. Jedna za drugą w ogień
skoczy. I tu także tak jest. Powiem, że to wspaniałe uczucie, ale i też dobrze
mieć u swego boku osobę, dla której jesteśmy ważni, jesteśmy jak rodzina. W tej
książce jeden ogień podsycał drugi, co nie raz i nie dwa powodowało u mnie
ciarki na całym ciele. Mam nadzieję, że szybko ukażę się następną część, gdyż z
niecierpliwością jej już wyczekuję. Jeżeli to Wasz świat to zapraszam do
zapoznania się bliżej z tą historią. Z historią Eleny i Salvatora. Przejażdżka na rollercoasterze to nic w porównaniu z tym, gdzie nie wiadomo, co zaraz się
wydarzy. Gorąco polecam!
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję wydawnictwu WasPos oraz N.R. Paradise.
Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.
Brzmi ciekawie i zachęcająco :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie książka jest plagiatem, a przynajmniej jej pierwsza część.
OdpowiedzUsuńBezczelnie zgapiona ze Złączeni Honorem, zaczynając od poznania głównych bohaterów, przygotowań do ślubu, nocy poślubnej (gdzie padły dokładnie te same słowa co w ZH), kończąc na akcji w samolocie, która została zgapiona z 365 dni. Mam nadzieję, że ktoś się tym zajmie.