„Trzy
razy miłość”
Autor:
Jolanta Kosowska
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
297
Walentynki
tuż tuż, więc warto byłoby wybrać sobie lekturę, która od miłości i uczuć nie
stroni. Ja w poszukiwaniu takiej powieści ruszyłam także do polskich autorów,
których twórczości wcześniej nie znałam. Tak trafiłam na Trzy razy miłość Jolanty Kosowskiej. Wiem, że o tej pięknej książce
była już mowa na wielu portalach literackich, gdzieś na grupkach czytelniczych
mi się przejawiła, ale i tak dorzucę swoje zdanie na jej temat. Od początku
czułam, że będzie to powieść dla mnie. Śliczna okładka, dobry, intrygujący
opis, który zapowiadał historię pełną miłości. Czy rzeczywiście tak było? O
tym poniżej.
„Dziwna
to miłość, która każe ci wszystko oddać... Według mnie prawdziwa miłość polega
na tym, że coś się daje, ale i coś otrzymuje w zamian... Prawdziwa miłość
buduje, nie uśmierca”
Historia
w Trzy razy miłość opowiada o losach
dwojga zupełnie różnych od siebie ludzi. Mamy sympatyczną, życzliwą, pomocną i
dobrą Martynę, wybitną studentkę medycyny oraz Łukasza, wydawałoby się,
rozpieszczonego dzieciaka z bogatego domu, który serce oddaje jedynie piłce
ręcznej i przyjemnościom cielesnym. Do głowy by mu nie przyszło, by się
zakochiwać, kiedy tyle ciekawych perspektyw przed nim, jednak serce nie zawsze
lubi słuchać właściciela, czasami postępuje zupełnie inaczej, niż my zakładamy.
Rodzi się miłość, rodzą się również problemy. Wierzę, że to prawdziwe uczucie
jest w stanie pokonać nawet największe mury i Trzy razy miłość udowadnia, że tak właśnie bywa.
Książka
pani Jolanty od pierwszej strony znalazła małe miejsce w moim własnym sercu.
Autorka w tak piękny sposób operuje językiem, że powieść czyta się w mgnieniu
oka. Subtelność i wyczucie „smaku” sprawiło, że mimo tylko niecałych trzystu
stron, książka wywarła spory wpływ na odbiorcę. Bardzo polubiłam opisy znajdujące
się we wnętrzu tej czerwonej piękności. Dzięki nim sama zechciałam na chwilę
przenieść się do malowniczego Wrocławia (do którego, swoją drogą, wyprowadzam
się jeszcze w tym roku), do zabytkowego Krakowa czy nawet do Włoch, prosto nad
jezioro, o którym mowa w lekturze. Miłości w tej powieści jest w nadmiarze, ale
to chyba dobrze, jeśli szukamy czegoś wpasowującego się w klimat Walentynek.
Mimo wszystko muszę uprzedzić. W książce nie znajdziemy tylko subtelnych,
pozytywnie nacechowanych uczuć. Książka kryje w sobie również ziarenko
toksyczności, rozterek, walki z sumieniem i sercem, walki o własne marzenie i
trudne, mogące zranić, wybory. Bohaterowie są zbudowani z krwi i kości. Czują,
cierpią, cieszą się z sukcesów, radują wzlotami, smucą upadkami. Chociaż Łukasz
oraz Martyna to główne postaci tej powieści, nie zabraknie także wzmianki o
innych osobach występujących w fabule. Można zaprzyjaźnić się z wyjątkowym,
pomocnym i sympatycznym Krzyśkiem czy nawet zakonnicą Elką. Można znienawidzić
ojca Łukasza albo przestać pałać sympatią do tajemniczej Małgorzaty. Bohaterów
jest do wyboru, do koloru! Na szczęście każdego cechuje coś zupełnie innego,
dlatego łatwo ich rozróżnić. To może dziwne, ale moim sercem zawładnęła
poboczna postać, bo Krzysiu. To tak dobry, pełen empatii i wyrozumiałości
człowiek, że z przyjemnością spędziłabym z nim więcej czasu na kartach
powieści. Z jednej strony potrafiłam go zrozumieć, z drugiej było mi strasznie
żal tego mężczyzny. Miłość, o której dziś dość dużo mówię, potrafi być naprawdę...
brutalna.
„Pojawiła
się we mnie pustka, która wspólnie z żalem i rozpaczą zastąpiła wszelkie inne
uczucia i emocje. Jakby nagle wszystko wypaliło się we mnie w środku. Jedna
chwila, gwałtowny, niszczący wszystko pożar, a po nim już tylko popiół, ruiny i
zgliszcza... Pustka, która nagle zastąpiła burzę emocji, wszystkie bliższe i
dalsze plany. Taka cisza po nawałnicy. Dno, z którego trudno będzie się
podnieść i odbudować”
Trzy
razy miłość było właśnie taką lekturą na samotny
wieczór, kiedy potrzebuje się dużej dawki czułości, subtelności i uczuć. Ta
powieść ukaże prawdziwą, silną i wytrzymałą na porażki czy upadki miłość.
Miłość również o toksycznym wymiarze. Może właśnie dlatego nie potrafiłam
zapałać ogromną sympatią do Martyny czy Łukasza. Byli oni wplątani w toksyczny
związek, na nowo schodząc się i rozchodząc, wszczynając awantury o nic, kłócąc
się o nieistotne rzeczy. Wielokrotnie zastanawiałam się wtedy, ile potrzeba
rozstań, żeby zrozumieć, żeby otworzyć szerzej oczy, zdjąć te różowe okulary.
Potem do mnie dochodziło, że właśnie tak funkcjonują toksyczne relacje i nie
mogę się dziwić niekiedy denerwującemu zachowaniu bohaterów. Cała fabuła jest
zbudowana z licznych retrospekcji. Postaci poznajemy kilka lat po poznaniu się
Martyny i Łukasza, kiedy przypadkiem na siebie wpadają. To spotkanie uruchamia
wszelakie powroty do przeszłości, do osadzonych w kurzu wspomnień. Powieść
pokazuje zarówno początku ich znajomości, jak i to, co się dzieje już wiele lat
później.
„Ponoć
miłość bywa ślepa, głucha, pozbawiona rozumu i zdrowego rozsądku, ufna
bezgranicznie, bezkrytyczna i naiwna. Ponoć bywa też inna, ale moja była chyba
właśnie taka – głupia, ślepa i pozbawiona rozumu”
Chociaż
książka nie wpisała się w moich ulubieńców, na pewno miło zapełniła mi czas.
Pióro autorki stało się piórem, z którym jak najbardziej mogę się zaprzyjaźnić
i nie zwlekać z przeczytaniem jej kolejnych tworów. Trzy razy miłość to
historia, którą może przeczytać każdy, kto chce ujrzeć inny wymiar tego
uczucia. Nie wszystko, co piękne się wydaje, piękne jest. I to także pokazuje
nam książka pani Kosowskiej.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz