„Ostatni
Strażnik”
Autor:
Antares
Kategoria:
fantasy
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
372
Książka
nie tylko mnie zachwyciła, ale i także pochłonęła od pierwszych stron, bardzo
trudno było mi się od niej oderwać. Powiedziałabym, że trzymała mnie w swych
szponach do samiuteńkiego końca. Kocham fantasy, gdyż można stworzyć nowy,
własny świat. Ustanawia się swoje reguły gry, tworzy się bohaterów, którzy albo
czytelnika zachwycą, albo zniechęcą. To w naszych rękach zależy, jak potoczy
się dana sytuacja. To autor, a zarazem twórca tego świata ma nad nim władzę. Co
mnie skusiło do tej pozycji? Zdecydowanie przekupił mnie opis tej książki, gdyż
od pierwszej chwili wiedziałam, że porwę ją tak samo jak ona mnie.
Pióro
autora jest lekkie i sprawia, że czytelnikowi łatwiej się czyta jego książkę. Ja
byłam zachwycona światem, który stworzył Antares. Podróżowałam po wyspach
Baucze wraz z Kormakiem. Można rzec, że byłam na wyspach jego oczami. Nie
umiałam zrozumieć z początku wrogości młodych druidów do Kormaka. Główny
bohater osierocony przez rodziców, trafił do Redłana druida od eliksirów.
Podziwiałam świat druidów, który na każdym kroku mnie zaskakiwał. Konstrukcja,
jaką wymyślili druidzi dawno temu, zaskakiwała, gdyż nie była do końca trwała,
a na skutek przemieszczania się wysp, mosty rwały się i trzeba było je na nowo
naprawiać i szukać powodu zerwania.
Za
Kormakiem chodzi dziwna postać, która napawa bohatera lękiem. Sama byłam
zlękniona ową osobą, ponieważ chodziła w cieniu, chowała się za nim. Znikała i
pojawiała się, kiedy Kormakowi przydarzała się krzywda. Okazuje się, że tą
tajemniczą postacią była Askella Nardenami, która jest Inkwizytorką, naznaczoną
piętnem czarnej magii. Ich losy są ze sobą połączone. Inkwizytorka potrzebuje
Kormaka, by raz na zawsze pokonać czarną magię. Muszę przyznać, że przy scenach
ich nauki ciut się śmiałam, gdyż młodzieniec tak panicznie się bał swej mistrzyni,
że pokazywał to całym sobą. Jakby nie patrząc, jak się bliżej ją poznało,
zrozumiało się, że nie jest zła, że to, iż czasem traciła panowanie nad czarną
magią, nie zasłaniało jej rozsądku. Sama Askella nie wiedziała, czemu jej uczeń
tak panicznie się bał.
Wcześniej
nie spotkałam się z takim światem, jest dla mnie nowy i wciąż pełen niespodzianek,
ale też niebezpieczeństw. Razem z Kormakiem wyruszałam na Ciężkie Ziemie.
Jestem pod wrażeniem, bestie z tego świata nie raz nie dwa wydały mi się tak
realistyczne, że musiałam sprawdzić za siebie, czy jakaś za mną nie stała.
Czułam się tak jak Kormak, jakby ktoś mnie śledził, każdy mój ruch jaki
wykonam. Wydawało mi się, że byłam w takim samym stopniu obserwowana przez
poczwary, co bohater. Autor wykazał się świetnym kunsztem swojego pióra,
przerażenie nie opuszczało jak i mnie tak i bohatera na Ciężkich Ziemiach.
Życie tam to jednym słowem walka o przetrwanie, walka o pozycje, walka o
jedzenie, walka o życie, które mogło zostać zabrane w każdej chwili za źle
wykonany ruch, słowo, czy też gest.
„— Wiesz już, że nie warto się
wahać. Ktoś, kto tego nie wie, nie wie też, że bliski jest śmierci”
Na
wyspach Baucze oprócz druidów mieszkały także gryfy, mistyczne stworzenia,
które swoim majestatem i urokiem zachwyciły mnie do reszty. Można rzec, że
oddałam im serce, a szczególnie jednemu gryfowi, a mianowicie Micuchowi, od
początku się w nim zakochałam. Oczami wyobraźni widziałam to stworzenie z
pięknymi niebieskimi skrzydłami. Gryf każdego z druidów posiadał ulubiony kolor
skrzydeł swoich właścicieli. Obserwowałam wyspy, druidów i ich podopiecznych.
Każdy młody druid szkolił się w wybranym przez siebie bądź swojego mistrza
fachu, który miał wykonywać już na zawsze.
Kormak
wraz ze swym bratem mieli odpracowywać swoją karę łącząc zerwane mosty wysp.
Uważali ją za żmudne zajęcie i nie obaj nie wyobrażali sobie, że mogli by pracować
tak do końca swoich dni. Zdziwieni byli, że jeden z młodych młodzieńców zaczął
uczyć się owego fachu. Łączenie mostów nie należało bowiem do najłatwiejszych
zajęć i trzeba było mieć nie tyle co sokoli wzrok, a i dużo siły, by móc
przyciągnąć odciągnięte wyspy na nowo. Życie na wyspach Baucze było bezpieczne i
dobre, nie dostrzegłam w nim tyle dzikości i szaleństwa, co na Ciężkich
Ziemiach. Ale również i tu na tym bezpiecznym terytorium młody Kormak nie mógł
się czuć bezpieczny, bowiem czyhało na niego gorsze niebezpieczeństwo. Nie wiedział,
że druid, któremu zaufał, zamydlił oczy, a także uśpił jego czujność, stał za
atakami ze strony innych jego rówieśników na niego. Od najmłodszych lat był
atakowany i nie za bardzo umiał sobie z tym poradzić w ten pojawiała się
mroczna postać napawająca lękiem i ratowała go.
Autor
zaskoczył mnie swoim dziełem pozytywnie od pierwszych stron. Wciągnął do
swojego świata i nie wypuścił aż do ostatniej strony. Nie jest łatwe budowanie
sfery fantasy, gdyż to trudne. Nie zawsze to, co stworzymy, trafi w gusta
naszych odbiorców, a tu Antares spisał się znakomicie. Zaciekawił, przeraził,
zachwycił. Jednym słowem napisał cudowne fantasy, które zostaje zapamiętane na
długo ze względu na swoją oryginalność jak i kreatywność. Szczególne gratulacje
mu się należą moim zdaniem za stworzenie tak pięknego i majestatycznego
Micucha. Nie umiałam się oprzeć temu maluchowi. Czekam z niecierpliwością na
dalsze losy Kormaka i Micucha. Mam nadzieję, że kontynuacja pojawi się dość
szybko, gdyż zżera mnie ciekawość, co będzie dalej, co się wydarzy. I co
najważniejsze, czy Kormak wraz ze swym gryfem wrócą cali z wyprawy z Ciężkich
Ziem. Gorąco polecam! Warta przeczytania i zapamiętania!
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do
poczytania, Amigo!
Arystokratka
J.
Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.
Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz