czerwca 26, 2018

Przedpremierowo! Emocjonalny hit lata: "Adam"!

Przedpremierowo! Emocjonalny hit lata: "Adam"!

„Adam”
Autor: Agata Czykierda-Grabowska
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, new adult
Wydawnictwo: OMGBooks
Stron: 440

Recenzja Arystokratki A.: 

Książka powinna zabierać nas w piękny, magiczny świat. Od czasu do czasu powinna nas czarować, unosić na obłokach radości, wzruszeń i złości. Powinna chwycić nas za poły koszulki i zaciągnąć wprost na emocjonalny rollercoaster. To właśnie tego dokonał „Adam” Agaty Czykierdy-Grabowskiej. Sprawił, że zatraciłam się w lekturze od początku aż do końca, nie potrafiąc wymazać z głowy obrazu ptaka, zamieniającego się w chłopca, i niewidzialnej dziewczyny, która czuła zbyt mocno. Pomimo iż to moje drugie spotkanie z autorką, już mogę twierdzić, że ta książka… to absolutny i bezapelacyjny hit. Długo nie potrafiłam pozbierać się po dotarciu na ostatnią stronę „Adama”, lecz chęć poznania zakończenia była zbyt silna, dlatego doczytałam ją z oszalało bijącym sercem.
Boleśnie piękna historia opowiada o tytułowym Adamie, który trafił do rodziny zastępczej w wieku siedemnastu lat. W domu poznaje sympatyczną, otoczoną aurą samotności dziewczynę o zielonych oczach i łagodnym uśmiechu. Dziewczynę czującą za mocno, kochającą wbrew wszelkim tragediom, wybaczającą mimo smutnych prawd oraz faktów. Nasza główna bohaterka to osoba, której nie da się nie polubić, a historia samotnego, zostawionego na pastwę losu Adama porusza nawet najbardziej zamknięta na uczucia serca. Początkowo dziewczyna żyje swoim życiem, jedynie obserwując nowego przybysza. Zajmuje się codziennością w postaci szkoły, znajomych, chłopaka i dwójki dzieci: Michalinki oraz Arka, również zamieszkujący jej dom. Po jakimś czasie tajemniczy, odległy od świata rzeczywistego Adam staje się dla bohaterki istną zagadką. Widzi w nim ogromne pokłady dobra, wrażliwością i uczuciowości, którą skrywa. Nie poddając się, zaczyna coraz bardziej przywiązywać się do tytułowej postaci, razem z nim odkrywając, jak naprawdę wygląda piękna, bezwarunkowa i namiętna miłość. Czy jednak dane będzie im zostać razem już na zawsze, pomimo tych wielkich różnic, pomimo tej gigantycznej przepaści? O tym, a także o innych, istotnych sprawach dowiecie się, czytając tę książkę.

„Nie jesteś ozdobą. Jesteś najważniejszym elementem układanki”

Przyznam, że ciężko poruszyć moje małe serduszko, wyzwolić je spod silnych uprzęży, ale „Adamowi” się udało. Rozczulił mnie. Dał mi poczuć takie emocje, które sama skrywam, nikomu ich nie pokazując. Ta lektura po prostu przemówiła do mnie, dając możliwość otworzenia się na emocje. Historia obojga bohaterów jest naprawdę wzruszająca. Tematy poruszane w książce stanowią zwykłą, szarą codzienność wielu osób, dlatego ten realizm sprawił, iż „Adam” staje się niesamowitą, rzeczywistą lekturą o prawdziwych ludziach, o prawdziwych uczuciach, o bolesnych, często głęboko ukrywanych sekretach, sprawiających, że pęka serce, a rozum krzyczy „to nie może tak być!”. A jednak. Świat jest brutalny, daje popalić niejednej osobie, co poczuł zarówno Adam, jak i nasza niewidzialna dziewczynka, która pomimo bycia chcianym dzieckiem, we własnym domu nie czuje się w ogóle kochana i zrozumiana. Bohaterka nauczyła się żyć w samotności, w odosobnieniu, jednak to nie pozbawiło ją pokładów miłości, którą obdarowuje pojawiające się w ich domu dzieciaki. Tą samą piękną miłością stara się obdarować zagubionego, skrzywdzonego „ptaka, który zamienia się w chłopca”.

„— Tylko ulotne momenty są tak naprawdę piękne — zauważył cicho Adam.
— Tak, to prawda.
[…]
— Ale życie w jednej pięknej chwili po jakimś czasie stałoby się nudne — dodał lżejszym tonem. — Człowiek jest tak skonstruowany, że nie lubi powtarzalności i ciągle szuka czegoś nowego i intrygującego”

Jestem bardzo wzruszona tą książką. Jestem wzruszona bohaterami, historiami każdego z nich. Poruszył mnie wątek rodzinny, gdzie matka nie może mieć więcej dzieci, co skutkuje brakiem miłości do pierwszej i zarazem ostatniej córki. Poruszyło mnie zachowanie ojca, który próbuje zrekompensować te braki. Poruszyło mnie urocze rodzeństwo: Michalinka i Arek, tak cudowne, kochane dzieciaki! Poruszyło mnie uczucie, z każdą kolejną stroną budujące się między postaciami. Już od dawien dawna nie czytałam tak dobrej książki — naprawdę. Przyrzekam, że mówię z czystego serca, które w trakcie „Adama” było łamane kilkakrotnie! Nie potrafię znaleźć minusów tej lektury, a ogromnym plusem i zarazem czymś… dodającym uroku, był brak imienia głównej bohaterki. Znam ją tylko z tego, iż była dziewczynką, czującą za mocno. I tak właśnie chcę zapamiętać tę wyjątkową postać. Jako wspaniałą, dobrą, kochającą, wybaczającą dziewczynę o miłości tak szerokiej i tak głębokiej, że aż pięknej.

„Skoro nie mogę być wolna — pomyślała — to wolę być martwa”

W trakcie czytania nieraz panował baśniowy klimat przez wzgląd na bajki, które opowiadała nasza sympatyczna bohaterka. Bardzo mi się to podobało, zresztą te wątki dodawały magicznego uroku książce. Całość wypadła znakomicie, a ja na długo nie zapomnę o „Adamie”. Dobra robota, moja imienniczko! 


 Recenzja Arystokratki J.:

Powiem szczerze, że to nie moja pierwsza styczność z tą autorką. Miałam okazję przeczytać „Jak powietrze”, które urzekło mnie całym sercem, ale w porównaniu z „Adamem”, nie wzbudziło we mnie tyle emocji. Długo wyczekiwałam tej lekturki. W głębi siebie czułam, że będzie to najlepsza książka Agaty, i nie myliłam się. „Adam” spełnił moje wymagania.


„Nie jesteś ozdobą. Jesteś najważniejszym elementem układanki”

Od pierwszych stron Adam jako główny bohater zaintrygował mnie, a także zauroczył. Z każdą kolejną stroną coraz żywiej i szybciej pragnęłam odkrywać karty chłopaka. Nie jest zwykłą postacią następnej książki, a niezwykłą istotą, która została dotkliwie skrzywdzona. Autorka celowo nie podaje nazwiska ani miejscowości, gdzie żyją bohaterowie, dzięki czemu czytelnikowi łatwiej się utożsamić z postaciami. Pokochałam ich od razu. Agata Czykierda-Grabowska po raz kolejny wprowadziła mnie w swój pięknie wykreowany świat — spodobał mi się ponownie.
Z początku czułam zdezorientowanie, gdy nie zostało ujawnione imię głównej bohaterki, ale czytając dalej zrozumiałam zabieg Agaty, choć nie ukrywam, wciąż fascynuje mnie, jak się nazywa nasza niewidzialna dziewczynka. Mogłam łatwo zrozumieć tę osobę, która czuła mocniej. Czytając tę historię czułam tak, jakbym to ja chodziła po lesie, czy wędrowała po domowym ganku. Wykryłam parę podobnych cech, które również posiadała bohaterka. Sama odczuwam w sobie samotność. Wiele razy płakałam, czytając tę smutną, wzruszającą, lecz także urzekającą historię. Dobrze zrozumiałam, co czuła dziewczyna. Dość często sama odczuwam, jak bardzo nie pasuję do danego towarzystwa. Kiedyś tak jak Niewidzialna dostrzegłam, że nie nadawałam na takich falach co reszta.

„Zbyt mocno czujesz”

Bolało mnie także zachowanie matki bohaterki. Nie mogłam dowierzać, że mogłaby w ten sposób traktować własne dziecko. Utworzyła bezpieczną, ale i sztuczną przystań dla maluchów z domu dziecka. Z boku wydają się idealną rodziną, lecz gdyby przyjrzeć się dokładniej, można dostrzec rysy, które na ogół byłyby niewidoczne dla oka. Miałam ogromną chęć potrząśnięcia tą kobietą, jednak wolałam powoli zaczynać rozumieć jej zachowanie, jej motywy, które nią kierowały.

„Tylko ulotne momenty są tak naprawdę piękne”

Autorka zachwyca swoim lekkim piórem oraz niesamowitą historią. Zwykle odrzucałam polskich twórców ze względu na wielką obawę. Agata Czykierda-Grabowska jest jedną z tych pisarek, które chyba nie potrafią zawodzić, a zamiast tego wzruszają i sprawiają, że czytelnik odczuwa niedosyt. Agata złamała mi serce „Adamem”. Płakałam, ale i śmiałam się wraz z bohaterami. W szczególności żywiłam nienawiść do ojczyma Adama, tego brutalnego człowieka, niedającego się na opiekuna dla młodego, bezbronnego chłopca.
Adam jako postać wzruszyła mnie, lecz także zaintrygowała. Pragnęłam zgłębić jego myśli, sekrety czy marzenia. Pragnęłam poznać go w pełni. Również u niego ujrzałam pewne własne cechy, dzięki czemu rozumiałam jego potrzebę zadawania sobie bólu. Niekiedy potrzeba zagłuszania bólu psychicznego popycha młodych ludzi do krzywdzenia siebie w postaci zadawania tego fizycznego bólu, co umożliwia na moment zapomnieć o innych, dręczących, często bolesnych chwilach. Sprawia, że przestajemy myśleć. Jesteśmy wolni.

„Wierzysz… wierzysz, że z czegoś brudnego i wstrętnego może powstać coś dobrego?”

Los sprawia, iż znajdujemy osoby nam przeznaczone w nieoczekiwanych momentach. Tak właśnie zdecydował w kwestii Adama oraz dziewczyny, która czuła mocniej. Wzrok ciemnych oczu chłopaka za każdym razem wprawiał mnie w zachwyt, potrafiłam go sobie wyobrazić, czuć go na sobie.

„Oddaję ci pocałunek szczęścia”

Powiem Wam, że to nie jest książka, o której się zapomina, która jest na krótką chwilę. „Adama” po prostu nosi się w sercu na długo. Ta pozycja pokazuje trudną, ale i piękną miłość. Gorąco polecam tę lekturę. Pokochałam ją od razu aż do ostatniej strony. To najlepsza książka Agaty Czykierdy-Grabowskiej, naprawdę! Pamiętajcie, by mieć przy sobie paczkę chusteczek, bo łzy są w pakiecie razem z „Adamem”. Autorka wykonała kawał dobrej roboty. Dziękuję jej za podzielenie się tą wyjątkową historią z czytelnikami. Pokazuje ona, jak ważne są uczucia i obecność drugiego człowieka w naszym życiu. Pragnę pogratulować autorce nieziemskiego dzieła! Życzę jej kolejnych, ogromnych sukcesów w postaci bestsellerów i z niecierpliwością czekam na dalsze, niezwykłe historie, które wyjdą spod jej pióra!

Za możliwość przeczytania, egzemplarze recenzenckie, dziękujęmy Wydawnictwu OMG Books.




Do poczytania, querido!
Arystokratka J. & Arystokratka A. 





















czerwca 23, 2018

Ochroniarz niczym "Mój obrońca"

Ochroniarz niczym "Mój obrońca"

„Mój obrońca”
Autor: Jodi Ellen Malpas
Kategoria: literatura kobieca, obyczajowa, erotyk
Wydawnictwo: Amber
Stron: 400

Długo zbierałam się, by cokolwiek tu napisać. Nie dość, że sam proces czytania książki Jodi był przeraźliwie długi, tak i skrobnięcie recenzji na jej temat zajmie mi troszkę więcej czasu niż zwykle. Autorkę znam z innych pozycji, mając na myśli serię Ten Mężczyzna i Ta Noc. Przeczytałam je parę lat temu, kiedy świat dopiero otwierał się na taką literaturę dla kobiet. Przyznam, że wtedy byłam już po lekturach typu Grey, Cross czy nawet „Barwy miłości”, a seria Jodi Ellen sprawiła, iż miałam ogromną ochotę tylko łupnąć głową w ścianę. Bardzo nie polubiłam się z autorką, jej stylem, jej bohaterami ani historiami, które opisywała w swych tomiszczach. Jednakże po paru latach postanowiłam skosztować jej kunsztu jeszcze raz, co było jednym z najgorszych błędów czytelniczych od ponad dwóch lat. Już dawno aż tak nie męczyłam książki jak właśnie „Mojego obrońcę”. Kiedy zamknęłam tę pozycję, poczułam ogromną ulgę, ale zacznijmy od początku.
Historia opowiada nam o losach dwójki, znów z pozoru niepasujących do siebie, ludzi. Młodej, pięknej modelce, najwidoczniej ulubienicy mediów (oczywiście przez swoje wpadki czy liczne problemy osobiste) Camille Logan, córce bogatego starszego pana. Gdy ojciec Camille zaczyna otrzymywać pogróżki skierowane w stronę jego ukochanej córeczki, postanawia zatrudnić profesjonalnego ochroniarza, którym staje się Jake Sharp, nasz drugi główny bohater. Jake to były komandos. Przez trudne przejścia został zwolniony ze służby i wrócił do miasta. Otrzymując zlecenie na ochranianie rozpieszczonej modelki, nieświadomie przewrócił swoje życie do góry nogami. Choć początkowo odmawia tej pracy, nie ma zamiaru w ogóle mieć do czynienia z śliczną Camille, ostatecznie decyduje się przyjąć zlecenie.
Zarys historii idealnej jest, wątek „kryminalny” jest, piękni bohaterowie po przejściach są. Wszystko cudnie, ładnie, ale nic poza tym. Wnętrze tej książki to moje największe rozczarowanie. Przez trzy czwarte kompletnie nic interesującego, godnego uwagi, się nie dzieje. Akcja dłuży się, niemiłosiernie przeciąga, zapełniając strony nudnymi dialogami, sytuacjami, które w ogóle nie wpływają na dalsze losy bohaterów (swoją drogą nie szczycą się ani dobrze wykreowanym charakterem, ani oryginalnością). Nie potrafiłam odnaleźć się w „Moim obrońcy”. Ciągle musiałam odkładać lekturę na bok, ponieważ zwykle wściekałam się na Camille, naprawdę niedojrzałą, głupiutką dziewuchę. Jej zachowanie ani trochę nie przypominało zachowania dorosłej, dojrzałej kobiety po przejściach. Te humorki, fochy, uciekanie, robienie na złość sprawiały, że zastanawiałam się czy czytam literaturę dla kobiet czy może dla nastolatków. Gdzieś w głowie nawet zakiełkowało mi się przeświadczenie, iż parę tygodni wcześniej już miałam do czynienia z podobną tematyką, podobną książka. Mówię tu o „Nic do stracenia. Początek”. Niektóre sceny, sytuacje czy wątki były aż nazbyt podobne do tych z pozycji Kirsty, mimo to brnęłam dalej. Co można powiedzieć dalej o „Moim obrońcy”? Na pewno absurdalne określenia, bezsensowne metafory czy porównania. Czy kiedykolwiek ktoś Wam powiedział, że macie piękny, uparty kark? Ja nie słyszałam, ale to może ja jestem dziwna.
Chciałam polubić chociaż Jake’a. Naprawdę chciałam go polubić, lecz nie potrafiłam zrozumieć toku jego myślenia. Dziewczyna traktuje go jak nic niewartego frajera, ucieka, robi mu na złość, a jednak COŚ w niej widzi. Rozumiem pewne aspekty zachowania Camille (przeżyła niejedno), lecz wydaje mi się, że jako dorosła kobieta powinna więcej MYŚLEĆ, niż działać jak szalona, głupiutka nastolatka.


Pod koniec książki nawet się wkręciłam. Chyba to też fakt, iż chciałam skończyć tę lekturę jak najszybciej. Niestety w dalszym ciągu nie odczuwałam tego, co powinnam odczuwać przy czytaniu dobrych książek. Brak emocji, brak wartkiej, interesującej i wciągającej akcji. Powtarzalność, bolesny schemat, niedopracowane charaktery — to wszystko to ogromne minusy tej powieści. Z plusów na pewno dodam, że podobało mi się pewne rozwiązanie sprawy związanej z tajemniczą Abby i Charlotte. O tak, to jak najbardziej na plus. Zakończenie samo w sobie również w moim stylu, także chociaż ostatnie strony nie zawiodły mnie tak bardzo jak cała reszta. Przykro mi, kiedy muszę pisać tak potworne rzeczy, nie mogąc pochwalić autorki za jej pomysłowość, kreację bohaterów, świetną akcję, dobrze poprowadzone wątki kryminalne. Naprawdę mi przykro, ale nie potrafiłam odnaleźć się w tej książce i raczej już nigdy więcej nie sięgnę po twórczość pani Malpas. Mogłam spodziewać się, że kiedy raz się zawiodłam na całej linii, zawiodę się ponownie. Mam sporą nauczkę, by nie zabierać się za dzieła autorów, którzy kiedyś w przeszłości nabawili się u mnie złej opinii. Pani Jodi Ellen Malpas dziękuję i oby nie do zobaczenia ani poczytania.
Nie mówię, że wszystkim się nie spodoba. Być może lubicie taką tematykę, a styl autorki Wam się podoba — dobrze, nie oceniam Was! Po prostu do mnie ta lektura w ogóle nie przemówiła. Osobiście nie będę jej polecać i chcę jak najszybciej o niej zapomnieć.

Do poczytania,
Arystokratka A. J

czerwca 19, 2018

Seksowna wojna z "Weteranem"

Seksowna wojna z "Weteranem"

„Weteran”
Autor: Katy Regnery
Kategoria: literatura kobieca, obyczajowa, erotyk
Wydawnictwo: NieZwykłe
Stron: 347

Cześć, kochani! Dzisiaj zajmiemy się książką Katy Regnery pt. „Weteran”. Jak głosi treść na okładce, to początek serii o współczesnych baśniach, w tym przypadku jest to adaptacja „Pięknej i Bestii”. Powiem Wam, że z początku czułam ogromny zawód tą pozycją. Byłam bardzo rozczarowana tempem akcji, które przyśpieszało z każdą następną stroną, z każdym rozdziałem. Nie tak sobie wyobrażałam tę adaptację. Wszędzie zapowiadali ją znakomicie, stąd mój zakup, lecz długo zwlekałam z przeczytaniem jej, gdyż żywiłam względem „Weterana” spore nadzieje. Odkładałam to jak najdłużej, ale niestety, nie można wszystkiego odkładać w nieskończoność. Muszę jednak przyznać, że od pierwszych stron polubiłam głównego, męskiego bohatera: Ashera Lee, a i postać żeńską: Savannah także była dobrze wykreowana przez autorkę. Wzbudziła moją ciekawość, dzięki czemu szczerze ją polubiłam.

„Chcesz, żeby twoje życie wyglądało inaczej? Musisz sam je zmienić”

Savannah Carmichael została porzucona oraz zdradzona przez mężczyznę, któremu bezgranicznie ufała. Traci również wymarzoną posadę dziennikarki w Nowym Jorku, przez co wraca do rodzinnego miasta w Denvers w stanie Wirginia. Po czasie otrzymuje ciekawą ofertę pracy, lecz najpierw musi napisać świetny artykuł o interesującym człowieku, a mianowicie o okaleczonym weteranie wojennym: Asherze Lee. Mężczyzna wrócił do swojego rodzinnego miasteczka osiem lat temu i od tej pory w ogóle nie opuszcza posesji.

„Nie oczekuj niczego, gdyż życie nie jest ci nic winne”

Mieszkańcy szanowali prywatność Ashera Lee, jednak świat weterana zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, gdy w jego drzwiach pojawia się Savannah Carmichael. Wbrew samemu sobie zgadza się na wywiad z piękną dziennikarką, która po jakimś czasie budzi w nim coś jeszcze… coś głęboko schowanego.
„Weteran” to współczesna adaptacja klasycznej baśni o Pięknej i Bestii. To jedna z moich ulubionych bajek, dlatego że pokazuje, że uczucie między dwojgiem ludzi jest silniejsze od wyglądu zewnętrznego. Piękno wewnętrzne Bestii ukazuje, iż to, co mamy w środku wciąż jest ważniejsze — wręcz najważniejsze. Bez tego nigdy nie będziemy w stanie pokochać drugiej osoby. Dopóki nie poznamy jego duszy.


Jako że „Weteran” to dopiero pierwsza część z serii o współczesnych baśniach, jestem bardzo ciekawa pozostałych tomów, na które czekam z niecierpliwością. Pomimo iż początek tej książki nie był zbyt fascynujący, nie potrafiłam wyczuć żadnej iskierki magii, która połączyła bohaterów, dałam szansę lekturze i brnęłam dalej. Tempo narzucone przez autorkę zniechęciło mnie i całość czytałam dość długo. Choć gdzieniegdzie wiało nudą i męką, w pewnym momencie (a dokładnie w trakcie wypadu na wieczór panieński) poczułam uaktywniającą się magię „Weterana”. Od tej sceny totalnie wczułam się w historię Ashera i Savannah, a strony leciały w mgnieniu oka.
Całym sercem pokochałam Ashera Lee. Odczuwałam z nim wszystkie emocje, które towarzyszyły mu przez całą pozycję. Podróżowałam z bohaterami do Marylad czy do domku na wzgórzu Denvers. Nie mogłam się oderwać, gdy wreszcie zaczęło coś się tworzyć. Razem z Savannah i Asherem płakałam, śmiałam się oraz przeżywałam każdą cząstką siebie to, co oni czuli. Myślałam, że po skończonej książce będę czuła taki zawód jak na początku, lecz myliłam się. Zakończenie wzruszyło mnie i porządnie zaskoczyło — jednym słowem bardzo mi się spodobało.
Na koniec powiem Wam, że jednak warto przeczytać „Weterana”, pomimo kilku minusów.

Do poczytania, querido!
Arystokratka J.

czerwca 17, 2018

O wykorzystaniu książek w pracach pisemnych słów kilka...


Ciao, kochani!

Dzisiaj chciałabym odbiec na trochę od recenzji, jednak nadal pozostać w sferze książek. Już od kilku tygodni dręczyło mnie pytanie: „to jak to jest z tym wykorzystywaniem książek w pracach pisemnych?”. Zwracam się tu głównie do uczniów szkół średnich na języku polskim, na którym wymaga się od ucznia o wiele więcej niż od gimnazjum (czy teraźniejszych ośmioklasowych podstawówek). Jako osoba dość oczytana nie raz i nie dwa w esejach, rozprawkach czy innych formach pisemnych, gdzie można było przytaczać „inne teksty kultury”, wrzucałam przykłady lektur spoza kanonu. Przyznam od razu, że nie pojawił się tam żaden Grey, After czy Dotyk Crossa, aczkolwiek pozycje, na mój rozum, mądre, z przesłaniem, niejednokrotnie lepsze od książek, które narzucają nauczyciele. Czy przytoczenie wybitnego pisarza jak Mitch Albom, to faktycznie wielki grzech? Otóż nie zawsze, a jednak często, i nie mówię tu tylko o tym jednym autorze.
Moje rozmyślania zwiększyły się, gdy przyjaciółka w trakcie próbnej matury ustnej podała za przykład „Pięć osób, które spotykamy w niebie”, a profesorka uznała to za głupią literaturę nadającą się do spalenia. Stąd rodzi się pytanie czy rzeczywiście możemy przytaczać książki spoza kanonu, by nie spotkało się to z gniewem nauczyciela? Jak mawiają, cieszą się, gdy uczniowie czytają poza szkołą, robią to chętnie i wielokrotnie; prowadzą własne biblioteczki czy dobrowolnie piszą recenzje, ale co właściwie myślą? Oczywiście, nie mówię, że nie mają prawa się denerwować, gdy w trakcie tematu o motywie kobiety na przestrzeni wieków uczeń poda za przykład Anastasię Steel czy Bellę Swan, lecz co jeśli podamy kogoś, kto mógłby robić za autorytet? Dlaczego przytaczanie czegoś innego niż lektury to taka wielka skaza?
Następna sytuacja, która potwierdziła, że mimo swoich przekonań „oczywiście, możecie używać książek spoza kanonu”, nauczyciele i tak mają liczne obiekcje w tym stosunku, to moment, gdy kolejna z rzędu znajoma ze szkoły średniej opowiadała, jak przytoczyła do rozprawki o niepamiętnym temacie przewodnim, pozycję Hoover. Na forum klasy usłyszała przytyki, że taka książka nie powinna znaleźć się w pracy pisemnej w liceum. Ja oczywiście pozostałam w tej kwestii raczej bierna, gdyż nie widziałam tego tekstu na oczy, nie wiedziałam, co takiego napisała koleżanka, a co nauczycielka stwierdziła, iż było błędem.
Uczeń nie zawsze, nie we wszystkich tematach rozprawkowych, może posłużyć się przykładem pozycji, którą czytał. Czy uważacie, by wrzucenie do poważnej pracy „Greya”, byłoby dobrym posunięciem? No właśnie, są pewne granice i należy ich przestrzegać, jednak jeśli lektura jest znacznie ambitniejsza od przytoczonego dzieła literackiego, dlaczego by się nią nie posłużyć? Jestem zdania, że nauczyciele powinny chociaż słownie nagradzać swoich uczniów za użycie czegoś innego niż taki „Romeo i Julia” czy „Ferdydurke”. Czyż nie jest przyjemnością dla profesora, iż zachęcił swych podopiecznych do czytania, do sięgania po liczne książki z biblioteki? To duma dla mentora, lecz mało kiedy można się spotkać z pochwałą. Uczeń usłyszy w szkole więcej uwag i pretensji niż tego, że jest w czymś dobry, że posłużył się świetnym argumentem. Nie mam pojęcia, jak bywa w innych szkołach. Przytaczam przykłady raczej ze swoich kręgów znajomości, aczkolwiek myślę, iż takie sytuacje pojawiają się dość często na języku polskim w naszym kraju.

Pomarudziłam, ponarzekałam, wylałam własne spostrzeżenia, a teraz czekam na Was. Nawet jeśli do szkoły chodziliście dawno temu, podzielcie się opinią, jestem bardzo ciekawa, jak to było u Was w placówkach edukacyjnych. Pojawiały się pochwały na temat Waszych rozprawek/innych tekstów, które pisaliście, a gdzie wykorzystywaliście książki spoza kanonu? Jakiekolwiek macie opinię na rzucony przeze mnie temat, podzielcie się w komentarzu.

Czekam na Was! J
Arystokratka A.

czerwca 16, 2018

Każde kłamstwo w końcu wyjdzie na jaw, czyli "Niebezpieczne kłamstwa"

Każde kłamstwo w końcu wyjdzie na jaw, czyli "Niebezpieczne kłamstwa"

„Niebezpieczne kłamstwa”
Autor: Becca Fitzpatrick
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Moondrive
Stron: 424

Becca Fitzpatrick zasłynęła świetną serią Szeptem, którą pochłonęłam już dawno temu. Wtedy styl autorki wydał mi się naprawdę interesujący, dzięki czemu każdą kolejną część czytałam w oka mgnieniu. Po roku czasu od zostawienia twórczości Becci, postanowiłam pójść z nią na jeszcze jedną randkę, tym razem z „Niebezpiecznymi kłamstwami”, dobrze zapowiadającą się, jednotomową książką. Okładka przemówiła do mnie od samego początku, jako że jestem fanką wątków kryminalnych, a to właśnie zasugerowała mi grafika, tytuł jak również opis. Miało być tajemniczo, może trochę mrocznie, miały przewijać się kłamstwa oraz ucieczka. Czy tak było? O tym za chwilkę.
Historia opowiada o młodej dziewczynie, od niedawna nazywającej się Stella, która przez to, że była świadkiem groźnego przestępstwa, została objęta programem ochrony świadków. Jedno, niefortunne wydarzenie sprawiło, iż Stella musiała porzucić swoje dotychczasowe życie, swoich przyjaciół, ukochanego chłopaka Reeda czy miasto, w którym się urodziła i wychowała. Od teraz jej nowym domem jest Thunder Basin w Nebrasce, dziura zabita dechami, gdzie po drogach przechadzają się kowboje, na ranczu pasą się krowy, a wieczorami rozrywkę zapewniają rodeo i wiejskie festyny. Dla tej młodej dziewczyny to całkiem odległy, inny świat, do którego nie potrafi się przyzwyczaić. Buntuje się, sprzeciwia matce zastępczej, dzięki czemu poznaje budzącego ją kosiarką Cheta, lokalnego chłopaka. Oboje zaprzyjaźniają się i choć ta przyjaźń w większości opiera się na kłamstwach Stelli, uczucia między nimi są prawdziwe. Nastolatka, pomimo programu ochrony świadków, wciąż ma wrażenie, że nie jest do końca bezpieczna w Thunder Basin. Podejrzany Trigger wydaje się jej znajomy, a napaść w trakcie pobytu w pracy, sprawia, iż dziewczyna musi bardziej na siebie uważać. Przestępca, przeciwko któremu miała zeznawać Stella, wszędzie ma swoich ludzi, gotowych zgładzić przeszkodę. Jak mówi nam opis: „Im bardziej czuję się bezpieczna, tym większe grozi mi niebezpieczeństwo”, co tylko utwierdza czytelnika w przekonaniu, że to będzie naprawdę świetny kryminał w wykonaniu autorki tak dobrej serii, jaką jest „Szeptem”.


Z bólem serca muszę się przyznać, że książka mnie nie porwała, natomiast bardzo mi się dłużyła. Nie potrafiłam jej skończyć, czytałam z rozdziału na rozdział, coraz bardziej zmęczona historią Stelli. Liczyłam na mocne fanfary, bo właśnie tego spodziewałam się po pani Fitzpatrick, a dostałam wiejski romans z wątkiem kryminalnym gdzieś pomiędzy scenami z udziałem Carminy a Chetem. Owszem, taki wątek się pojawia, jest całkiem nieźle zarysowany, ale wydaje mi się, że za mało emocjonalny, za mało… tajemniczy i mroczny. Wszystkie kłamstwa wychodzą powoli na jaw (to akurat dobre zagranie), lecz całość podczas pobytu Stelli w Thunder Basin, te dziwne zdarzenia, które mają miejsce, przejawiają się raczej mdło i bezbarwnie. Te tajemnice w ogóle nie trzymały w napięciu, nie poczułam ociupiny dreszczyku. Dostałam tekst — tekst przeczytałam, książkę odłożyłam i gdyby nie fakt, iż trzeba napisać recenzję, pewnie za chwilę bym zapomniała, co się tam działo.

„Łatwiej bowiem porzucić, niż zostać porzuconym”

Nie zrozumcie mnie źle, ta pozycja nie jest zła, absolutnie. Bohaterowie są dobrze wykreowani, mają własne, unikatowe charaktery, które zostały przekształcone w wyniku pewnych wydarzeń w ich życiu, natomiast liczyłam na coś więcej. Lubię kryminały, a „Niebezpieczne kłamstwa” na pewno nie należą do najlepszych w swoim rodzaju. To po prostu ciekawa, fajnie napisana pozycja dla nastolatków. Fani mocnych, skomplikowanych powieści kryminalnych nie mają, co tu szukać. Chyba że interesuje ich wiejski romans na tle farm, byczych jąder, lemoniady bazyliowej i typowego baru szybkiej obsługi, gdzie od ploteczek nie da się uciec.
Podobał mi się na pewno klimat Thunder Basin. Choć sama nie potrafiłabym długo pomieszkiwać w takim miejscu, miło było poczytać o takiej amerykańskiej wiosce z typowymi kowbojami i ich codziennymi zajęciami. Wydaje mi się, że fabuła za bardzo wiała nudą. Nie sądzę, że to klimat małego miasteczka, a po prostu wielu nieistotnych scen, które były niepotrzebne. Lubię Beccę, to naprawdę dobra pisarka, ale ta pozycja nie jest ani porywająca, ani tragiczna. Jest taka… pomiędzy, dlatego nie potrafię ocenić jej na największe noty. Zasługuje na przeczytanie, jeśli ktoś lubi młodzieżówki z wątkami kryminalnymi. Mam nadzieję, że przy następnym spotkaniu z tą autorką (przy „Black Ice”) nie będę tak rozczarowana jak teraz przy „Niebezpiecznych kłamstwach”, bo pomimo plusów za bohaterów, ich relację, sporo realizmu, książka ma sporo minusów, a i niespełnionych oczekiwań.

„Przez całe życie próbujemy uciekać przed własną przeszłością, ale nie zdajemy sobie sprawy, że jesteśmy z nią nierozerwalnie związani i nigdy nie zdołamy się od niej uwolnić”

Nie będę polecała tej pozycji wszystkim, ale jeśli potrzebujecie dawki wiejskiego klimatu, kłamstw powoli wychodzących na jaw, ciekawych bohaterów, to zapraszam do lektury. Ja raczej nie sięgnę po tę książkę ponownie.

Do poczytania,
Arystokratka A. J 

czerwca 12, 2018

Graj w baseball niczym "Knox"!

Graj w baseball niczym "Knox"!
„Sexy Bastard. Knox”
Autor: Eve Jagger
Kategoria: literatura kobieca, obyczajowa, erotyk
Wydawnictwo: Kobiece
Stron: 345

Cześć, kochani! Na dziś przyszykowałam dla Was książkę Eve Jagger pt. „Knox”. Powiem skromnie, że moim zdaniem jest to, jak dotąd, najlepsza część z serii Sexy Bastard, a to naprawdę rzadkość, by trzeci tom jakiejkolwiek serii był lepszy niż pierwszy. W poprzednikach Knox był tylko z lekka wspominany, ale rzadko kiedy czytelnik mógł dostać cały obraz tego tajemniczego mężczyzny. Był dla mnie ogromną zagadką, którą rozwiązałam właśnie przy tej lekturze. Cooper Knox to niesamowicie seksowny facet, od którego na kilometr bije testosteronem. W książce jedyne, co mnie zmyliło, to imię głównego bohatera. Ryder, Cash i reszta postaci zawsze zwracała się do niego „Knox”, co okazało się nazwiskiem pana Coopera.

„Muszę przyznać, że Knox ma gadane. Uratował w pięknym stylu

Cooper Knox to pociągający baseballista, działający na kobiety niczym magnes. Kiedy dowiaduje się, że zostaje przeniesiony do rodzinnej Atlanty, wielokrotnie wraca do wspomnień związanych z miastem, a w szczególności do tajemniczej dziewczyny, z którą kiedyś łączyło go coś więcej.

„Jego język sprawił nie lada uciechę moim uszom, ale kiedy wędruje po brzuchu, a potem zlizuje chłodny płyn, który nalałam sobie do pępka, jest jeszcze przyjemniej”

Shelby Master wypiękniała i dorosła, jednak bliscy wciąż nazywają ją Małą Shelby. Nikt nie ma pojęcia o gorącej nocy, którą przeżyła z przyjacielem swojego starszego brata. Knox i Shelby powinni trzymać się od siebie z daleka, ale kiedy spotykają się ponownie, wraz z powrotem mężczyzny do miasta, wraca także pożądanie, które pojawiło się od początku ich znajomości. Doskonale wiedzą o tym, że ujawnienie ich tajemnicy może zniszczyć wszystko, lecz Knox dostaje zawsze to, czego chce, dlatego nie zamierza rezygnować. Teraz jego celem staje się piękna Shelby. Chce ją mieć tylko dla siebie.

„I z tymi słowami zdejmuje koszulkę. Przez chwilę skupiam się wyłącznie na jego półnagim ciele. Dobry Boże, jaki on jest umięśniony.  Teraz — po dwóch miesiącach solidnych treningów — nawet bardziej niż do tej pory. Jego kaloryfer napina się, kiedy Knox kładzie się na dywanie z butelką w ręku”

Knox był dla mnie najbardziej tajemniczą postacią z całej tej serii, oczywiście aż do przeczytania całej książki o nim. Wreszcie miałam okazję dowiedzieć się ciut więcej na temat tegoż to basebollisty oraz słynnej, amerykańskiej gry. Polubiłam również Shelby, jedną z tych niedenerwujących bohaterek. Razem z Knoxem stanowi cudowną parę, choć na początku okrywają ich tajemnice oraz wiele komplikacji.


Książka nasycona jest dużą dawką scen erotycznych, a także intymności oraz uczuć. Każda, poszczególna akcja bardzo mi się podobały, wręcz zachwycały (jako fanka erotyków potrzebowałam umiejętnie opisanych wszelakich scen i napięcia, które powinny nieść ze sobą takie lektury). Jak na razie ta część jest moim zdaniem najlepsza, co muszę na przekór czytelnikom, powtórzyć. Jak zwykle styl autorki jest lekki i przyjemny, dzięki czemu „Knoxa” czyta się w mgnieniu oka. Już nie mogę doczekać się ostatniego tomu z serii Sexy Bastard.

Do poczytania, querido!
Arystokratka J. 

czerwca 10, 2018

Taniec z ogniem czyli "Ogień, który ich spala"

Taniec z ogniem czyli "Ogień, który ich spala"

„Ogień, który ich spala”
Autor: Brittainy C. Cherry
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: FILIA
Stron: 450

Obiecałam sobie, że po skończeniu „Powietrza, którym oddycha”, wezmę się za kolejne tomy serii Elements. Tak się właśnie stało niedawno. Wzięłam książkę do ręki i całkowicie przepadłam, zaczytując się w kolejnej, naprawdę niesamowicie dobrej lekturze. Brittainy C. Cherry potrafi zaskoczyć czymś, co wydawałoby się nie do zaskoczenia. Emocjami. Bohaterami. Trudną, uczuciową, pełną wzlotów i upadków historią. A jednak zrobiła to, znowu powaliła mnie swoją książką, aż zatraciłam się w niej do granic możliwości. Podziwiam autorkę za jej umiejętności władania emocjami nawet na kartkach powieści. To daje jej ogromny plus,  bo historia bez emocji to nie historia.


„Ogień, który ich spala” opowiada o dwójce na początku bardzo młodych ludzi, bardzo zranionych przez los, przez otaczających ich ludzi. Alyssa pochodzi z bardzo dobrego, bogatego domu, gdzie jej przyszłość jest zapisana przez natrętną, opryskliwą, wygodnicką mamę. Jedyną ucieczką dziewczyny od domu przepełnionego fałszywym uczuciem matki, jest siostra Erika oraz najlepszy przyjaciel: Logan. Lo to chłopak biedny, który sam musi wyżywić nie tylko siebie, ale i uzależnioną od narkotyków rodzicielkę. Mieszkają w obskurnym mieszkaniu, do którego często przychodzi ojciec Logana, zwykle brutalnie obchodzący się jak i z matką chłopaka, tak i z nim samym. Mimo licznych przeciwieństw para staje się nierozłącznymi przyjaciółmi, pomagającymi sobie w każdej potrzebie. Ich przyjaźń naprawdę była niesamowitą relacją, którą czuło się całym sercem. Jak to bywa w takich historiach, nastaje pewien dzień, gdy jeden z bohaterów, bądź nawet oboje, zaczyna coś czuć do przyjaciela/przyjaciółki. Logan nie chce zakochać się w Alyssie, wie, że zasługuje na kogoś o wiele lepszego niż on, że może mierzyć wyżej niż taki zwykły, biedny, problematyczny narkoman, a jednak oboje podejmują wyzwanie i z ich przyjaźni rodzi się wielkie uczucie. W trakcie ich związku pojawiają się liczne wzloty, ale i upadki. Alyssa chciałaby realizować się w swojej pasji, jaką jest muzyka, natomiast matka ma dla niej określony plan na przyszłość, poza tym nie toleruje wybranka jej serca, co sprawia kolejne problemy młodej parze. Logan nadal jest terroryzowany przez ojca, bierze narkotyki, aż w końcu powstaje między ukochanymi wielka bariera, ciężka do pokonania. Czy są na tyle silni, by ją pokonać? O tym musicie koniecznie przeczytać, a uwierzcie, nie zawiedziecie się.

„Żyj z dnia na dzień. Tylko tego trzeba, by przetrwać. Nie myśl zbyt wiele o przyszłości ani nie zajmuj głowy przeszłością. Pozostań w teraźniejszości. Bądź tu i teraz. To najlepszy sposób na życie. Ciesz się chwilą. Żyj z dnia na dzień”

Autorka ponownie stworzyła wyróżniających się, emocjonalnych bohaterów, z którymi bardzo się zżyłam. Ich problemy bardzo mnie poruszały, ich miłość sprawiała, że szybciej biło serce, a gdy na horyzoncie pojawiał się tragiczny kryzys (lub kryzysy, bo było ich znacznie więcej niż jeden), pragnęłam z całej siły pomóc ulubionym postaciom, mocno trzymając kciuki, aby sobie poradzili. To naprawdę umiejętne stworzenie tak świetnych bohaterów jest czymś, czego mogę pozazdrościć Brittainy. Poruszyła w swojej powieści nie tylko wątek miłości dwójki ludzi z całkiem odrębnych światów, ale i pozwoliła, by historia dała nam coś do myślenia, zmusiła do refleksji. Autorka wplotła motyw choroby, wyniszczenia, odbierania młodym ludziom marzeń i swobody decyzji o własnym życiu, o rodzicach, relacjach między nimi, o narkotykach, brudzie z tym związanym. Podoba mi się, że Brittainy nie skupiła się jedynie na Loganie i Alyssie, ale i na ich rodzeństwie. Lekko szalonej, obsesyjnie rozbijającej talerze Erice, a także Kellanie, starszym bracie Lo, mieszkającej w całkiem innym domu niż Logan. Mimo wszystko bardzo polubiłam całą czwórkę i mocno kibicowałam im w przezwyciężeniu tak wielkich problemów, jakie stanęły na ich drodze. Uzależnienie, choroby, walka z nałogiem — to nie są łatwe tematy do przedstawienia i wielu autorów ma z tym ogromny problem. Jednak Brittainy nie zawiodła mnie, uwierzcie, że chwilami wątpiłam w ufność Alyssy (no bo jak, to narkoman wysokiego stadium, a jednak z buta potrafiła mu zaufać, jakby w ogóle nie wyczuwała żadnego niebezpieczeństwa z jego strony), ale mimo tych drobnych wątpliwości, czułam, że autorka rozeznaje się w tych sprawach i umiejętnie je opisuje.

„Kiedy znajdziesz kogoś, kto rozśmieszy Cię w chwili, w której twoje serce chce płakać — trzymaj się go. Będzie tym, który zmieni twoje życie na lepsze”

Styl autorki znów jest przyjemny i lekki, nawet kiedy opisuje trudne problemy, trudne kwestie. Przeczytałam książkę bardzo szybko i aż żałowałam, że tak szybko skończyłam. Cieszę się, iż zdecydowałam się na przeczytanie serii Elements. Już od dawien dawna brakowało mi takiej dawki emocji, takiej bomby uczuć, eksplodujących na prawie każdej stronie. Zauroczyłam się książkami tej autorki, dlatego nie spocznę, dopóki nie przeczytam ich wszystkim, dlatego niech „Woda, która niesie cieszę” ma się na baczności, bo już do niej pędzę!

Do poczytania,
Arystokratka A. J

czerwca 07, 2018

W świecie arystokratów czyli "Książę w wielkim mieście"

W świecie arystokratów czyli "Książę w wielkim mieście"

„Książę w wielkim mieście”
Autor: Emma Chase
Kategoria: literatura kobieca, romans, erotyk
Wydawnictwo: FILIA
Stron: 400        

Cześć, Kochani! Dzisiaj zajmiemy się książką Emmy Chase pt. „Książę w wielkim mieście”. Powiem Wam, że nie kupiłam tej pozycji ze względu na okładkę i tej boskiej klatki piersiowej, która została wyeksponowana. Najbardziej zaciekawił mnie opis, a raczej zdanie sugerujące, że główna bohaterka rzuciła ciastem prosto w twarz tytułowego księcia. To zdanie rozbawiło mnie do łez, a już czytając śmiałam się i płakałam jednocześnie. Dodam, że naprawdę warto kupić tę pozycję. Styl Emmy pokochałam na wstępie. Lekki, wyśmienity. Gotowy przepis na udany bestseller.

„Nie potrzebuję królestwa. Jeśli będę miał ciebie, będę mieć cały świat”

Pierwszy tom serii „Royally” opowiada o Nicholasie Arthurze Fredericku Edwardzie Pembrook, następcy tronu Wessco, znanego także jako Jego Seksowna Mość. To nieziemsko przystojny adonis, który pewnego śnieżnego wieczoru na Manhattanie poznaje piękną brunetkę, niepostępującą tak jak większość znanych mu kobiet. Zamiast składać hołdy, śmieje się na głos, zamiast dygać, rzuca mu ciastem prosto w twarz. Książę od razu chce się dowiedzieć czy brunetka jest tak samo dobra jak jej wypiek. Nicholas przyzwyczajony jest do tego, że dostaje to, czego pragnie, jednak Olivia Hammond nigdy nawet nie marzyła, aby spotkać księcia.

„Czas jest jak wiatr. Pędzi i uderza w ciebie i bez względu na wysiłki, bez względu na to, jak bardzo byś chciał, nie zatrzymasz go, a nawet nie spowolnisz”

Niestety królowa nie aprobuje nieodpowiednich wybryków następcy tronu. Paparazzi są wszędzie, a publika zdaje się śledzić i oceniać każdy krok. Rodzina królewska nie jest jak wszystkie, często zmienia swoje tradycje. Już dawno nie ścięto nikomu głowy, nie poddano torturom, ale członkowie nie są skłonni zaakceptować najzwyklejszej dziewczyny z Nowego Jorku. Świat od początku przyglądał się księciu, jednak każdy oczekuje teraz na wielki, królewski ożenek. Przychodzi moment, w którym Nicholas musi wybrać. Wybrać, co jest dla niego ważniejsze. Zostać królem czy mężczyzną na zawsze zakochanym w Olivii.


Książka wciąga od pierwszych stron, a zwłaszcza dobry humor oraz naładowana chemią dwójka bohaterów. Obserwowałam ich poczynania, które były coraz to śmielsze. Nicholas zaskoczył mnie tym, że posłużył się moim słynnym tekstem, a mianowicie „geniusz zła”! Moje oburzenie i zaskoczenie natychmiast zmieniło się w porządny wybuch śmiechu. Akurat tego w tej książce nie brak. Śmiania się, wesołości, mnóstwa różnych, ważnych lub mniej ważnych decyzji. Pomijając kilka scen, które nie były zbyt ujmujące, pokochałam Nicholasa, zresztą Olivia również od tego nie odbiegała. Rzadko teraz lubię żeńskie postacie w książkach, natomiast byłam mile zaskoczona właśnie Olivią. Nie była denerwującą panienką, bojącą się wypowiedzieć własnego zdania, zgadzającą się na wszystko jak leci. Oczywiście rzuceniem ciastem w twarz księcia najbardziej zdobyła moje serce! :D

„— Jesteś geniuszem zła”

Brat Nicholasa także jest świetną postacią. Urzekł mnie, ale wielokrotnie zastanawiała mnie jego historia, to, co przydarzyło mu się na służbie, którą musiał obowiązkowo odbyć. To interesujący bohater, godny uwagi. Wiedziałam, że coś go gryzło. Próbował uśmierzyć ból alkoholem jak również narkotykami. Nie wiedział, jak miał sobie poradzić z problemem, co było bardzo przykrym wątkiem. Prawda, którą ukrywał Henry, zaskoczyła mnie, przez co odczuwałam z nim jego ból.

Zadajmy sobie teraz kluczowe pytanie. Czy Nicholas zostanie z Olivią, czy może sięgnie po koronę i zapomni o swoim romansie? Jeśli chcecie się dowiedzieć, musicie koniecznie przeczytać „Księcia w wielkim mieście”. Wiem jedno. Nie będziecie umiały się odciągnąć od czytania. Z niecierpliwością czekam na drugą część serii „Royally”.

Do poczytania, querido!
Arystokratka J.

czerwca 02, 2018

W mrocznych czeluściach Hadesu, czyli "Perłowa Dama"

W mrocznych czeluściach Hadesu, czyli "Perłowa Dama"

„Perłowa dama”
Autor: Aleksandra Polak
Kategoria: literatura młodzieżowa, literatura polska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Stron: 456

Kolejny raz zostałam zachwycona książką od Aleksandry Polak, która zadebiutowała dobrze już Wam znanym „Królem kier” z oczywiście piękną okładką. Druga część serii Circus Lumos nie odbiega pięknością od poprzednika. Znów zauroczyłam się oprawą graficzną tegoż tworu, a opis zachęcił do przeczytania dalszych losów znakomitej trupy na czele z młodą Alicją, która dopiero w połowie „Króla kier” weszła w świat prawdziwej, świetlnej magii, mroku i blasku; gwiazd i pochłaniających duszę cieni.
Pamiętam, jak marudziłam, że w pierwszej części było mniej elementów, które zbliżały nas do tej magicznej rzeczywistości, jednak tu muszę zaznaczyć: autorka od początku lektury nadrabia zaległości, rzucając czytelnika na głębokie wody Hadesu, gdzie została uwięziona Alicja. Podoba mi się, że historia toczy się praktycznie od razu po zakończeniu „Króla kier”. 
Co przekazuje nam drugi tom Circus Lumos? O czym jest? Przede wszystkim o dalszych losach członków cyrku, o Hadesie oraz tamtejszych mieszkańcach oraz o Tristanie, bracie jednego z głównych bohaterów: Hadriana. Dzięki „Perłowej damie” od razu dostałam przybliżony obraz tych mroczniejszych bohaterów książki. Nie tych, co zachwycają nas niesamowitymi cyrkowymi występami, dają blask, gdy pojawia się mrok, lecz tych, którzy pokarani przez los bądź samych siebie, trafili do miejsca ponurego, rządzącego przez tajemniczego Księcia Cieni. Mimo wszystko jak zawsze ciągnęło mnie w stronę niegrzecznych chłopców, więc polubiłam Tristana. Tolerowałam go, widziałam w nim ukryte dobro oraz jego ogromny ból. Wątek braci całkiem dobrze został przedstawiony i poprowadzony, brakowało mi tylko jednego elementu układanki, ale to personalne uwagi, które są mało istotne, ponieważ treść „Perłowej damy” spełniła moje oczekiwania, powaliła mnie na kolana i sprawiła, że z jednej strony chciałam czytać dalej, lecz z drugiej było mi żal kończyć tej świetnej historii. Główna bohaterka Alicja wreszcie zaczęła patrzeć na otaczającą ją rzeczywistość szerzej i dojrzalej, na oczach czytelników dorastała, patrząc nie tylko na swoje dobro, ale i na dobro innych osób. Chęć pomocy ekipie Circus Lumos w poszukiwaniu zniszczeniu klątwy, która ciąży na braciach, zaimponowała mi. Podczas gdy Alicja coraz bardziej mi się podobała, jedna z moich ulubionych postaci zaczęła się psuć, zrobiła się… mdła, bezbarwna, nie tak emocjonalna jak wcześniej, wręcz sztuczna. Chciałabym napisać, któż to taki, lecz pozbawiłabym Was tej „radości” z odkrywania, kim jest „mdły” osobnik.

„Każdy nasz wybór, każdy ruch i każda akcja powodują tysiąc reakcji, mieszają się w kołowrotku życia, czasami wracając do nas od razu, czasami dopiero po kilku dniach czy nawet latach”

Zostając jeszcze na chwilę przy bohaterach, muszę dodać, że autorka odwaliła kawał dobrej roboty. Niełatwo w książkach wyróżnić każdą postać, tym bardziej, kiedy jest ich tak dużo jak w „Perłowej damie”. Aleksandrze udało się w stu procentach zrealizować to. Potrafiłam powiedzieć, czym wyróżniał się Okulus (który ciągle kojarzył mi się z profesorem Dumbledorem), czym Iwo, Stella czy właśnie Tristan albo Julian. Polubiłam naprawdę sporą część bohaterów, za co należą się ogromne plusy samej autorce.
Trzeba przyznać bez bicia, że drugi tom jest znacznie lepszy niż poprzednik. Dzieje się o wiele więcej, nie znajdujemy się jedynie w szarej rzeczywistości przeciętnej nastolatki z milionem problemów na głowie, czyli, jaką sukienkę ubrać, co zrobić, co powiedzieć. Rzuceni na głębokie, piekielne wody Hadesu, od razu doświadczamy mroku oraz ogromu magii, czego brakowało w „Królu kier”, w którym to przez ¾ książki miałam wrażenie, że czytam zwykłą młodzieżówkę, nic interesującego. „Perłowa dama” nadrabia wszystko, co zaginęło w poprzedniku.


Aleksandra Polak przedstawiła w swoich tworach nie tylko wątek magii, cyrku oraz miłości, ale i poruszyła ważne kwestie, takie jak rodzina, przyjaźń, wybaczenie czy trudna przeszłość, a także zaufanie czy budowanie solidnych fundamentów na przyszłość. Podoba mi się ta różnorodność, kiedy fragmenty magiczne łączą się z tymi przyziemnymi jak chociażby zbliżająca się matura Alicji. Pomimo mocnego wejścia w świat fantastyki (za czym osobiście nie przepadam), naprawdę podobała mi się druga część Circus Lumos. Odpowiedziała na wiele pytań, które pojawiły się w pierwszym tomie, wyjawiła kilka, ważnych tajemnic, ale też zaskoczyła końcówką. Choć nie tego się spodziewałam, uważam, że jest inne, ciekawe, lecz nie wpisuje się w moje faworyty zakończeń. W każdym razie dla tej książki jestem na WIELKIE TAK i z niecierpliwością czekam na ostatnią część czyli „Księcia Cieni”. To musi być epicka powieść, dlatego nie mogę się doczekać, aż wreszcie pojawi się w moich łapkach, na co pewnie trochę poczekamy. :D

„Ci, których nazywałam przyjaciółmi, wbili mi przysłowiowy nóż w plecy, zaś ci, których mogłam nazwać wrogami, podali mi pomocną dłoń”

Do poczytania,
Arystokratka A. J

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger