kwietnia 30, 2018

Miej sprzęt niczym... "Pan Wyposażony"!

Miej sprzęt niczym... "Pan Wyposażony"!

„Pan Wyposażony”
Autor: Lauren Blakely
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Editio
Stron: 255

Dzień dobry, kochani!
Dzisiaj zajmiemy się książką Lauren Blakely, „Pan Wyposażony”. Historia, którą napisała autorka, podbiła moje serce od razu, w szczególności główny bohater Spencer Holiday i jego fantastyczne poczucie humoru. Tę lekturę przeczytałam bardzo szybko, gdyż styl Lauren jest lekki oraz przyjazny, dzięki czemu historia Spencera i Charlotte kończy się w oka mgnieniu. Autorka napisała tę pozycję z perspektywy mężczyzny, co tylko wychodzi na plus jak dla mnie.
Po tytule już można się domyślić, w co nasz wspaniały bohater jest… wyposażony ;). Nie powiem, nieźle się ubawiłam, czytając fragmenty, gdzie Spencer rozmawiał ze swoim sprzętem. Od zawsze mnie zastanawiał ten jakże interesujący fakt, dlaczego faceci to robią. Nie wyobrażam sobie kobiety prowadzącej rozmowy z własną waginą. No ale co ja tam mogę wiedzieć!

„Jakbyśmy balansowali na krawędzi jakiegoś wydarzenia. Wydarzenia, którego nie powinienem pragnąć. Wydarzenia, którego rozpaczliwie pragnąłem”

Ojciec Spencera sprzedaje swój sklep z ekskluzywną biżuterią i prosi syna o nienaganne zachowanie, by nie zepsuć całej akcji. Człowiek, który chce kupić ów sklep, ceni sobie rodzinne wartości, więc trzeba się postarać, aby mu zaimponować. Niestety nie podoba mu styl życia tak znakomitego playboya, pana Holiday. Bohater musi stać się na tydzień niemalże idealnym mężczyzną, a w dodatku narzeczonym pewnej kobiety. Najlepszą kandydatką do tej roli okazuje się wspólniczka i jednocześnie dobra przyjaciółka: Charlotte. Układ, jaki zawarł Spencer z bohaterką z każdą kolejną chwilą staje się coraz bardziej realny, a czytelnik wgłębia się w ich powstające uczucia z potężną siłą.
Spencer Holiday to przystojny dżentelmen, który dba przede wszystkim o potrzeby kobiet, jednak czy potrafi zatrzymać jedną jedyną na stałe, a nie tylko na przygodną noc? Czy uda mu się zatrzymać przy swoim boku piękną Charlotte? Oczywiście o wszystkim tym przekonacie się, czytając tę historię.


Z początku zaskoczyła mnie mała ilość stron. Gdyby nie to, że wygrałam „Pana Wyposażonego” w konkursie, wahałabym się w kwestii zakupu tej książki. Pomimo tej jednej wady, lektura zachwyca swoim lekkim stylem, możemy nawet przymknąć oko na kilka schematów, ponieważ nim zdołamy się zdenerwować, „Pan Wyposażony” już się kończy. Czytałam to w zawrotnym tempie, no i nie mogę pominąć, jak bardzo spodobał mi się główny bohater, jak traktuje, jak dba o kobiety, stawiając ich przyjemność w pierwszej kolejności. Zainteresował mnie także przyjaciel Spencera, Nic, dlatego o nim samym opowiem tuż po przeczytaniu drugiego tomu Bic Rock, czyli „Pan O”.
Na dziś to tyle. Zachęcona? W takim razie bierz w ręce tę boską lekturę i do dzieła!

Do poczytania,
Arystokratka J.

kwietnia 28, 2018

Oddychaj mną... "Jak powietrze"

Oddychaj mną... "Jak powietrze"

„Jak powietrze”
Autor: Agata Czykierda-Grabowska
Kategoria: literatura polska, new adult
Wydawnictwo: OMGBooks
Stron: 480 

O fenomenie tej książki słyszałam niemało, dlatego też któregoś razu kupiłam ów twór na promocji w księgarni. Skusiła mnie ładna okładka oraz dopisek, że to pierwsza polska powieść new adult. Może było błędem, iż wzbraniałam się przed polskimi autorami (co za ironia: sama jestem polską autorką!), jednak cała ta powłoczka beznadziejności rodowitych pisarzy chodziła za mną bardzo długo. Jak wspomniałam, był to karygodny błąd, by skreślać wszystkich polskich twórców, ponieważ (proszę fanfary!) tym razem zostałam miło zaskoczona przez Agatę. To moja pierwsza styczność z tą autorką i jak na razie nie czuję zawodu. Wręcz przeciwnie, daję szansę innym rodowitym pisarzom właśnie dzięki powieści „Jak powietrze”. Nie powiem, jest to romans przez duże r, więc nie warto oczekiwać tutaj niesamowicie rozbudowanej, z ciągłymi zwrotami akcji fabuły.
Jest przede wszystkim luźno i sympatycznie. Historia opowiada o dwójce ludzi z całkowicie różnych środowisk, a którzy spotykają się w dość nieprzyjemnych okolicznościach, przez co Dominik, nasz główny bohater, proponuje Oliwii pewien układ, dzięki czemu zaczynają się coraz lepiej poznawać. Cała powieść skupia swoją uwagę właśnie na tej dwójce, rozwijającemu się uczuciu młodych dusz, tak bardzo od siebie różnych. Ona, piękna dziewczyna z domu na Żoliborzu, i on, biedak z rodzeństwem na głowie, mieszkający na warszawskiej Pradze. Przyznam, że ten kontrast pomiędzy Dominikiem a Oliwią został świetnie pokazany. Przyjaciele bohaterki ewidentnie wywodzili się ze sfery bogaczy, byli wykreowani w sposób schematyczny (ale nie tak, jak myślicie!) jak na przedstawicieli swego środowiska. Bogaci, mający się za lepszych, nie zadający się z ludźmi pokroju Dominika czy „Łysego”, którego osobiście polubiłam.
To, co zbudowała między bohaterami autorka bardzo mi się podobało, pomimo prędkości, z jaką uczucie pary się rozrastało. Było to swego rodzaju… małym, magicznym doświadczeniem, ponieważ Oliwia w paru kwestiach przypominała mi mnie. Uroku powieści dodaje rodzeństwo Dominika. Przesympatyczne dzieciaki: Hania i Kacper, w których można było się zakochać od pierwszego wejrzenia (tu chowam swoją niechęć do dzieci, gdyż Hania to tak cudowna dziewczynka, że chętnie spotkałabym ją w naszym realnym świecie). Ich smutna historia dość mocno mnie dotknęła, dlatego z chęcią czytałam o dalszych losach tego rodzeństwa, jak również ojca Oliwii. Podobało mi się, iż Agata Czykierda-Grabowska pomimo wielkiego skupienia na budowaniu romansu między bohaterami, dodała też wątek taty dziewczyny, relacji między córką a ojcem.

„To było niesamowite, jak drugi człowiek sprawiał, że twoje życie staje się łatwiejsze”

Następną kwestią jest sam główny bohater Dominik, na którym skupiłam dużo swej uwagi. Chodzi mi o to, jak bardzo jego charakter wyróżnia się na tle innych postaci męskich z czytanych przeze mnie książek. Zwykle spotykam tam doświadczonych, niesamowicie przystojnych, seksownych, pewnych siebie mężczyzn, którzy wiedzą, jak obchodzić się z kobietą, traktując ją jak chwilową zabawkę i nie chcąc wchodzić z nią w głębsze relacje. W „Jak powietrze” dostaniemy coś zupełnie przeciwnego temu schematowi. Dominik to typ raczej spokojny, zdystansowany wobec świata, bardzo opiekuńczy (wobec dzieci przede wszystkim), troskliwy, nie szaleje za kobietami w klubie, bo po prostu nie ma na to chęci, czasu ani funduszy. Nie jest typowym macho, ale dla swojej wybranki potrafi być niesamowitym oparciem. Pomimo braku doświadczenia z płcią piękną, wszystkiego się uczy pod bacznym okiem Oliwii, dzięki czemu jego zachowanie wydaje się takie niewinne i urocze. Już tak dawno nie miałam styczności z takim bohaterem, jednak za możliwość powrócenia do facetów, którzy nie są schematycznymi samcami alfa, dziękuję mojej imienniczce, Agatce.

„Jeśli dwoje ludzi szczerze się kocha, to nic nie może im stanąć na drodze”

„Jak powietrze” nie wywarło na mnie jakiegoś niesamowitego wrażenia, że aż spadłam z krzesła, natomiast była to powieść na kilka miłych popołudni. Wątek romansu jedynie spodobał mi się, ale to wszystko. Brakowało mi troszkę więcej emocji w niektórych scenach miłosnych oraz w samych wypowiedziach bohaterów, które niejednokrotnie wydawały mi się mało realne. Mimo wszystko powieść była przyjemna, wypełniona ciepłem, nostalgią, sporą dawką miłości. Pokazała prawdziwe problemy chociażby mowa tu o wątku ojca z córką; pokazała, że przeciwieństwa potrafią się przyciągać i tworzyć piękną całość. Dzięki lekkiemu stylowi autorki szybko przebrnęłam przez tego klocka z mojej biblioteczki, a teraz książka dumnie prezentuje się na półce. Myślę, że jeszcze kiedyś powrócę do historii Dominika i Oliwii. Była to naprawdę miła odskocznia od tego, co wcześniej czytałam na okrętkę, a dodatkowo sięgnę po więcej pozycji od naszych polskich twórców. Podejrzewam również, że to nie ostatnia przygoda z Agatą Czykierdą-Grabowską, ponieważ już teraz planuję przeczytać „Pod skórą”, „Wszystkie twoje marzenia” czy najnowszą powieść „Pierwszy raz”.


Jeśli czytaliście książki tej autorki, śmiało podzielcie się wrażeniami. Ja oceniam tę pozycję na plus, aczkolwiek, jak wspomniałam w recenzji, mam kilka zastrzeżeń wobec „Jak powietrze”, jednak są to nieliczne elementy. Reasumując, powieść ta jest jak najbardziej polecana przeze mnie, miło sięgnąć po nią na nudnawe wieczory czy nawet teraz na wolne, majówkowe dni. Przy okazji wraz z Arystokratką J. życzymy tegorocznym maturzystom powodzenia (niech Prus będzie z Wami!), a reszcie urlopowiczom przyjemnego wypoczywania! 

Do poczytania,
Arystokratka A.


PS. Kochani, pamiętajcie, że można nas znaleźć głównie na Instagramie, gdzie kryjemy się pod taką samą nazwą jak blog. Jesteśmy również na Twitterze oraz chcemy rozkręcić naszego fanpage'a, dlatego jeśli choć trochę chcecie wspomóc naszą internetową działalność, zapraszamy Was pod ten link: https://www.facebook.com/Arystokratki-spod-ksi%C4%99garni-419802261776584/?modal=admin_todo_tour
Obiecujemy, będzie się działo!

kwietnia 21, 2018

O listopadzie w kwietniu czyli... "Until November"

O listopadzie w kwietniu czyli... "Until November"

„Until November”
Autor: Aurora Rose Reynolds
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Editio
Stron: 247

Kochani, w trakcie mojej wieloletniej przygody z romansami, natrafiałam na pozycje jak i te złe, tak i te dobre, ale zwykle nic pomiędzy. Aż do dziś. „Until November” zaczęłam czytać niedzielnym porankiem, skończyłam dzień później z mieszanymi uczuciami. Z opisu książki dowiadujemy się, że dostaniemy przepełniony emocjami romans połączony z wątkiem kryminalnym, jednak to, co rzeczywiście dostajemy nieco różni się od zapowiedzi. Lektura rozpoczyna się w momencie, kiedy młoda November jest w trakcie przeprowadzki, do swojego ojca, z Nowego Jorku, gdzie dziewczyna miała bardzo tajemniczy wypadek, z którego — o dziwo — wyszła cała i zdrowa, ponieważ pomógł jej pies. November wprowadza się do ślicznie urządzonego przez tatę mieszkania, a niedługo potem zaczyna prace w jego klubie ze striptizem jako księgowa. Oczywiście nie może zabraknąć przełomowej sceny, gdzie poznają się główni bohaterowie, a całość wychodzi dość bezbarwnie. Według autorki ma być to miłość od pierwszego wejrzenia. Nagłe uderzenie, jakoby piorunem uczuć. Niestety, mnie osobiście to nie przekonało. Do połowy książki (mam tu na myśli sto pierwszych stron) byłam w stanie znieść wszystko, powiem nawet, że November i Asher podobali mi się jako ciekawe postacie. On jako zaborczy, przystojny samiec alfa z pomysłem na życie, ona jako miła, przyjazna, kochająca, lecz ciągle ulegająca.
Autorka niestety posłużyła się typowym schematem, budując bohaterów swojej powieści. Piękna, zmysłowa, niedługo potem bogata, doprowadzająca każdego mężczyznę do palpitacji serca November po jakimś czasie zaczęła straszliwie irytować, przypominając słynną Anastasię Steel z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Ulegała, zgadzała się na wszystko, ponieważ zatracając się we mgle Ashera, zapominała o całym świecie. Główny bohater również nie został wykreowany na postać godną zapamiętania. Pomimo tego, jakby bosko nie wyglądał, denerwował jak cholibka jasna. Rozumiem, że można być samcem alfa, ale podejrzewam, że nawet ci dla bezpieczeństwa kobiety nie wpadają w taką paranoję, w jaką wpadał Asher Mayson.


Od drugiej połowy książki miałam już serdecznie dość nadużywania określenia „maleńka” w stosunku do dziewczyny; miałam serdecznie dość natarczywego paranoika i wciąż liczyłam na jakiś punkt kulminacyjny, który zwali mnie z nóg. Czy nastał takowy? Cóż, Aurora Rose Reynolds chyba próbowała taki stworzyć, jednak myślę, że niezbyt to wyszło. Wątek kryminalny był… krótko rzecz ujmując: tragiczny. Zero adrenaliny, tajemniczości, do bólu przewidywalny, a kolejny wątek z milionerką na czele jeszcze tragiczniejszy. Od setnej strony wszystko się powtarzało. Zachowania bohaterów, ich teksty, fabuła. Akcja pędziła jak szalona, jeśli chodzi tu o relacje pary, a każdy problem był rozwiązywany tylko jednym sposobem: seksem. Uważam, że co za dużo to niezdrowo. Cieszyłam się chociaż z tego, iż nie pojawił się żaden czerwony pokój bólu lub pejcze, bo mogłabym odłożyć książkę już przed zakończeniem, które w sumie również było do przewidzenia. Słodkość tej książki zabiła mnie w połowie, a określenie „maleńka” czasami powtarzane dziesięć razy na stronę, wbiło gwóźdź do trumny.

„Powiedział, że dziewczyny powinny mieć słodkie małe pieseczki, a nie coś, co wygląda, jakby mogło cię zjeść”

Styl autorki sprawił, że przeczytałam „Until November” w oka mgnieniu, niestety wiele mu brakuje do bycia tym lekkim, świetnym i przyjaznym dla czytelnika. Starałam się znaleźć jakieś pozytywne aspekty tej książki, co nawet mi się udało. Przede wszystkim jest to kochany pies Beast, brat Ashera: Trevor (nie pojawiło się dużo scen z jego udziałem, ale od początku wzbudził moją sympatię), pani Alice oraz rodzina November ze strony ojca. To tyle, jeśli chodzi o plusy tej powieści, ponieważ nic więcej nie mogłabym rzec. Poza śliczną okładką, dobrym opisem (nierównającym się z tym, co dostaje czytelnik w środku), tymi paroma świetnymi bohaterami, nie ma nad czym się zachwycać (a przynajmniej w moim odczuciu).
Pomimo tego, że książka mnie nie zachwyciła, sięgnę po następne części. Nie potrafię porzucić serii, nawet jeśli była niewypałem. Wciąż liczę, że historie Trevora, Nico, Lily i Harmony będą o wiele ciekawsze niż „Until November”. Nie będę polecać tej pozycji ani z całego serca, ani z niczego innego. Wolałabym, by czytelnicy zajęli się lepszymi lekturami aniżeli to, co serwuje autorka w tym „dziele”. Osobiście nie powrócę nigdy do „Until November”, a książkę raz-dwa zwrócę przyjaciółce.

Do poczytania,
Arystokratka A.

kwietnia 19, 2018

Bądź twardy niczym... "Hard"

Bądź twardy niczym... "Hard"

„Sexy Bastard. Hard”
Autor: Eve Jagger
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk. 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Stron: 281

Dzień doberek, Kochani! Dzisiaj zajmiemy się książką Eve Jagger. Czytając ją miałam wrażenie, że pomiędzy bohaterami iskrzy od samego początku. W głównej postaci Ryderze Cole zakochałam się od razu! Silny, arogancki, pewny siebie, mężczyzna, przed którym ostrzegana jest każda dziewczyna. Skradł moje serce od pierwszych stronic. Typowy samiec alfa, który tylko czeka na swoją kotkę.

„Pod czarnym blezerem nosi białą koszulę, rozpiętą na tyle, by nie dało się odwrócić wzroku od jego klatki piersiowej. Niemniej większą uwagę zwracały jego ciemne dżinsy, opięte w odpowiednim miejscu.
— Chcesz więcej?
Mrugam powoli.
Najchętniej starłabym mu ten uśmieszek z twarzy, jednak najbardziej chciałabym przestać się rumienić.
— Chcę porozmawiać o moim bracie.
— O ile gdzieś pod tą sukienką nie kryje się dziesięć tysięcy dolarów w gotówce — mówi, a jego wzrok ześlizguje się z mojej twarzy na piersi, talię i nogi. — nie wydaje mi się, byśmy mieli o czym mówić”

Ryder Cole to król nocnego życia w Atlancie. Prowadzi klub Altitude, który cieszy się dużym uznaniem wśród ludzi miasta, natomiast po godzinach jest organizatorem nielegalnych walk. Jest jedynym mężczyzną, będącym w stanie pomóc Cassie, głównej bohaterce, zapomnieć o złej przeszłości. Dziewczyna ucieka od swoich sekretów, które sprawiają, że relacje łączące ją z Ryderem mogą ulec poważnej zmianie. Cassie zdaje sobie sprawę, że w jej życiu nie ma miejsca na faceta pokroju właściciela Altitude. Po powrocie do miasta do jej domu włamuje się właśnie Ryder Cole, który ściga brata bohaterki, wciąż niespłacającego długu. Cassie wdaje się z mężczyzną w niebezpieczny układ — stawką jest spłacenie wyżej wspomnianego długu. Kobieta nie ma pojęcia o uczuciu, które zakradnie się do zarówno jej serca, jak i Rydera. Widocznie los lubi płatać figle i łączyć ludzi sobie przeznaczonych.

„— Ryder chce się z tobą widzieć — oznajmia.
— Najpierw mówi się „cześć” — odpowiadam.
Nie patrząc na mnie, Cash zajmuje swoje miejsce za barem i zabiera się za rozrywanie toreb”



Gdy gorące uczucie rozkwita między Cassie i Ryderem, na drodze ku ich szczęściu zakrada się powoli przeszłość dziewczyny. Bohaterka nie będzie w stanie ciągle uciekać przed nią, a Ryder wygrywa i to za każdym razem. Ogień namiętności wybucha, a czytelnik w napięciu oczekuje wyniku końcowego.
Moim zdaniem jest to jak na razie najlepsza część od Eve Jagger. Podbiła moje serce natychmiast. Lekturę czyta się świetnie, a jej lekkość zadziwia. Pokochałam pióro autorki i wiem, że spodoba się każdej czytelniczce, która czytuje się w takiej tematyce. „Hard” jest świetny i polecam go gorąco! Oczekujcie na dniach następnej recenzji!

Do poczytania,
Arystokratka J.

kwietnia 18, 2018

Głęboki wdech z "Powietrze, którym oddycha"

Głęboki wdech z "Powietrze, którym oddycha"

„Powietrze, którym oddycha”
Autor: Brittainy C. Cherry
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: FILIA
Stron: 400

O „Powietrzu, którym oddycha” słyszałam wiele opinii. Sama okładka aż krzyczała do mnie „bierz tę książkę do domu!”. Wreszcie stało się, przeczytałam pozycję, na którą polowałam od dawien dawna. Uwielbiam, kiedy lektura dostarcza mi wszelakich emocji; dzięki której mogę zarówno płakać, śmiać się, jak i przeżywać dane wydarzenia, a z „Powietrzem, którym oddycha” tak właśnie było. Od pierwszych stron zachwycałam się nad tym, jak autorka wszystko opisuje, jak bardzo zaczynam zżywać się z bohaterami, swoją drogą świetnie wykreowanymi.

„Magia zawarta jest w chwilach. W delikatnym dotyku, lekkich uśmiechach, cichych słowach. Magia jest w życiu dniem dzisiejszym, w oddechu, w szczęściu. Mój chłopcze, magia jest w miłości”

Historia opowiada o dwóch, zranionych, pokiereszowanych duszach, które nie potrafią pogodzić się z przeszłością. Wciąż na nowo rozdrapują stare rany, nie umiejąc żyć teraźniejszością. Tristian Cole staje się więc oziębły, zdystansowany, zamknięty w sobie i unika jakichkolwiek spotkań z towarzystwem, przez co ludzie w niewielkim miasteczku wyrabiają sobie złą opinię na jego temat. Mają go za gbura, palanta, a nawet i potwora, który zrani każde dobre serce. Kiedy po długim czasie od tragicznego wydarzenia Elizabeth wraca do Meadows Creek wraz z małą córeczką, od razu trafia na głównego bohatera. Choć na początku nie chce mieć z nim nic wspólnego, potem zaczyna rozumieć jego ból, odnajdują wspólny język, ponieważ oboje straszliwie cierpią. Akcja książki toczy się powoli, pozwala czytelnikowi na spokojnie zapoznać się z różnymi postaciami, poznać ich charakter, przyzwyczajenia, historie. Szczerze polubiłam wielu bohaterów z tej lektury. Przede wszystkim zachwyciła mnie mała Emma, córeczka Elizabeth, sam Tristian czy przyjaciółka Liz: Faye. Oczywiście ta lista to nie koniec, a to tylko dlatego że Brittainy C. Cherry stworzyła barwne, niesamowicie realistyczne postaci. Wraz z nimi odczuwałam radość, wraz z nimi śmiałam się, wzruszałam albo złościłam.

„— Nie musisz cały czas czuć się dobrze. W porządku jest czasem cierpieć. To nic złego zagubić się jak dziecko we mgle. To złe dni sprawiają, że dobre są takie cudowne”

„Powietrze, którym oddycha” to ponad trzysta stron emocjonalnej bomby, której nie da się nie polubić. Historia nie taka banalna, jak się wydaje, nie taka pusta, nie taka łatwa i nie tylko o dwójce głównych bohaterów. Wątków można wyłapać o wiele więcej, ponieważ znajdziemy trochę o mamie Elizabeth, trochę o Jamie i Charliem, ważnych osobach dla Tristiana, będzie mowa o panie Hensonie, właścicielu magicznego sklepu czy o wcześniej wspomnianej przyjaciółce oraz przyjacielu Liz: Tannerze, postaci z grubsza… no cóż, niezdrowej na umyśle. Każdy element tej układanki zwanej książką został przymocowany na solidnych fundamentach, dzięki którym dostajemy niesamowitą lekturę, od której ciężko się oderwać. Romans, smutek, radość i śmiech — ogółem wszystko otrzymacie tylko wtedy, kiedy przeczytacie „Powietrze, którym oddycha”. Ja zostałam kupiona w całości i nie potrafię znaleźć minusów tej pozycji. Może jedynym mankamentem była sama postać Tannera, ale dlaczego, to zostawię dla siebie i pewnie osób, które już miały styczność z tą lekturą. Książka godna polecenia, książka na długie wieczory (i noce!), emocjonalna bańka, która nie pryśnie, dopóki nie przeczyta się „Powietrza, którym oddycha”. Brittainy C. Cherry, fantastyczna robota najwyższych lotów!




Po resztę części z serii „Żywioły” na pewno sięgnę, ponieważ autorka pisze w tak przejmujący sposób, że nie pozostaje mi nic innego jak mianować się fanką Brittainy! J

kwietnia 14, 2018

Uwaga pasażerowie, nadchodzi... "Turbulencja"!

Uwaga pasażerowie, nadchodzi... "Turbulencja"!

„Turbulencja”
Autor: Withtney Gracia Williams
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
Stron: 480

Dzisiejsza recenzja będzie dotyczyła książki Whitney G. „ Turbulencja”. Jedni twierdzą, że autorka opisuje w niej banały, którymi przesycone są książki o tematyce erotycznej. Mężczyzna, który jest samcem alfa, arogancki, pewny siebie, bogaty i o dużym powodzeniu u kobiet. Nie każdej czytelniczce musi odpowiadać taki styl pisania, ale jak to mówią: o gustach się nie dyskutuję.


„WEŹ MNIE BEZ ZASTANOWIENIA.
POCAŁUJ MNIE MOCNIEJ.
BIERZ MNIE ZNOWU I JESZCZE RAZ”

Romans pilota ze stewardesą? Temat ten jest mało eksplorowany przez pisarki/ pisarzy w literaturze erotycznej. Pomysł i realizacja współgrają ze sobą. Autorka w ciekawy sposób przedstawiła pracę stewardesy. Zwykle myśli się, że skoro wybrały taką pracę to nie boją się latać samolotami, jednakże w tej książce okazuje się, że mogą w takim samym stopniu jak my obawiać się tych maszyn.

„— Jeśli przytrafi się panu coś złego, do kogo mamy zadzwonić w pierwszej kolejności?
 — Do zakładu pogrzebowego”.

Lektura wciąga od swoich pierwszych stron aż do samego końca. Nie pozwala ani na sekundę się od siebie oderwać. Główna bohaterka Gilian Taylor podczas imprezy, na którą poszła za namową swojej współlokatorki, poznaje przystojnego Jake’a, z którym spędza upojną noc. Między Gilian i Jake’iem wybucha ogień namiętności. Gilian zatrudnia się w liniach lotniczych Elite Airways jako stewardesa, gdzie pracuje Jake jako pilot. Spotykają się ponownie na jednym locie i decydują się wejść w układ, w którym obowiązuje seks bez jakichkolwiek uczuć.



Układ jest niczym szalona jazda bez trzymanki na rollecosterze, w którym są wzniesienia, ale także upadki. Ekscytująca i tajemnicza podniebna podróż w chmurach, dzięki której czytelniczka odczuwa każdą cząstką siebie emocje bohaterów. Eksplozje namiętności między bohaterami występują na lotniskach, w hotelach i innych miejscach. Gilian powoli zaczyna darzyć uczuciem Jake’a, niestety przeszłość pilota sprawia, że mężczyzna zamyka się w sobie i odsuwa uczucie, które zaczęło rozkwitać.

"TO MY.
TO NASZA POKRĘCONA MIŁOŚĆ.
TO TURBULENCJA"

Moim zdaniem książka jest bardzo dobra i nie zawiodłam się na niej. W większości lektur o tematyce erotycznej mówi się, że jest zbyt banalna i przewidywalna, i łączy w sobie kilka elementów swoich poprzedniczek. Niekiedy widać motywy z innych książek, ale to nie oznacza, że jest taka sama. "Turbulencja" opowiada o całkiem innej historii, bohaterach i uczuciu, i warto po nią sięgnąć. Z tą autorką styknęłam się po raz pierwszy, czego nie żałuję. Whitney G. urzeka swoim stylem pisarskim, książkę czyta się szybko i ma się niedosyt.   Gorąco polecam! "Turbulencja" powinna zadowolić młode czytelniczki, ale także i te starsze! 

Do poczytania,
Arystokratka J. 💗

kwietnia 12, 2018

Tylko nie strać głowy dla... "Nic do stracenia. Początek"

Tylko nie strać głowy dla... "Nic do stracenia. Początek"


       „Nic do stracenia. Początek”
Autor: Kirsty Moseley
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Stron: 464

To moje drugie spotkanie z Kirsty Moseley i choć jej książki wydawałoby się, że tylko dla nastolatków spragnionych miłości, znajdą się starsi czytelnicy, którzy również będą zadowoleni z „Nic do stracenia. Początek”. Sięgając po tę pozycję wiedziałam, że pojawi się młoda, piękna bogini i jej adonis ratujący z każdej opresji. Tak, wiedziałam to, a jednak sięgnęłam po książkę ze względu na polubienie stylu autorki oraz (cóż za płytkość!) ze względu na ładną okładkę.
Tym razem historia nie była idealna od samego początku jak w przypadku „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno”. Pojawił się spory problem już od pierwszych stron, kiedy to szesnastoletnia Anna i jej ukochany Jack na urodziny dziewczyny wybierają się do klubu. Poznajemy tam Cartera, prześladowcę Annabelle, który postanowił, że zrobi z życia napotkanej nastolatki istne piekło. Kiedy po kilku latach od tragicznych zdarzeń, do domu Anny przybywa nieziemsko przystojny agent SWAT: Ashton Taylor, wszystko zaczyna się zmieniać. Na polecenie ojca dziewczyny: senatora i przyszłego prezydenta, Ashton ma działać pod przykrywką chłopaka Anny, aby móc ją w pełni chronić, ponieważ do rodziny wciąż napływają listy z pogróżkami od dawnego oprawcy. Annabelle zdaje się traktować nowego ochroniarza tak samo jak resztę. Jest opryskliwa, niegrzeczna, wredna, zamknięta w sobie i cyniczna, natomiast agent ma do niej wyjątkową, anielską cierpliwość, chce dotrzeć do niej, zapewnić stu procentowe bezpieczeństwo. Dzięki jego determinacji dziewczyna wreszcie łamie swoje zasady i zaprzyjaźnia się ze starszym mężczyzną.

Przyznam, współczułam Annie tych wszystkich okropieństw, które przeżyła, a które sprawił jej Carter, natomiast po pewnym czasie w książce zaczęła mnie drażnić. Nie potrafiłam zrozumieć jej zachowania czy reakcji na wiele rzeczy. Ashton latał za nią jak posłuszny piesek, spełniał każdą zachciankę młodej dziewczyny, a przy tym nieraz dał się wykorzystać. Tak, jak jego polubiłam (mimo tego, co robił), tak z główną bohaterką miałam ogromny problem. Autorka wykreowała postacie na idealnych z niewielkimi skazami. Piękni, młodzi, bogaci. Agent SWAT zrobił na mnie spore wrażenie, przede wszystkim za wspomnianą wcześniej cierpliwość, po jego wychowanie świadczące o wysokiej kulturze osobistej. Nie zrobiłby niczego, co sprawiłoby przykrość jego „klientce”, natomiast wiele razy na miejscu Ashtona dałabym Annie w twarz, ponieważ przeżywanie tragedii to jedno, ale zabawianie się cudzymi uczuciami to drugie. 
Pomimo tej drobno-dużej wady książki, jaką okazała się Annabelle, sama historia to miód, maliny i cukier (oj, można byłoby z niej zrobić dobre ciasto!), pomijając te fragmenty, gdzie pojawiają się wspomnienia bohaterki czy jej rozmyślania. Myślę, że książkę można polecić przede wszystkim nastolatkom, tym, którzy chcieliby zaznajomić się z pierwszą, poważniejszą miłością, z targającymi wtedy uczuciami, jednak tak, jak napisałam na początku, starsi czytelnicy lubujący się w niezbyt skomplikowanych romansach, również znajdą tu uciechę. 



„Nic do stracenia. Początek” to ciekawy odmóżdżacz po ciężkim egzaminie, po pracy. Pozycja dobra na relaks, wypad na urlop czy wolny weekend. Szybko się ją czyta ze względu na lekkie pióro autorki i pomimo 464 stron, przez historię można przebrnąć w jeden/dwa dni.


''Wszystko, co jest warte posiadania, warte jest też, żeby o to walczyć"
Reasumując, książka ma potencjał, ma jakąś fabułę, ma denerwującą (wielokrotnie) bohaterkę, sympatycznego bohatera (któremu nieraz chce się palnąć w czerep), ironiczne postaci trzeciorzędowe i przeszłość, która ewidentnie wpływa na teraźniejszość i przyszłość Anny oraz Ashtona, nadal będącego na służbie u dziewczyny. Czy zawiodłam się tym tytułem? Przyznam, że nie. Owszem, było sporo elementów niepasujących mi w tej książce, natomiast całość przyjęłam ze spokojem i zaciekawieniem, co będzie dalej. Interesuje mnie postać Cartera, losy przyjaciela Ashtona oraz samej bohaterki. Czy wreszcie zapanuje nad sobą? Weźmie się w garść i zacznie żyć dalej? Na pewno dowiem się tego z drugiej części, dlatego już niebawem zabiorę się za nią i sprawdzę moje przypuszczenia, po czym z chęcią podzielę się z Wami moimi uwagami oraz opinią. 

"Skradła mi serce w trzy dni, choć tak naprawdę miała je już po trzech sekundach"

Do poczytania, 
Arystokratka A. 

kwietnia 08, 2018

Witajcie w świecie arystokratek spod księgarni!

Witajcie w świecie arystokratek spod księgarni!




Witajcie, drodzy goście naszego małego zacisza!

 Jest nam ogromnie miło powitać Was, zaprosić na herbatkę, prosić, byście rozgościli się jak we własnym domu. Nasza arystokratyczna księgarnia to nic innego jak blog dwóch pasjonujących się książkami kobiet. Postanowiłyśmy dzielić się z Wami opiniami na temat wybranych tekstów literackich, ponieważ nie wystarcza nam wyłączne plotkowanie po przeczytanej lekturze. Chciałybyśmy gdzieś spisywać wszystkie myśli, polecać Wam dobre książki, recenzować te, które w jakiś sposób nas zaciekawią. Z przyjemnością podejmiemy się również innej tematyki. Poruszymy niebo i ziemię, aby każdy mógł być zadowolony z naszej działalność. Oczywiście przede wszystkim stawiamy na literaturę, ale nie ograniczamy się tylko do tego. Chętnie zrecenzujemy filmy, seriale, czasami nawet i kosmetyki, a niekiedy skupimy się na całkiem innych sferach jak różnego rodzaju ciekawostki, felietony czy przepisy na coś dla łakomczuchów.

 Bloga prowadzimy we dwie. Jedna z nas to Arystokratka A., druga Arystokratka J. Pozwólcie, że pozostaniemy po części anonimowe, jeśli chodzi o nasze dane personalne, miejsce zamieszkania czy fotografie. Przyszłyśmy do Was, by recenzować, rozmawiać z Wami na temat czytania, pisania, wszystkiego, co ma związek z wszechobecną kulturą i sztuką. Przyznajemy, dopiero raczkujemy w świecie blogosfery, natomiast szybko się wszystkiego nauczymy i na pewno każdy będzie zadowolony!

 Co recenzujemy? Naprawdę przeróżne dzieła. Od erotyków, romansów, obyczajówek, fantasy, po kryminały, teksty psychologiczne czy też bestsellery. Kochamy książki. Ubóstwiamy je. Zbieramy. Wąchamy. Napawamy się ich pięknością. Piszemy o nich i dyskutujemy. Teraz będziemy mówić o nich dla Was. Bez zbędnego przedłużania z przyjemnością witamy Was jeszcze raz, mamy nadzieję, że rozgościliście się na dobre, a już niebawem nasza pierwsza recenzja! Przyjemnego pobytu w świecie arystokratek spod księgarni, kochani!


A&J

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger