marca 31, 2019

Podsumowanie marca 2019!

Podsumowanie marca 2019!

Kwiecień przychodzi wielkimi krokami, za oknem raczej mało wiosenna pogoda, ale liczymy, że czytacie dobre książki, które rozjaśniają wasze ponure, chłodniejsze dni. Zabiegany marzec nie pozwolił na luksus leżenia i ciągłego zatapiania się w lekturę, jednak pracujemy nad pewnymi nowościami, które, mamy nadzieję, niebawem się ukażą i przypadną wam do gustu. Tymczasem rzucamy się na wodę podsumowania marca! ;)

Podsumowanie marca według Arystokratki A.:

„It Ends with Us” Colleen Hoover.
Książka, która złamała mi serce, która sprawiła, że wylałam kilka cennych łez, która spowodowała, że po jej skończeniu musiałam wyjść z domu i gdzieś się przejechać. Emocje, trudny temat przemocy fizycznej, destrukcja, rodzina i miłość. Pani Hoover zapewniła naprawdę mocną, dobrą, emocjonalną powieść, którą śmiało mogę polecić.

„Jak podrywają szejkowie” Marcin Margielewski -> recenzja znajduje się tutaj.
O tej powieści mogłabym się rozwodzić w nieskończoność, gdyż jest świetna i polubiłam ją z całego serca. Zawiera w sobie to, czego oczekuje od książki tego rodzaju. Dużo interesujących szczegółów, dobrze przedstawiony arabski, prawdziwy świat, fantastyczne postaci, które niesamowicie intrygują (i tu tą postacią jest książę Abed, książę, z którym autor miał okazję rozmawiać i który zdradził tajniki życia arabskich szejków). To również pozycja przeze mnie jak najbardziej polecana.

„Zdążyć przed Panem Bogiem” Hanna Krall & „Medaliony” Zofia Nałkowska.
Książki te przeczytałam ze względu na konieczność, ale z tych dwóch bardziej przypadła mi do gustu pierwsza, czyli reportaż Hanny Krall. Jej wywiad z doktorem Eldmanem pokazał kolejne świadectwo historii, które nie powinno zostać zapomniane, a wręcz trzeba je pielęgnować, chociażby czytając podobne książki. W „Zdążyć przed Panem Bogiem” mowa o medycynie, o wojnie, o ludziach, pojedyncznych jednostkach, o gettcie i trudach życia w takich warunkach. Mnie osobiście poruszyła.

„Tysiąc idealnych nut” C.G. Drews -> recenzja znajduje się tutaj.
O tej książce musi być głośno, więc jak już wspominałam niedawno, co jakiś czas na pewno będę nią spamować, gdyż na to właśnie zasługuje. Wyjątkowa młodzieżówka, która chwyta za serca, łamiąc je, bez nadziei na poprawę stanu rzeczy. Smutna, wzruszająca i porywająca historia piętnastoletniego Becka. Młodzieżówka tak niepodobna do swoich „rywali”, że nadzwyczajna. Koniecznie trzeba się z nią zapoznać.

„Policjanci. Ulica” Katarzyna Puzyńska.
Świetny reportaż, genialny wywiad z wieloma policjantami, którzy opowiadają o swoim zawodzie, zdradzają pewne tajemnice, rozwiewają wątpliwości, opowiadają o różnych aspektach pracy w policji, a także o ciekawych przypadkach, na które się natrafili. Jeden z nielicznych reportaży, który mi się spodobał. Było zabawnie, pouczająco, ale i interesująco, dlatego zdecydowałam się sięgnąć po kolejną część o policjantach (premiera już 2 kwietnia!), czyli „Policjanci. Bez munduru” i mam nadzieję, że będzie tak samo ciekawie jak w przypadku „Ulicy”.

„Jane Eyre” Charlotte Bronte.
Wspaniały klasyk nad klasykami. Od paru lat jestem zakochana w książkach Jane Austen, natomiast dopiero w marcu postawiłam na spotkanie z Charlotte, co było niemałym zaskoczeniem. Losy Jane Eyre sprawiły, że śmiało twierdzę, jakoby były na równi z moją ukochaną „Dumą i uprzedzeniem”. Trudna miłość, liczne przeszkody oraz czająca się w tle tajemnica, a to wszystko w pięknej posiadłości bogatego, niezbyt przystojnego mężczyzny o sekrecie, który może zniszczyć wyjątkową miłość.

„Próba samobójcza Magdaleny Synockiej” Piotr Wilczyński -> recenzja znajduje się tutaj.

Trudny temat, lecz ubrany w taki sposób, że książkę czyta się w mgnieniu oka. Była to ciężka przeprawa przez ogrom problemów dotykających główną bohaterkę. Stany lękowe, napady agresji, strach, choroba psychiczna. To książka nie dla każdego, ale jakkolwiek by to nie brzmiało, śmiało mogę ją polecić, jeśli tematyka wam odpowiada. Nie znajdziecie tu sielanki ani koloryzowania. Znajdziecie tu prawdę. Bolesną prawdę.

„Down by the River” Magdalena Brzezińska -> recenzja znajduje się tutaj.
Podróż, oszustwo i próby wymierzenia sprawiedliwości ludziom, którzy na to zasłużyli. Mimo dobrego tematu, ciekawego motywu i zachęcającego opisu, niestety zawiodłam się na tej pozycji. Znalazłam kilka plusów, przede wszystkim było to ostrzeżenie, które autorka zawarła w powieści. Ostrzeżenie młodych ludzi, którzy nie mając doświadczenia w branży podróżniczej, powinni bardziej uważać na to, na co się pchają, gdyż może ich to sporo kosztować. 

Filmy:
— Jane Eyre (2011)
— Duma i uprzedzenie, i zombie (2016)
— Kler (2018)
— W stronę słońca (2007)
— Aquaman (2018)
— The Quake. Trzęsienie ziemi (2018)
— Coco (2017)
— Fala (2015)




Podsumowanie według Arystokratki J.:

„Tusz”  Alice Broadway -> recenzja znajduje się tutaj.
Zaskakująca, piękna i pełna tajemnic opowieść w świecie tuszu. Symbole, historie, które poznałam nie tylko mnie zachwyciły, a i zaciekawiły. Podekscytowanie i strach mieszały się ze sobą podczas mojej podróży z Leorą. Tradycje, opowieści opowiadane przez bajarkę, czy bliskich sprawiły, że moja ciekawość rosła i rosła. Nie spotkałam jeszcze takiej pozycji jak ta!

„Całe życie” Robert Seethaler
Od dawna polowałam na tę pozycję aż w końcu ją dorwałam. Przeczytałam ją jednym tchem. Piękna, wzruszająca, momentami zabawna. Pierwsze spotkanie z autorem i na pewno nie ostatnie! Razem z głównym bohaterem przemierzałam różne etapy jego życia od tych złych po te dobre. Przeżyłam niezapomnianą historię, a towarzyszące temu emocje były szczere i prawdziwe. Gorąco polecam!

„Do dziewczyn, które czuły zbyt wiele” Brittainy C.Cherry & Kandi Steiner
Długo wyczekiwana przeze mnie książka. Nie mogłam się doczekać aż wpadnie mi w ręce. Nie wiedziałam, czego mam się po niej spodziewać. Otrzymałam przedsmak tego, co zawiera i czekanie stało się udręką. Pochłonęłam ją w jeden wieczór, a treść zapadła mi w pamięci. Poezja jest czymś co uwielbiam, choć nie wszystkie są przezeń zrozumiane. Tomik Cherry&Steiner zachwycił mnie do głębi. Chwycił za serce. Ten tomik sprawił wiele refleksji u mnie. Nie potrafię wybrać jednego ulubionego tomiku. „Do dziewczyn, które czuły zbyt wiele” jest na równi z tomikiem Atticusa. Piękna, prawdziwa, zachwycająca! Polecam!

„Aleo. Burza Na Północy” Tomasz Miękina -> recenzja znajduje się tutaj.
Jedno z fantasy, które z początku sprawiało mi trudność, ale nastąpił przełom, a książka porwała mnie w swe szpony. Historia nie tylko mnie zaciekawiła, ale i zaintrygowała. Nie jest banalna, zawiera w sobie swój urok. Nie mogę się doczekać kolejnych wrażeń jakich dostarczy mi autor. Kolejne legendy, opowieści i ciąg dalszy Aleo! Z niecierpliwością  oczekuję drugiego tomu!

„Jego banan” Penelope Bloom -> recenzja znajduje się tutaj.
Zabawna, z poczuciem humoru! Przeplatana erotyką z dawką śmiechu. Oczekiwałam od niej tego, co mi zapewniła, czyli dobrej zabawy przy czytaniu oraz masę śmiechu przeplatanego ze łzami. Historia lekka i przyjemna dla oka. Pochłania czytelnika od samego początku. Mimo podobieństw do innej książki nie zraziłam się nią, a wręcz przeciwnie spodobała mi się. Gorąco polecam!

„Ostatni Strażnik” Antares -> recenzja znajduje się tutaj.
Piękny jak i zarówno niebezpieczny świat magii, bestii i gryfów. Zakochałam się w tej pozycji już od początku. Z zapartym tchem ją czytałam, a pióro sprawiło, że książka została prędko przeczytana. Zakochałam się w Micuchu, który jest MÓJ! Niebezpieczna, szalona, dzika, nieprzewidywalna, walka o przetrwanie, to właśnie cechuje Ciężkie Ziemie. Mnie osobiście zwaliła z nóg. Autor wykonał wyśmienitą robotę. Z niecierpliwością oczekuję kontynuacji! Gorąco polecam!

„Cena Pocałunku” Linda Kage -> recenzja znajduje się tutaj.
Piękna, wzruszająca historia miłości, która musi zwalczyć niejedną przeszkodę i przeciwność losu, by być razem. Trudne tematy, które porusza autorka sprawiają, że książka nie jest banalna. Ma w sobie duszę, która poruszyła mnie do głębi. Skradła mi serce, a także je złamała nie raz. Dwie zranione dusze i uczucie, które może je ocalić przed zgubą.

„Więcej niż pocałunek” Helen Hoang
Zabawna, intrygująca. Wzięłam ją z ciekawości, opis mnie do niej bardziej przyciągnął niż sama okładka. Z jednej strony to dobre rozwiązanie, ale nie ukrywam, że to dziwny rodzaj współpracy. Trzy rozdziały w mig mi przeleciały. I mam ochotę na więcej! Nie mogę się doczekać dalszych losów i humoru bohaterki, który nie raz rozłożył mnie na łopatki!

Filmy:
— Aquman
— Duma i uprzedzeni i zombi
— Chodzenie, jazda, rodeo
— Wieczna Wiedźma

— Dziadek do orzechów i cztery królestwa





marca 30, 2019

Zachwycająca "Cena pocałunku"!

Zachwycająca "Cena pocałunku"!

„Cena pocałunku”
Autor: Linda Kage
Kategoria: literatura obyczajowa/romans
Wydawnictwo: NieZwykłe
Stron: 330
Tłumaczenie: Iga Wiśniewska
Premiera: 13.03.2019

Praca dla każdego człowieka jest źródłem utrzymania. Mawia się, że żadna praca nie hańbi, ale bywają takie, dzięki którym dostajemy przypiętą łatkę, reputację; takie, które sprawiają, że człowiek sięga dna, zostaje uwiązany w pułapce, bowiem pieniądze szczęścia nie dają. Co więc zrobi człowiek, by  ratować swoją rodzinę, by ratować siebie z niedoli? Czy poświęci siebie, by zapewnić innym byt? Altruizm jest jedną z najpiękniejszych cech, jaką można posiadać, lecz nie zawsze dobrym rozwiązaniem jest poświęcić swoje dobro, siebie całkowicie, bowiem nie można zapomnieć o sobie i swoich potrzebach. Dobro wraca do nas ze zdwojoną siłą, a karma sięga w pewnym momencie każdego. Człowiek może być uwiązany na smyczy z każdego powodu, między innymi przez swe żądze, którym nie umie się przeciwstawić, jest wiele czynników, ale tylko my możemy się z nich wyswobodzić.
Czytając „Cenę pocałunku” przeraziło mnie to jak nieczułym i okrutnym można być względem drugiej osoby. Żyjemy w czasach, gdzie człowiek dla człowieka jest wilkiem. Manipulacja, władza, pieniądze przewracają nam w głowach, sprawiają, że zaczynamy się czuć niczym Panowie Świata. Niszczymy, rujnujemy, a zarazem budujemy. Nie potrafiłam zrozumieć fali plotkom, które w ekspresowym czasie rozprzestrzeniały się po kampusie. Z własnego doświadczenia wiem, jak bardzo plotka potrafi być krzywdząca, i nie rozumiałam, jaką fascynację wzbudzała w studentach. Mason Lowe niejednokrotnie był obiektem plotek w swoim mieście, czy na kampusie. Z opisu mężczyzna to typowy samiec alfa, idealny pod każdym fizycznym calem. Jednym słowem można rzec, że jest bogiem seksu. Niestety, żadnej dziewczynie, studentce nie jest dane sprawdzić, czy rzeczywiście Mason Lowe jest nieziemski w łóżku, gdyż jest żigolakiem.

„Upiłam pierwszy łyk. Kiedy jęknęłam, Mason z rozbawieniem uniósł brew.
— Chcesz zostać z nią sam na sam?
Przysunęłam do siebie kubek.
— Tak. Mógłbyś dać nam piętnaście, góra dwadzieścia minut? Mam przeczucie, że zrobi się tu naprawdę nieprzyzwoicie”

Pogłoski, plotki o pracy głównego bohatera rozprzestrzeniły się z prędkością światła i dotarła do każdego. Dziewczyny zachowywały się w sposób dla mnie niewyobrażalny, a mianowicie traktowały go jakby był przedmiotem, nieczułym, pozbawionym uczuć, maszyną zdolną tylko do jednej czynności. Śliniły się na jego widok, patrzyły w każdej wolnej chwili, próbowały zwrócić na siebie jego uwagę, ale na próżno. Wszystkie ich działania spełzały na manowce, gdyż mężczyzna nie był nimi zainteresowany. Myślę, że dostrzegł w tych kobietach brak piękna wewnętrznego, ale także żadna nie wzbudziła w nim uczucia. Mason był traktowany nie tylko przedmiotowo, ale też tak, jakby był zarażony jakąś chorobą czy wirusem. Stał się niedobrym kandydatem na chłopaka. Zauważyłam, że tylko populacja piękna miała problem, gdyż męska traktowała go jak równego sobie. Każda istota ma prawo do równości niezależnie od tego jaką pracę wykonuje i na jakim szczeblu kariery jest.

„ — Cóż. Mam swoją teorię. Gdy kochasz kogoś wystarczająco mocno, ten ktoś staje się niezniszczalny. Jakby twoje uczucia były tak silne, że tworzą magiczną tarczę, która chroni tę osobę przed wszelkim bólem”

Wówczas na kampusie pojawia się jedna dusza, która zachwyca od samego początku Masona, a mianowicie Reese. Już po pierwszym zetknięciu się wzrokowo tej dwójki czułam przyciąganie oraz iskrę, która się ni stąd ni zowąd pojawiła. Co ich do siebie zbliżyło? Przeznaczenie? Uczucie? A może to coś zupełnie innego? Ja już wiedziałam, że tych dwoje byli sobie przeznaczeni. Ona mogła się okazać jego wybawieniem, a on jej tarczą. Reese Randall jako jedyna dziewczyna z ich środowiska traktowała Masona jak równego sobie i nie rozumiała, skąd brało się zachowanie innych istot jej płci. Była oburzona, a swoim zachowaniem pokazywała reszcie, że mężczyzna też jest człowiekiem, i wcale nie jest gorszy od nich. Kiedy zaczęła się z nim przyjaźnić powstały plotki na ich temat, a Mason bał się, że swoją obecnością zepsuje dziewczynie reputację. Oczywiście Reese nie obawiała się zdania innych na jej temat. Nie zamierzała się wyrzec znajomości przez coś co nie miało znaczenia. Nie znali go, i nawet nie próbowali tego zrobić. Jak dla postawa bohaterki zasługuje na uznanie, a przede wszystkim powinno się ją naśladować.

„— Jesteś ekscentryczna... i jednocześnie konwencjonalna. Niewinna i mądra. Powściągliwa, a jednak towarzyska. Szczera, ale i ostrożna. Stylowa i jednocześnie praktyczna. I dziecinna, choć udaje ci się być przy tym dojrzałą. Jesteś... idealnym połączeniem sprzeczności”

Reese Randall sama ma własne problemy, które wciąż krążą i czekają, by ją zaatakować. W swoim życiu doznała toksycznego związku, po którym nie do końca potrafi się otrząsnąć. Z obawy przed swoim byłym chłopakiem dziewczyna ma obsesję na punkcie sprawdzania zamków i swojego mieszkania. Czuła się tak jakby jej były prześladowca w każdej chwili mógł ją napaść. Nie wiedziałam do końca jak się czuła, gdyż sama czegoś tak okrutnego nie przeżyłam, więc nie jestem w stanie wyrazić w pełni to, co czuła bohaterka. Jednakże wydarzenia, które miały miejsca, nie dawały jej spokoju, a ona sama stała się nieufna. W głowie analizowała zachowanie mężczyzn i swoje i doszukiwała się w nich ukrytych motywów, czy zamiarów. Nie chciała popełnić drugi raz tego samego błędu. Strach trzyma nas w swych ryzach, a czasem sprawia, że tracimy kontrolę nad swoim życiem, podporządkowując się mu.

„— Czasem ludzie czują potrzebę, by ranić innych tylko po to, żeby pokazać swoją władzę. A ty najwyraźniej czujesz, że nie masz władzy nad swoim życiem, więc...”

Zwykle miłość i zauroczenie są mylnie odbierane. To dwa uczucia, które często są mylone. Zazwyczaj zauroczenie jest na tyle silne, że dana osoba myśli iż to miłość. Z drugiej strony miłość można też pomylić z przyzwyczajeniem. Jednak tu bohaterka zmaga się z obsesją swojego byłego chłopaka na jej punkcie. Ta chora fascynacja na osobie Reese staje się niebezpieczna dla dziewczyny, gdyż taka osoba może nad sobą nie panować, nie kontrolować swoich odruchów. Może działać nie będąc w pełni świadoma swoich czynów, gdyż jest chora. Nie dziwię się wcale, że bohaterka tak panicznie się bała ponownego ataku. Nigdy nie wiadomo, co takiej osobie może strzelić do głowy. Uważam, że nie wolno ulegać takiej osobie i mimo wszystko walczyć o siebie i swoje bezpieczeństwo aniżeli być nieszczęśliwym zaszczutym, kontrolowanym i przerażonym. Obsesja nie równa się i nie jest w żadnym stopniu podobna do miłości. To nie jest zdrowe ani to piękne uczucie, którym taka osoba się usprawiedliwia.


Książka porusza trudne tematy, z którymi zmagają się bohaterowie. Wyciska emocje nieszczególnie te dobre, ale każda z nich warta jest, by poświęcić jej uwagę. Pomiędzy Reese i Masonem wywiązała się nie tylko chemia, ale i iskra, która jest potrzebna. Czy praca i poświęcenie Masona staną na drodze ku szczęściu i miłości, która zaczęła się rodzić? Co się stanie z prześladowcą Reese? Czy dziewczyna jest bezpieczna? Autorka świetnie opisała ich historię. Czytelnik dostaje niezwykłe, ale i bolesne dzieje bohaterów. Odbiorca doznaje niesamowitych wrażeń, a emocje sprawiają, że książka staje się kompletna. Pióro Lindy jest lekkie, przyjemne, ale i piękne. Ukazuje wcale nie taką prostą i niebanalną historię miłości, która wpierw musi zwalczyć przeciwności i przeszkody, by być razem. Jestem pod wrażeniem kunsztu Lindy. Zachwyciła mnie  i porwała do swojej historii już od pierwszych stron. Wszystkie emocje wdarły się do mnie ze zdwojoną siłą. Przeżyłam ból, ale i radosne. Byłam obserwatorem i dzięki temu mogłam się stać częścią ich losów. Czytając tę książkę podarowałam jej życie, tchnęłam w nią dech. Ja jestem pod dużym podziwem autorki. I gorąco polecam tę pozycję! Mam nadzieję, że tak samo jak mi i Wam ta książka skradnie serce! Mnie nie tylko je skradła, ale i złamała nie raz. Dwie zranione dusze i uczucie, które może je ocalić przed zgubą. Jak dla mnie fenomenalna!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.



Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.

marca 26, 2019

"Ostatni strażnik" czyli gratka dla fanów dobrego fantasy!

"Ostatni strażnik" czyli gratka dla fanów dobrego fantasy!

„Ostatni Strażnik”
Autor: Antares
Kategoria: fantasy
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 372

Książka nie tylko mnie zachwyciła, ale i także pochłonęła od pierwszych stron, bardzo trudno było mi się od niej oderwać. Powiedziałabym, że trzymała mnie w swych szponach do samiuteńkiego końca. Kocham fantasy, gdyż można stworzyć nowy, własny świat. Ustanawia się swoje reguły gry, tworzy się bohaterów, którzy albo czytelnika zachwycą, albo zniechęcą. To w naszych rękach zależy, jak potoczy się dana sytuacja. To autor, a zarazem twórca tego świata ma nad nim władzę. Co mnie skusiło do tej pozycji? Zdecydowanie przekupił mnie opis tej książki, gdyż od pierwszej chwili wiedziałam, że porwę ją tak samo jak ona mnie.
Pióro autora jest lekkie i sprawia, że czytelnikowi łatwiej się czyta jego książkę. Ja byłam zachwycona światem, który stworzył Antares. Podróżowałam po wyspach Baucze wraz z Kormakiem. Można rzec, że byłam na wyspach jego oczami. Nie umiałam zrozumieć z początku wrogości młodych druidów do Kormaka. Główny bohater osierocony przez rodziców, trafił do Redłana druida od eliksirów. Podziwiałam świat druidów, który na każdym kroku mnie zaskakiwał. Konstrukcja, jaką wymyślili druidzi dawno temu, zaskakiwała, gdyż nie była do końca trwała, a na skutek przemieszczania się wysp, mosty rwały się i trzeba było je na nowo naprawiać i szukać powodu zerwania.


Za Kormakiem chodzi dziwna postać, która napawa bohatera lękiem. Sama byłam zlękniona ową osobą, ponieważ chodziła w cieniu, chowała się za nim. Znikała i pojawiała się, kiedy Kormakowi przydarzała się krzywda. Okazuje się, że tą tajemniczą postacią była Askella Nardenami, która jest Inkwizytorką, naznaczoną piętnem czarnej magii. Ich losy są ze sobą połączone. Inkwizytorka potrzebuje Kormaka, by raz na zawsze pokonać czarną magię. Muszę przyznać, że przy scenach ich nauki ciut się śmiałam, gdyż młodzieniec tak panicznie się bał swej mistrzyni, że pokazywał to całym sobą. Jakby nie patrząc, jak się bliżej ją poznało, zrozumiało się, że nie jest zła, że to, iż czasem traciła panowanie nad czarną magią, nie zasłaniało jej rozsądku. Sama Askella nie wiedziała, czemu jej uczeń tak panicznie się bał.
Wcześniej nie spotkałam się z takim światem, jest dla mnie nowy i wciąż pełen niespodzianek, ale też niebezpieczeństw. Razem z Kormakiem wyruszałam na Ciężkie Ziemie. Jestem pod wrażeniem, bestie z tego świata nie raz nie dwa wydały mi się tak realistyczne, że musiałam sprawdzić za siebie, czy jakaś za mną nie stała. Czułam się tak jak Kormak, jakby ktoś mnie śledził, każdy mój ruch jaki wykonam. Wydawało mi się, że byłam w takim samym stopniu obserwowana przez poczwary, co bohater. Autor wykazał się świetnym kunsztem swojego pióra, przerażenie nie opuszczało jak i mnie tak i bohatera na Ciężkich Ziemiach. Życie tam to jednym słowem walka o przetrwanie, walka o pozycje, walka o jedzenie, walka o życie, które mogło zostać zabrane w każdej chwili za źle wykonany ruch, słowo, czy też gest.

„— Wiesz już, że nie warto się wahać. Ktoś, kto tego nie wie, nie wie też, że bliski jest śmierci”

Na wyspach Baucze oprócz druidów mieszkały także gryfy, mistyczne stworzenia, które swoim majestatem i urokiem zachwyciły mnie do reszty. Można rzec, że oddałam im serce, a szczególnie jednemu gryfowi, a mianowicie Micuchowi, od początku się w nim zakochałam. Oczami wyobraźni widziałam to stworzenie z pięknymi niebieskimi skrzydłami. Gryf każdego z druidów posiadał ulubiony kolor skrzydeł swoich właścicieli. Obserwowałam wyspy, druidów i ich podopiecznych. Każdy młody druid szkolił się w wybranym przez siebie bądź swojego mistrza fachu, który miał wykonywać już na zawsze.
Kormak wraz ze swym bratem mieli odpracowywać swoją karę łącząc zerwane mosty wysp. Uważali ją za żmudne zajęcie i nie obaj nie wyobrażali sobie, że mogli by pracować tak do końca swoich dni. Zdziwieni byli, że jeden z młodych młodzieńców zaczął uczyć się owego fachu. Łączenie mostów nie należało bowiem do najłatwiejszych zajęć i trzeba było mieć nie tyle co sokoli wzrok, a i dużo siły, by móc przyciągnąć odciągnięte wyspy na nowo. Życie na wyspach Baucze było bezpieczne i dobre, nie dostrzegłam w nim tyle dzikości i szaleństwa, co na Ciężkich Ziemiach. Ale również i tu na tym bezpiecznym terytorium młody Kormak nie mógł się czuć bezpieczny, bowiem czyhało na niego gorsze niebezpieczeństwo. Nie wiedział, że druid, któremu zaufał, zamydlił oczy, a także uśpił jego czujność, stał za atakami ze strony innych jego rówieśników na niego. Od najmłodszych lat był atakowany i nie za bardzo umiał sobie z tym poradzić w ten pojawiała się mroczna postać napawająca lękiem i ratowała go.
Autor zaskoczył mnie swoim dziełem pozytywnie od pierwszych stron. Wciągnął do swojego świata i nie wypuścił aż do ostatniej strony. Nie jest łatwe budowanie sfery fantasy, gdyż to trudne. Nie zawsze to, co stworzymy, trafi w gusta naszych odbiorców, a tu Antares spisał się znakomicie. Zaciekawił, przeraził, zachwycił. Jednym słowem napisał cudowne fantasy, które zostaje zapamiętane na długo ze względu na swoją oryginalność jak i kreatywność. Szczególne gratulacje mu się należą moim zdaniem za stworzenie tak pięknego i majestatycznego Micucha. Nie umiałam się oprzeć temu maluchowi. Czekam z niecierpliwością na dalsze losy Kormaka i Micucha. Mam nadzieję, że kontynuacja pojawi się dość szybko, gdyż zżera mnie ciekawość, co będzie dalej, co się wydarzy. I co najważniejsze, czy Kormak wraz ze swym gryfem wrócą cali z wyprawy z Ciężkich Ziem. Gorąco polecam! Warta przeczytania i zapamiętania!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.



Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.

marca 25, 2019

Kilogram fantastycznego świata z "Aleo. Burza na północy"

Kilogram fantastycznego świata z "Aleo. Burza na północy"

„Aleo. Burza Na Północy”
Autor: Tomasz Miękina
Kategoria: fantasy
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 350

Kolejne fantasy na mojej półce z wydawnictwa Novae Res, z którym miałam delikatny problem. Powiem, że to jedna z tych książek, w których nieco się gubiłam. Autor zbudował świat przedstawiony całkiem od podstaw. Każda legenda, miasto i historia została stworzona od samego początku, od słynnego „chaosu”, który zapanował również w mojej głowie, bowiem rzadko spotykam takie powieści na swojej drodze czytelniczej i muszę przyznać, że miałam problem, by wczuć się w tę historię. Jak wstęp mnie zachwycił, tak później pojawiło się tyle informacji, których nie potrafiłam ot tak przyswoić. Bywały momenty, kiedy w trakcie czytania wiało nudą, ale potem autor bardzo pozytywnie mnie zaskoczyć i nie potrafiłam oderwać się od książki.
Kiedy już porwała mnie historia Aleo, czytanie szło o wiele szybciej. Nie mogłam się nadziwić światem, który miałam okazję poznać. Moja ciekawość rosła i rosła i nie wiem, czy do końca została zaspokojona. W pierwszej chwili, gdy czytałam opis, przypomniał mi się bardzo popularny serial „Gra o Tron”, myślałam wówczas, że ta książka będzie w takim stylu. Autor mnie zaskoczył, a książka zachwyciła. Wracając do historii. Początek świata bardzo mi się spodobał i przeczytałam pierwsze rozdziały na jednym wdechu. Można by rzecz, że Królestwo Adonu cieszy się trwającym pokojem, który w każdej chwili może zostać przerwany przez wrogów.



Czytając o tym, jak poznali się rodzice Aleo, poczułam tą samą ciekawość co ich córka. Spotkała ją tragedia za młodu, ale znalazła szczęście u boku swego wuja Fere, któremu towarzystwo dziewczynki wprowadziło do życia wiele zmian. Ponownie w jego domu zawitał śmiech. Dziewczynka została obdarzona rubinowymi włosami, niespotykanymi jak dotąd w Adonie. Aleo wiele swoich cech odziedziczyła po rodzicach, którzy służyli radą, a także pomocą. To dziecko ma w sobie wiele cech, które są bardzo przydatne i pożądane u następcy tronu. Pasja, którą dziewczyna się zajmuje, zaciekawiła mnie, gdyż trzeba mieć wizję, by tworzyć takie arcydzieła.
Postacie wywarły na mnie różne emocje, o niektórych nie wiem, co myśleć aż do teraz. Wywołały trochę zdezorientowania. Król Meras wydał mi się zmęczony odpowiedzialnością, jaką dane mu było dzierżyć. Z drugiej strony żona, do której zapałałam ogromną niechęcią. Nie rozumiałam, jak mogło dojść do ożenku Merasa z Celianą. Można powiedzieć, że król był na smyczy żony, która zawsze stawiała na swoim. Ich córka, Eli, z początku obudziła we mnie podobne odczucia, co jej matka, lecz z każdą kolejną stroną, z każdym kolejnym rozdziałem zaczęłam lepiej ją rozumieć. Była zagubioną młodą kobietą w świecie arystokracji. Stłamszona przez własną matkę, krytykowana. Nic dziwnego, że zamknęła się w sobie na cztery spusty i nie dopuszczała nikogo do siebie. Szkoda, że jej ojciec nie zareagował ani nie zaangażował się w wychowanie swojej córki. Mógł skrócić władzę żony i sprawić, by jego dziecko było szczęśliwe. Pozostawienie wychowania córki na barkach Celiany było drugim błędem króla, którego się dopuścił. Eli za zasłoną arogancji i gniewu chowała się, byle tylko nie pokazać swojego Ja i nie zostać skrytykowaną. Bardzo polubiłam starego Fere, który swoją miłością i opiekuńczością wobec Aleo dodawał jej skrzydeł, a także stworzył jej dom.
Mieszkańcom Adonu natura nie oszczędza i obdarza ich swoimi urokami, ale i koszmarami. Nie wiadomo jaka pogoda będzie następnego dnia, czy kolejna burza, czy może nawał śniegu. Brałam udział razem z Aleo w wielu ważnych uroczystościach, poznając kulturę i podziwiając, a mianowicie spotkanie Rady Królewskiej, czy powitanie Nowego Roku i zażegnanie starego, noc spadających gwiazd, gdzie każdy miał nadzieje na spełnienie swojego marzenia. Spodobał mi się świat Adonu, który przedstawił mi autor. Zanurzyłam się w nim i trudno jest mi z niego wyjść, bo muszę przyznać, że poznałabym naprędce już dalsze losy Aleo.
Tomasz Miękina w swoim dziele pokazał nie tylko walkę dobra ze złem, ale i brutalną rzeczywistość, z którą zmagają się mieszkańcy Adonu. Polubiłam pióro autora. Nie przedstawił lukrowej, bajkowej historyjki, a rzeczywistość, w której legendy miały ważną rolę dla ludu. Lekkie i przyjemne pióro, które zaserwował Miękina sprawiło, że czytelnikowi czytanie idzie szybko. Podziwiam autora za trud jaki włożył w stworzenie takiego świata. Wszystko wymagało podstaw. Nie każdemu autorowi udaje się zachwycić swoją pracą czytelnika. To jednak trudna sztuka sprawić, by odbiorca mógł wczuć się w historię, odczuwać to samo, co bohaterowie.
Moim zdaniem autor wywiązał się ze swojej pracy znakomicie. Wprowadził mnie do swojego świata, pokazał mi jego legendy i historię. Spodobał mi się Adon wraz z jego mieszkańcami no może z wyjątkiem żmijowatej królowej. Mimo iż z początku miałam problem z wczuciem się w tę książkę i dłużyła mi się w pewnym momencie, to nastąpił przełom i nie mogłam się oderwać od niej. Zajęło mi trochę to, ale udało się i mogę śmiało powiedzieć, że ta książka jest świetna! Jestem ciekawa z czym przyjdzie się mierzyć w kolejnej części Aleo i jej przyjaciołom. Z niecierpliwością wyczekuję dalszych losów Aleo.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

 
Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.

marca 23, 2019

Umierając ze śmiechu z "Jego bananem"!

Umierając ze śmiechu z "Jego bananem"!

„Jego banan”
Autor: Penelope Bloom
Kategoria: literatura obyczajowa/romans
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 256
Tłumaczenie: Xenia Wiśniewska
Premiera: 13.03.2019

Od chwili, gdy ujrzałam tę okładkę wraz z tytułem, w mojej głowie pojawiła się myśl „to będzie musiała być dobra książka z dużą dawką humoru!”. Kiedy przeczytałam opis zauważyłam pewne podobieństwa z książką Katy Evans, a mianowicie: „Manwhore”. Dziennikarka ma napisać artykuł i znaleźć haki na szefa. Muszę przyznać, że to mnie ciut zniechęciło do tej pozycji, ale postanowiłam, że dam jej szansę, bo każda książka na to zasługuje.


Ten banan na okładce jak i w lekturze nie dawał mi spokoju, gdyż to jeden z tych owoców, który daje, czy się tego chce czy nie dwuznaczne myśli. Przyznajmy się sami przed sobą, kto nie dał rady się oprzeć pokusie i miał takie myśli? Autorka nie mogła dobrać innego tytułu! Ten jest idealny. Od pierwszych stron powieść czytało mi się wyśmienicie i szybko, a to zasługa Penelope i jej pióra, które mnie zachwyciło. „Jego banan” jest dla mnie dobrą niespodzianką. Nie spodziewałam się dostać tak świetnego humoru i tak ogromnej dawki śmiechu. Miałam przyjemność przed własnym doświadczeniem z tą książką przeczytać recenzję innej blogerki, gdzie opisywała ją jak love story. Zdania są podzielone jak to przy każdej pozycji. Bałam się, że będzie kiepska, ale na szczęście historia Bruce’a i Natashy rozwiała moje wszelkie wątpliwości.

„— A zatem ty jesteś ten uprzejmy — zwróciła się do Williama. — W takim ty jesteś bliźniakiem z piekła rodem, tak, Bruce?
Mój brat uśmiechnął się krzywo.
— Hej. Możemy ją zatrzymać? Już ją lubię. Nic dziwnego, że ci na jej widok staje”

Kiedy doczytałam do momentu, jak główni bohaterowie się spotkali to myślałam, że padnę. Śmiałam się wniebogłosy. Oczami wyobraźni widziałam tę scenę i nie mogłam się powstrzymać od salw śmiechu. Gdy Natasha bezczelnie na oczach przyszłego szefa zjadła JEGO BANANA żałowałam, że nie widziałam miny Bruce’a. Musiał być mocno rozwścieczony. Natasha nie wiedziała, co spowodowało, że mężczyzna postanowił ją zatrudnić, i ja sama tego do końca nie wiedziałam. Próbowałam rozgryźć tego faceta, który skrywał się za maską profesjonalizmu i perfekcji. Bruce nie bez powodu odgradzał się od kobiet i związków. Zwykle za tym idzie zranienie przez drugą osobę i to nieprawda, że to przeważnie mężczyźni ranią, bo kobiety także potrafią zrobić i to moim zdaniem bardziej okrutnie.

„— Jeśli chciałeś mnie obmacywać — odezwałam się z zaciśniętym gardłem — to nie musiałeś pluć na mnie kawą”

Współpraca Natashy i Bruce’a odbiegała od reszty. Na każdym kroku wzajemnie sobie dogryzali, ale to nie jedyne ich momenty, gdyż potrafili także doprowadzić czytelnika do śmiechu czy banana, jednak takiego na twarzy. Powiem szczerze, że jeśli chodzi o głównego bohatera, ogromnie irytowała mnie jego perfekcyjność, która doprowadzała do szału. Miałam ochotę nie raz i nie dwa trzepnąć go w zakutą główkę za to. Perfekcyjność, a także ten porządek dnia oraz dieta, domagał się definitywnego zburzenia, i tak też się stało. Natasha swoim chaosem doprowadziła do zrujnowania planu dnia Bruce’a, co też obserwowałam z zapartym tchem. Pięknie się razem uzupełniali: on ze swoim porządkiem, a ona ze swoim chaosem, którego potrzebował. Mężczyzna nie żył, a wegetował. Życie uciekało mu przed nosem, przeciekało między z palcami.

„— A tak przy okazji, wybieraj nadal ołówkowe spódnice. I cały ten sekretarski styl. Dla niego to rodzaj fetyszu. Naprawdę go podnieca. On jest jak stary samochód. Ciężko go odpalić, ale jak już ci się uda, naprawdę gazuje. Dawaj dalej, mała”

Brat Bruce’a, William, jest totalnym przeciwieństwem swojego brata bliźniaka. William prowadzi rozrywkowe życie, a chaos to jego drugie imię. Nie jest uporządkowany i nie jest przedstawicielem perfekcji. Wyczekiwałam momentów w książce, gdzie się pojawiał, gdyż zawsze dokuczał swemu bratu, a także wprowadzał miły nastrój. Mimo iż bohaterowie nie znali się bardzo długo, to poczuli to uczucie, które zaczęło się pojawiać i ich łączyć ze sobą. Wiedzieli, że są sobie przeznaczeni. Miłość przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach w naszym życiu i rozkwita w najpiękniejszy z możliwych sposobów.
To moja pierwsza przygoda z Wydawnictwem Albatros, pierwsza książka, którą przeczytałam od nich, a także pierwsza pozycja tej autorki. Muszę przyznać, że ubawiłam się przy „Jego bananie” aż do łez. Książka zawiera w sobie to, czego po niej oczekiwałam. Dostałam dawkę śmiechu, rozrywki, miłości, chaosu pomieszanego z porządkiem. Ja jestem zachwycona po przeczytaniu jej. Śmiałam się na każdym kroku przy wpadkach bohaterki i ratowaniu ją przez Bruce’a. Pokochałam bohaterów i ich wpadki. Gorąco polecam! Jeśli chce się dostać dobrą lekturkę, to „Jego banan” jest idealny! Ja już z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części spod pióra Penelopy Bloom. Nie mogę się doczekać kiedy poznam bliżej brata bliźniaka Bruce, Williama w „Jej wisienki”.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.



Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.

marca 22, 2019

Przedpremierowo o oszustwie i podróży po rzece bólu, czyli "Down by the River"

Przedpremierowo o oszustwie i podróży po rzece bólu, czyli "Down by the River"

„Down by the River. Statkiem na dno”
Autor: Magdalena Brzezińska
Kategoria: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 255

Są takie książki, które zapadają w pamięć, a samo wspomnienie o nich budzi na naszych twarzach szeroki uśmiech. Są także książki, o których lepiej zapomnieć, gdyż nie przyczyniły się do żadnej refleksji, do żadnej przyjemności z czytania. Jeśli chodzi o powieść pani Magdaleny, mam mieszane uczucia, których nie potrafię jednoznacznie określić. Liczyłam na naprawdę bardzo dobrą książkę z wątkiem podróży, oszustwa, nielegalnych działalności, koszmaru, który spotkał bohaterkę, a zawiodłam się już na samym początku. Język powieści w ogóle nie przypadł mi do gustu, przez co męczyłam się aż do ostatniej strony, natomiast fabuła to właśnie największy problem, gdyż nie umiem ocenić, czy wyszła na plus, czy na spory minus. Na pewno plusem został fakt, że książka jest historią opartą na faktach i mającą przestrzegać młode kobiety marzące o podróżach przed ich własną naiwnością oraz głupotą. Minusem? Poprowadzenie tej historii. Wydaje mi się, że gdyby pojawiło się więcej emocji, odczułabym znaczną radość z czytania tej pozycji. 

„Nie znając jej historii, mogłem tylko domyślać się, jak wiele cierpienia zaznała ta dziewczyna. A wszystko mówiły jej oczy. Można z nich było czytać jak z otwartej księgi. Ból, odrzucenie, wewnętrzna rezygnacja”

Historia „Down by the River” przedstawia losy młodej Natalii, która uwielbia podróże, dlatego znajdując okazję, stara się o pracę na jednym ze statków. Przechodzi cały proces rekrutacji, a po dostaniu się, całe plany ulegają licznym zmianom. Zmienia się rejs, gdyż zamiast po wspaniałym Morzu Śródziemnym, bohaterka dostaje się na statek kursujący po Renie. Od początku można domyślić się wielu przekrętów, których nie zauważa podekscytowana Natalia. Dziewczynę spotyka niemiła niespodzianka, ponieważ praca marzeń zamienia się w koszmar. Na statku nie doświadcza nawet należącego się każdemu człowiekowi szacunku. Jest wyśmiewana, poniżana, poddawana różnym, niekiedy bolesnym, próbom, załoga pomiata kobietą jak może, czerpiąc z tego satysfakcję. Natalia po trudnym powrocie do kraju stara się wymierzyć sprawiedliwość razem z policją, ale nie jest to takie łatwe, jak można zakładać.



Opis i okładka daje super powód, by przeczytać tę powieść. Istna mieszanina wątków, które bardzo intrygują, zachęcają, by poznać historię Natalii, oszukanej Polki. Mimo wszystko, mimo najszczerszych chęci, nie potrafię teraz powiedzieć, że to była wyśmienita lektura, która wciągnęła od pierwszych stron. Wydaje mi się, że zabrakło większej dawki emocji, bym mogła się wczuć, bym mogła żałować kobiety, bym mogła jej bardziej współczuć albo zrozumieć ten straszliwy „koszmar”. Została okropnie potraktowana, była poniżana i wyśmiewana, zachowując zimną krew, ale jej losy zostały tak opisane, że w życiu nie nazwałabym ich brutalnym koszmarem. Gdyby pojawiło się więcej emocji, na pewno odczułabym skok adrenaliny, złość na tych ludzi ze statku, nienawiść albo współczucie, jednak nic takiego nie miało miejsca.

„— Czy doznał pan kiedykolwiek smaku porażki? [...]
— Myślę, że każdy jej kiedyś doznał — mówiła dalej. — Dla mnie ma ona zawsze gorzko-słony posmak. Gorzki, bo zawsze trudno ją przełknąć i się z nią pogodzić. Słony, bo słono się za nią płaci. Można zawieść bliskich, przyjaciół, rodzinę, mając przy tym jednak świadomość, że dołożyło się wszelkich starań, by tak nie było. Ale zawieść samego siebie... to tak, jakby nie móc na siebie liczyć”

Nie wiem, co mam myśleć o samej Natalii. To rzeczywiście przykre, że ją to spotkało, ale niestety, zabrzmię niesolidarnie, w dużej mierze sama sobie zawiniła i zgotowała ten los. Policjant, który prowadził sprawę Natalii przeglądając maile z firmą, która miała ją zatrudnić, już po drugiej czy trzeciej wiadomości wyczuł, że coś tutaj nie gra, natomiast bohaterka wszystko łykała jak pelikan. Wydaje mi się, że kiedy ma się zamiar wyjechać za granicę do pracy, trzeba być jeszcze bardziej ostrożnym niż szukając ofert w kraju. Bezpieczeństwo najważniejsze, prawda? Niestety, podekscytowana i bardzo naiwna Natalia dała się złapać w sieć utkaną przez oszustów, przez co ucierpiała i przez co powstała ta ostrzegająca młode kobiety i mężczyzn przed takimi sytuacjami powieść. W książce właśnie to było plusem, to swego rodzaju ostrzeżenie, ostroga przed popełnieniem błędu postaci.
Zakończenie nie wbiło mnie w fotel, a raczej wywołało zdziwienie, że w ten sposób autorka zamknęła tę historię. Oczywiście trzeba spodziewać się drugiego tomu, by wreszcie dowiedzieć się, co działo się dalej na statku, na którym szacunek to obce słowo. Moje odczucia takie są, gdyż, być może, wzięłam się za tę powieść w nieodpowiednim czasie, a być może po prostu nie jest dla mnie. Nie znalazłam w niej tego, czego zwykle szukam w książkach, dlatego niestety nie zdecyduję się na ponowne spotkanie z „Down by the River”, natomiast możliwe, że ktoś z Was będzie zainteresowany taką formą opowieści o oszustwie, podróży, próbie wymierzenia sprawiedliwości.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.



Do poczytania,
Arystokratka A./Aga

Książka została zrecenzowana w ramach współpracy barterowej.

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger