sierpnia 31, 2018

Gorący hokej z "Pucked"!

Gorący hokej z "Pucked"!

„Pucked”
Autor: Helena Hunting
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Szósty Zmysł
Stron: 452

Cześć, kochani! Na dziś mam dla Was książkę Heleny Hunting pt. „Pucked”. To moja pierwsza styczność z tą autorką. Powiem Wam, że jestem zadowolona z tej lektury. Helena ma lekki styl, a zarazem przyjemny dla czytelnika. Przeczytałam ją bardzo szybko. To jedna z tych pozycji, które sprawiają wiele śmiechu i rozrywki swą fabułą, bohaterami i akcją, zawartą w środku. Przyszykujcie sobie coś ciepłego do picia i rozsiądźcie się wygodnie w fotelach, czekając na dawkę wrażeń, które zapewni Wam Helena Hunting.

„ — Ale nawet nie patrząc na nią widział ją, jak widzi się słońce”

Co sprawiło, że sięgnęłam po tę pozycję? Zaciekawił mnie hokej, ale nie tylko on. Opis podbił moje serce. Miałam nadzieję, że humor, który dostrzegłam czytając króciutki fragment „Pucked” nie straci się. Nie zawiodłam się, czytając ją. Dostarczyła mi wiele humoru, płaczu i krzyku. Przeżywałam wszystko, co główni bohaterowie. Autorka wykreowała świetnych bohaterów. Pokochałam od pierwszych stron Violete. To może dlatego, że ujrzałam kilka swoich cech u niej. Spodobało mi się jej szaleństwo, które poniekąd sama mam. Bohaterka zaskakiwała mnie z rozdziału na rozdział. Wpadała na różne pomysły, które niekiedy były szalone, a zaś innym razem śmieszne.

„ — Powinienem ci powiedzieć, że jestem zakochany w twoich cyckach — mówi, trącając mnie nosem.
— Możesz się z nimi umówić na randkę, jeśli chcesz. Lubią biustonosze od Victoria’s Secret”

Natomiast główny bohater Alex Waters kapitan drużyny NHL jest kipiąca bestią. Gdy poznawałam go w każdym rozdziale wydał mi się jednym z tych mężczyzn, którzy byli jeszcze dżentelmenami. Imponowali mi, jak zabiegał o względy Violet. Jak to mężczyzna tak wielce pożądany, krążyła o nim opinia playboya. Wiele niedopowiedzianych słów i milczenie może sprowadzić do poważnych katastrof. Co zrobi Alex? Tego dowiecie się „Pucked”. Nie da się ukryć, że ten bohater także skradł moje serce. Nie mogłam się oprzeć jego charakterowi oraz poczuciu humoru.

„ — Jeśli zamierzasz powiedzieć „nie”, poproszę twoje piersi. Już wcześniej mi powiedziałaś, że mogę je wziąć na randkę i dałem im kartę podarunkową do Victoria’s Secret. Na pewno chętnie się ze mną gdzieś wybiorą”

Polubiłam brata Violet Bucka. Rozumiem jego nadopiekuńczość względem młodszej siostry. Chciał chronić ją przed złymi mężczyznami, a zapewne także wyborami. Brat nie był zachwycony, gdy widział Violet w towarzystwie swojego kapitana. Moim zdaniem każde rodzeństwo chroni się wzajemnie i dopuszcza zagrożenie. Natomiast matka bohaterki zachowywała się tak, jakby wciąż była nastolatką, a nie dorosłą i dojrzałą kobietą. Rozumiem jej zachwyt nad tym, że córka spotykała się z mężczyzną i już nie była sama, ale wydaje mi się, że matka ma za zadanie strzec dziecka przed złymi chłopcami czy decyzjami.


Książka zachwyciła mnie od pierwszych stron. Gorąco ją polecam! Nie mogę się doczekać drugiego tomu i przygód, które mi zaoferuje. Będę z niecierpliwością jej wyczekiwać. „Pucked” to jedna z tych książek, które zapewniają czytelnikowi to, co najlepsze. Humor, śmiech, smutek, złość. Niewiele jest autorek, które piszą tak dobrze, by sprawić, żeby osoba czytająca mogła je poczuć. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zabrać się za tę pozycję, to teraz jest czas, aby to nadrobić!

Do poczytania, amigo!
Arystokratka J.


sierpnia 28, 2018

Nie uciekaj w kłamstwa czyli "Raz na zawsze"

Nie uciekaj w kłamstwa czyli "Raz na zawsze"

„Raz na zawsze”
Autor: Andreas Pflüger
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 500

Młoda, utalentowana, piękna, dość popularna dzięki swojemu nazwisku policjantka i wiele licznych tajemnic, które wymagają rozwiązania. Tego się spodziewałam po tej książce. Dostałam znacznie więcej. Od dawien dawna pragnęłam przeczytać tę pozycję, tym bardziej przy dobrej opinii Katarzyny Bondy na okładce. Kryminalny majstersztyk? Zgadzam się bez dwóch zdań! Od początku czytelnik zostaje wrzucony w wir akcji, policyjnych zagadek, podejrzanych więźniów, właściwie z pozoru łatwego do rozwiązania morderstwa, jednak po kilku rozdziałach już nic nie wydaje się takie proste, jak przewidywałam.


Historia opowiada o wielu wątkach, nie biega wyłącznie po jednej, nudnej sprawie. Główna bohaterka, Jenny Aaron, to znakomicie wyszkolona policjantka jednostki specjalnej, która w wyniku pewnej misji w Barcelonie straciła wzrok, lecz nigdy nie poddała się, nadal spełniając zawodowe cele. Stała się świetną analityczką, a jej przesłuchania robią wrażenie na wielu doświadczonych policjantach. Któregoś razu zostaje zamordowana pracownica więzienia, natomiast podejrzany chce rozmawiać tylko i wyłącznie z panią Aaron. Kobieta z bagażem przeszłości, z wieloma problemami, które sama nosi na barkach, nie rezygnuje ze śledztwa, wiedząc, że to może być tylko zalążek grubszej afery, poważnej, niebezpiecznej misji związanej właśnie z nią. Przyjeżdża na miejsce, gdzie rozpoczyna się prawdziwa sensacja, a książka trzyma w niepewności aż do ostatniej strony przez nawał akcji, tajemnic, podejrzanych, morderców i niewyjaśnionych spraw z dawnych lat.

„Nie możemy zmienić kierunku wiatru, ale możemy inaczej postawić żagle”

Jeśli napiszę, że „Raz na zawsze” to najlepszy kryminał, jaki kiedykolwiek czytałam, uwierzycie mi? Zapewne nie, bo w końcu mnie nie znacie, ale spróbujcie. Nie czytam tak wiele książek z tego gatunku, natomiast jeśli po nie sięgam, staram się wybierać naprawdę dobre, z tej wyższej półki. Pozycja pana Adreasa zaciekawiła mnie od samego początku. Nie tylko wartką akcją, ale i bohaterami, których świetnie, umiejętnie wykreował. Każda z postaci skrywa jakąś własną tajemnicę; wstydzi się jej, ukrywa, woli trzymać czytelnika w niepewności, co takiego niesie ze sobą. Dopiero po czasie jesteśmy w stanie bliżej poznać naszych bohaterów. Jenny Aaron, chociaż nieco wyidealizowana, to jedna z najlepszych postaci, o jakich miałam okazję czytać. Utalentowana, pełna rezerwy, dystansu, pokory i spokoju. To honorowa, inteligentna, mądra kobieta z bagażem przeszłości. Sympatyczna, przyjacielska i pomimo tragedii, jaka ją spotkała, potrafiąca cieszyć się z mało znaczących chwil. Na pięciuset stronach książki dowiedziałam się tylu rzeczy, rozwiązanych zostało tyle spraw, że myślałam, iż autor nie jest w stanie zaskoczyć czytelnika bardziej. Jakże się myliłam. Jeszcze przy kolejnych, nawet ostatnich rozdziałach, czułam napięcie, wątpliwości, strach, co się stanie z moimi ulubionymi bohaterami, którym kibicowałam z całych sił.

„Bushido mówi: wszystko jest wytyczone z góry i ma swoją słuszność. Każdy wojownik, który w to uwierzy, osiąga wyzwolenie. Nawet od pragnienia, by żyć za wszelką cenę”

Zapewne macie w biblioteczkach książki, które chcieliście skończyć, a zarazem nie chcieliście poznać końcówki. Dokładnie to samo miałam z „Raz na zawsze”, dlatego przeciągałam i zwlekałam z dobrnięciem na ostatnie stronice. Mimo wszystko nie zawiodłam się, wręcz przeciwnie, zakończenie bardzo mi się spodobało, tak jak cała reszta. Książka jest warta uwagi, naprawdę gorąco ją polecam, a dopisek „kryminalny majstersztyk” to tylko zalążek tego, co was czeka w trakcie lektury. To coś więcej niż majstersztyk. To genialna pozycja w swym gatunku, przebijająca, według mnie, najlepszych pisarzy kryminałów. Pan Mróz z jego serią chowa się na dnie przy „Raz na zawsze”. Pamiętajcie, uważajcie na pana Holma, jego tajemniczą historię, na Jenny Aaron, naszą niewidomą policjantkę, oraz jej bliskich, którzy również skrywają mroczne sekrety i intrygi. Nie wolno nikomu ufać. To jedyne ostrzeżenie, które wam zapodam przed lekturą ;)

Do poczytania,
Arystokratka A. J

sierpnia 20, 2018

Mój ulubieniec od wielu lat, czyli "Pięć osób, które spotykamy w niebie"!

Mój ulubieniec od wielu lat, czyli "Pięć osób, które spotykamy w niebie"!

„Pięć osób, które spotykamy w niebie”
Autor: Mitch Albom
Kategoria: literatura współczesna, amerykańska
Wydawnictwo: Świat Książki
Stron: 200

Swoją recenzję zacznę od dobrego cytatu, który mniej więcej obrazuje, o czym będzie moja ulubiona od lat książka. Ciężko pisze się opinię czegoś, co uwielbia się ponad wszystko inne, do czego wraca się przynajmniej raz w tygodniu, by poczytać zaznaczone fragmenty, ale trzeba jakoś zacząć, żeby potem móc skończyć.

„— W niebie każdy spotyka pięć osób — powiedział nagle Niebieski Człowiek. — Przekonasz się, że wszystkie te osoby nie bez powodu pojawiły się w twoim życiu. Wtedy mogłeś nie znać tego powodu. Po to jest niebo. Żeby zrozumieć sens życia na ziemi”

„Pięć osób, które spotykamy w niebie” jest moją pierwszą książką od Mitcha Albom i wiążę z nią wiele miłych wspomnień. Przeczytałam ją jako zaledwie czternastoletnia dziewczyna, która miała problemy z ukierunkowaniem swojej wiary. Na plaży, pośród innych wesołych leniuchów, zagłębiałam się w wizję nieba według Mitcha. Na początku ciężko było mi się przestawić z pogodnej, lekkiej literatury, na taką bombę trudnych tematów. Pierwszy raz sięgnęłam po taki gatunek, jaki serwuje nam autor. Przy moich problemach ze zrozumieniem, w co wierzę, a potem przy lekturze na plaży wiele zrozumiałam, wiele się również dowiedziałam i odkryłam sporo nowych przemyśleń, które na ogół chowały się gdzieś w zakamarkach mojego umysłu. Po raz kolejny Mitch Albom poruszył trudny motyw, lecz ubrał go w barwną, pełną emocji opowieść, dzięki czemu wszystko łatwiej się czytało.


Historia opowiada o weteranie wojennym, starszym Eddiem, którego życie skupia się wyłącznie na pracy mechanika w wesołym miasteczku, gdzie każdy go zna, każdy szanuje i lubi, ale poza tym nikt go też nie dostrzega. Nie dostrzega tak naprawdę. Mężczyzna w dniu swoich urodzin umiera poprzez tragiczny wypadek, próbując uratować małą dziewczynkę. Od tej pory Eddie poznaje całkiem inny świat. Wstępuje do nieba, które w ogóle nie przypomina niesamowitego ogrodu pełnego kwiatów, łąk, wodospadów czy śpiewających aniołów. Starszy pan, umierając, trafia na prawdziwą podróż po swoim życiu. Poznaje pięć osób, które mają mu pomóc dostrzec sens jego egzystencji, które z jakiegoś konkretnego powodu musiały pojawić się na drodze Eddiego. Mężczyzna dopiero w niebie potrafił zrozumieć wiele istotnych faktów oraz wydarzeń, czy również zachowanie jego najbliższych, w szczególności ojca.

„Niczyje życie nie idzie na marne — orzekł Niebieski Człowiek. — Na marne idzie jedynie ten czas, kiedy myślimy, że jesteśmy sami”

Książkę przeczytałam również w późniejszym wieku dla przypomnienia, odświeżenia starych, bardzo dobrych pozycji. Musiałam jeszcze raz wgłębić się w historię Eddiego, jego ścieżki po niebie. „Pięć osób” to dla mnie pozycja, którą się pochłania, wczytuje, zapamiętuje każdy możliwy fragment. Wizja pośmiertnego życia, którą wykreował Mitch Albom już na początku przypadła mi do gustu, bo zawsze interesowałam się niebem czy nawet piekłem. Kogo choć raz nie zastanawiał fakt, jak tam jest, jak jest po drugiej stronie? Każdy w końcu zadaje sobie to pytanie, a odpowiedzi brak, tymczasem mamy doskonałą książkę, po trosze obrazującą dobrą wizję nieba. Mitch sprawił, że zaczęłam wierzyć, iż po drugiej stronie naprawdę coś nas czeka. Choćby zrozumienie pewnych wydarzeń za życia, zrozumienie osób, których nie potrafiliśmy zrozumieć wcześniej.

„Rzeczy, które zdarzyły się przed naszym urodzeniem, też mają wpływ na nasze życie — odparła. — Podobnie jak ludzie, którzy żyją przed nami”

Każdy ma swoją własną wizję tego, co spotka nas po śmierci. Nie neguję innych teorii, jeśli jednak miałabym ponownie wierzyć, wierzyłabym w niebo, które opisał czytelnikom Mitch Albom. Porozmawianie z pięcioma osobami, przedstawiającymi sens naszego istnienia, to dobre zakończenie żywota na ziemi. Mały powrót do dawnego świata i do kochanych przez nas ludzi, pracy czy miejsc. Historie, które opisuje autor, nie są książkami na chwilę, na jeden moment czy na szybki strzał, bo „o, krótkie, to pójdzie raz-dwa!”. Nie, nie i jeszcze raz nie! Powieści pisane przez pana Alboma odznaczają się wartością. „Pięć osób, które spotykamy w niebie” to pozycja z przesłaniem, to pozycja do poczytania na spokojnie, powoli. Nie ma co spodziewać się fanfarów czy niesamowitych zwrotów akcji. Warto jednak spodziewać się cudownych bohaterów. Nie jednego, a wielu. Każdy z nich jest ważny w książkach tego autora, każdy z nich ma dobrze wykreowany charakter, poglądy jak również własne wizje. Narracja również jest ciekawie prowadzona, gdyż pojawiają się liczne wspomnienia, powroty do przeszłości, wydarzenia po śmierci Eddiego oraz aktualne rozmowy w niebie. Na początku można się troszkę pogubić, ale z czasem czytelnik przyzwyczaja się do wszystkiego, powoli brnąc dalej z głównym bohaterem po zakamarkach jego nowego świata.

„[…] nikt nie rodzi się z gniewem. Kiedy umieramy, dusza uwalnia się od niego. Ale teraz, tutaj, aby przejść dalej, musisz zrozumieć, dlaczego w życiu czułeś to, co czułeś, i dlaczego już dłużej nie musisz tego czuć”

Całym sercem będę polecać tę lekturę. Pomimo licznych wątpliwości w zakresie wiary, książkę czytałam z największą przyjemnością, wgłębiając się w poglądy, o których wcześniej nawet nie myślałam za długo. „Pięć osób, które spotykamy w niebie” to bardzo dobra pozycja, nosząca ze sobą wiadro wartości i przesłań. Nie jest dla wszystkich, to trzeba zaznaczyć na wstępie, ale na pewno dla czytelników poszukujących czegoś właśnie w takim gatunku. Nie chcę się już więcej rozwodzić na temat tej powieści, gdyż zabrałabym całą magię z czytania, lecz musicie mi wierzyć na słowo, że jest to po prostu dobra książka, którą warto przeczytać. Arystokratka J. skorzystała z mojej polecajki, dzięki czemu „Pięć osób, które spotykamy w niebie” pięknie zdobi jej półkę, a ona sama pozaznaczała tam tyle fragmentów, że głowa mała, co tylko świadczy, iż moje słowa płyną prosto z serca i z uwielbienia do tej pierwszej książki z rodzaju tych „głębszych”. Na zakończenie rzucę Wam cytatem i mam nadzieję, że kiedyś jeszcze będziemy mogli podyskutować o moim czytelniczym faworycie od lat.

„Czasami, gdy składasz w ofierze coś naprawdę cennego, wcale tego nie tracisz. Ty tylko przekazujesz to komuś innemu”

Do poczytania,
Arystokratka A. J

sierpnia 14, 2018

To, co pierwsze, najbardziej zapamiętane, czyli "Pierwszy raz"

To, co pierwsze, najbardziej zapamiętane, czyli "Pierwszy raz"

 „Pierwszy raz”
Autor: Agata Czykierda-Grabowska
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 368

Cześć, kochani! Na dziś mam dla Was książkę Agaty Czykierdy-Grabowskiej pt: „Pierwszy raz”. Uważam, że jest to jej najlepsza książka, którą do tej pory przeczytałam. Urzekła mnie nie tylko swoją okładką, ale i opisem. Pokochałam od razu głównego bohatera Kubę, a z główną bohaterką Leną z początku miałam mały problem, jednakże po zgłębieniu się w jej historię oraz zrozumienie powodów, które nią kierowały, polubiłam ją. Widziałam w niej odzwierciedlenie samej siebie. Nieufną, zamkniętą po części osobą. Skrywającą wiele krzywd w swoim wnętrzu. Odnalazłam w tej książce cząstkę siebie, co mi się bardzo spodobało.

„Musiała być bardzo samotna. Piękna, samotna Królowa Śniegu.”

Autorka od pierwszych stron pokazuje nam obsesję Kuby, którą jest miłość do Leny. Mówią, że miłość objawia się nam w najmniej oczekiwanym momencie, i tak właśnie było z głównym bohaterem. Uderzyła w niego niczym strzała Amora, piorun, który rozświetla niebo. Czy według Was miłość od pierwszego wejrzenia istnieje? Jak dla mnie nie, nie wierzę, by mogła się pokazać w prawdziwym życiu. W książkach jest jednym z głównych i częstych motywów.

„— Nie możesz budować swojego życia i podejmować decyzji na podstawie tego… na podstawie naszych błędów. — Matka wzięła twarz córki w obie dłonie. — Nie zamykaj się na ludzi i uczucia, nawet na te najmniej idealne, bo właśnie one są najpiękniejsze i najtrwalsze. — Uśmiechnęła się przez łzy. — Otwórz swoje serce i nawet jeśli  zostaniesz zraniona, świat się nie skończy. Obiecuję ci. Słońce znowu wstanie, w nocy zaświecą gwiazdy, a ty znowu będziesz mogła kogo pokochać. Najgorsze, co możesz zrobić, to odpychać ludzi, którym na tobie zależy, i nie pozwalać na to, żeby ktoś cię pokochał.”

Autorka przedstawia nam polskie realia. Uwielbiam jej książki ze względu na to, że są o normalnym życiu, a nie o fikcji. Agata pokazuje jak ważny wpływ na nasze życie mają relacje rodzinne, ludzie, którymi się otaczamy. Po trosze mają wpływ na nasz charakter, czy sposób bycia. Udoskonalają naszą osobowość. Powiadają, że ludzie są nieidealni, ale właśnie to sprawia, że dla kogoś stajemy się ideałem. Tylko druga osoba w pełni uświadamia nam jakim skarbem, cudem jesteśmy dla niej. Ona jest naszym dopełnieniem. Połówką, dzięki której stajemy się jednością.

„Jeszcze nikt nigdy jej tak nie całował. Nikt jej tak nie dotykał. Jakby była spełnionym marzeniem, jakby była pierwszym i ostatnim oddechem.
Pierwszy raz poczuła coś podobnego. Pierwszy raz była całkowicie wolna i najważniejsza. Pierwszy raz.”

Pamiętacie swoje pierwsze razy? Jak pierwszy raz się całowaliście? Jak pierwszy raz się zakochaliście, bezgranicznie i po uszy? Jak pierwszy raz jeździliście samochodem? To te pierwsze razy, chwile i momenty nadają sens i prąd naszemu życiu. Zostawiają ślad na naszej drodze, która rzadko bywa usłana różami. Kształtują nasze wspomnienia. „Pierwszy raz” sprawił, że przeanalizowałam wspomnienia te dobre i te złe. Doszukałam się sensu we własnej ścieżce życiowej. Ta książka dała mi inne spojrzenie na relacje międzyludzkie, na miłość. Pokazała, że cierpienie oraz samotność wydają się ucieczką od prawdziwego życia. Zrozumiałam, że nie można uciekać przed własnym przeznaczeniem, czy zamykać się na miłość bądź ludzi, którzy darzą mnie szczególnym uczuciem. Doceniam to, co życie mi oferuje i widzę, że mogę wybrać całkowicie inną drogę. Nie wegetować, a cieszyć się chwilą. Cieszyć się tym, co jest tu i teraz.

„Była dorosła i nie powinna budować swojego życia na przykładzie własnych rodziców. Jeszcze nie wiedziała, czy będzie w stanie komuś zaufać i czy pozwoli komuś zbliżyć się do siebie na tyle blisko, że nie odstraszy go swoimi lękami. Czy ktoś taki w ogóle istniał?”

W książce moją uwagę i oczywiście serce także zabrali ze sobą Łukasz i Magda. Brat bohaterki jest przykładem, typem mężczyzny, który jak się zakocha to oddaje całego siebie swojej kobiecie w tym przypadku Magdzie. Mam nadzieję, że autorka nie pozostawi ich historii i napisze o niej w oddzielnej książce. Jestem bardzo zaintrygowana jak potoczą się ich losy.


Czekam na z niecierpliwością na „Stand by me”. Myślę, że może uda mi się zmienić myślenie o Pawle, który niestety trafił na moją czarną listę. Jestem ciekawa, czy w drugiej części zrehabilituje się w moich oczach. Niestety nie zapałałam do niego sympatią. Denerwował mnie i czułam tylko niechęć do niego. Na dziś to tyle. Do następnego razu!

Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

sierpnia 07, 2018

Jak człowiek odmierza czas, czyli "Zaklinacz czasu"

Jak człowiek odmierza czas, czyli "Zaklinacz czasu"

„Zaklinacz czasu”
Autor: Mitch Albom
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Znak Literanova
Stron: 288

Nieraz zachwycałam się nad moim ulubionym pisarzem Mitchem Albomem. Pisałam o jego wspaniałych, głębokich, dobrych książkach. Wspominałam o faworycie czyli „Pięć osób, które spotykamy w niebie” oraz recenzowałam „Wtorki z Morriem”. Przyszła teraz kolej na następną, niebiańsko świetną lekturę „Zaklinacza czasu”. Od paru lat polowałam na tę książkę, jednak nie ruszałam jej w obawie, że będzie słabsza niż inne, które czytałam. Jakże się pomyliłam, ruszając w tango z Mitchem i jego tworem. „Zaklinacz” ponownie dał mi sporo do myślenia, sprawił, że na chwilę zatrzymałam się z bieżącymi sprawami i filozofowałam na temat czasu, na temat tego, jak ludzie pędzą w swoim pociągu zwanym życiem. By troszkę napomknąć, o co chodzi w „Zaklinaczu” zaczniemy od samego początku.


Czy da się żyć bez odmierzania czasu? Czy to w ogóle możliwe? Kto tak naprawdę był pierwszą osobą, która rozpoczęła cykl mierzenia sekund, minut czy godzin? Otóż rzadko kiedy używamy tego określenia, lecz za wszystko odpowiedzialny jest Ojciec Czas. Oczywiście jest o nim mowa w tejże książce. „Zaklinacz” przedstawia nam historię paru osób, których drogi spotykają się ze sobą w najmniej oczekiwanym momencie. Dor z całkiem innego świata, bardzo odległego, dawnego i starego; Sarah Lemon czyli współczesna nastolatka, dla której jednymi z ważniejszych spraw to sprawienie, by wymarzony chłopak rzeczywiście stał się jej chłopakiem, oraz Victor Delamonte, bogaty osiemdziesięciolatek. To właśnie ich historie w pewnym momencie łączą się ze sobą, a cała trójka skazana jest na swoje towarzystwo. Odbędą niesamowitą podróż po… czasie.

„Tylko człowiek odmierza czas.
Tylko człowiek wybija godziny.
I właśnie dlatego jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu, którego nie zniosłoby żadne inne stworzenie.
Strachu przed tym, że zabraknie czasu”

Kolejna książka Mitcha, która zachwyciła mnie swoją prostotą. Autor posługuje się prostym, lekkim językiem bez zbędnego koloryzowania, przesadzania. Wszystkie jego słowa trafiają tam, gdzie powinny od samego początku. Do serca i umysłu. Czytelnik za pomocą dobrze napisanej historii trójki różnych od siebie ludzi, może wgłębić się w trudny temat, jakim jest przemijanie czasu. Mitch zawsze tworzy niesamowitych bohaterów, którzy powoli prowadzą nas po ścieżce obranego przez autora motywu. Niejednokrotnie wbija nam szpile, uświadamiając, jak z wielu rzeczy nie zdajemy sobie sprawy lub pomijamy je w codziennym życiu, zajmując się ważniejszymi czynnościami. Czasami człowiek potrzebuje takiego małego impulsu, dzięki któremu będzie mógł zmienić swoje życie albo chociaż sposób myślenia. „Zaklinacz czasu” tym właśnie potrafi być. Dobrym impulsem.
Historia Dora, jednego z bohaterów, całkowicie mnie wzruszyła, a jak często lubię wspominać: nie wzruszam się ot tak, z byle powodu. Całość musi być tak rewelacyjnie opisana, bym mogła uronić łzę. Mitch Albom sprawia, że ronię ich zbyt wiele i to przy każdej jego książce. Ledwo wytrzymałam na „Wtorkach z Morriem”, ledwo wstrzymywałam łzy przy „Pięć osób, które spotykamy w niebie” albo „Pierwszy telefon z nieba”, tak samo było z „Zaklinaczem”.

„Czasem, kiedy nie dostajemy miłości, której pragniemy, dawanie czegoś drugiej osobie pozwala nam myśleć, że w końcu ją dostaniemy”

Dopisek na okładce „Dla miłośników Alchemika” może i jest zgodny z prawdą, ale ja dodam więcej. W porównaniu z Alchemikiem od Paula Coelho, „Zaklinacz” jest o niebo lepszy, o wiele bardziej wartościowy i prostszy w odbiorze. Przedstawia trudny temat w dobrej historii trzech osób z całkiem różnych światów. Mamy tu człowieka, który spędził samotnie w jaskini tyle czasu, co by nam się nawet nie śniło; mamy bogatego pana, który za pieniądze chce kupić nawet nieśmiertelność; mamy również współczesną nastolatkę, która odtrącana przez wszystkich, szuka ukojenia w zabawie ze śmiercią. Cóż ja mogę więcej dodać, by zachęcić? Chyba niewiele, ale wierzcie mi, „Zaklinacz” to po prostu opowieść o znaczeniu czasu. To opowieść, którą warto przeczytać i nie zapominać o niej, w której trzeba zaznaczać kolorowymi karteczkami najlepsze momenty, a naprawdę jest ich sporo. Pozostawię was w tym momencie. Myślę, że — o ironio — to dobry czas ;) Teraz wasza kolej, by poznać tę fenomenalną, świetnie napisaną historię.

„Nigdy nie jest za późno ani za wcześnie — powiedział starzec. — Jest dokładnie wtedy, kiedy trzeba”

Do poczytania,
Arystokratka A. J

sierpnia 01, 2018

Zaprojektuj dom niczym "Jackson"!

Zaprojektuj dom niczym "Jackson"!
„Sexy Bastard. Jackson”
Autor: Eve Jagger
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Kobiece
Stron: 320

Cześć, kochani! Na dziś mam dla Was książkę Eve Jagger, czyli ostatni tom z serii Sexy Bastard. Wyczekiwałam tej pozycji z niecierpliwością. Już nie mogłam się doczekać, aż wpadnie w moje łapki, bym dowiedziała się, jak Eve zakończy tę świetną serię. Zaczynając lekturę główkowałam, że książka wreszcie wyjaśni mi pewne zachowania tytułowego bohatera, i nie myliłam się. Mężczyzna w młodym wieku stracił rodziców, co trochę tłumaczy jego zaborczość i opiekuńczość względem młodszej siostry Shelby. W trzecim tomie Sexy Bastard zniechęciłam się do Jacksona. Wydawał mi się palantem, który za bardzo kontroluje i osacza ukochaną siostrzyczkę. Strasznie mnie tym irytował, dlatego poznanie go w ostatniej książce z serii, było dla mnie czymś ważnym.

„Też chcę być szczęśliwy. Chcę mieć dziewczynę, którą będę mógł ze sobą przyprowadzić i która dogada się z pozostałymi: Cassie, Savannah, Shelby, Ruby i Avery”

Jackson ma swoje dobre jak i te złe strony. Swoją drogą na początku myślałam, że ta postać będzie typowym łamaczem serc jakich wiele. Zwykły bad boy, który przyciąga kobiety jak magnes. W rzeczywistości główny bohater okazał się całkiem inny od reszty swoich najlepszych przyjaciół. Autorka wykreowała go na lekko staroświeckiego dżentelmena, co prawdę mówiąc zauroczyło mnie. Powiedzmy sobie szczerze, która kobieta nie lubi taki typ mężczyzny? Niestety, oni stają się jak dinozaury. Powoli wymierają.

„Dziewczyna, która przyjdzie obejrzeć walki, posiedzi z nami w Altitude, a potem wróci ze mną do domu i położy się do mojego łóżka”

Każdy człowiek ma plan na życie albo przynajmniej jego zarys, ale żeby dopracowywać go w najmniejszym szczególe? Taki jest właśnie plan Jacksona. Zapięty na ostatni guziczek, perfekcyjny. Nie spotkała się jeszcze z mężczyzną, który posiadałby nawet listę wymogów swojej przyszłej partnerki. Taka lista wprawiła mnie w litościwy śmiech, nie powiem, że nie. W końcu nie da się przygotować na dosłownie wszystko i oczekiwać od życia, iż jakakolwiek partnerka będzie spełniała każdy wymóg. Los daje nam wiele przeszkód i niespodzianek, na które nie mamy wpływu. Jakson ułożył sobie pewien schemat według którego żyje, co stanowi ogromny błąd.

„— To dla wrednych dziewczyn? — wołam do Casha, próbując przekrzyczeć ogłuszającą muzykę. Kiedy podnosi wzrok znad szejkera, pokazuję na szereg koktajli, które ustawił na krawędzi kontuaru.
— Dokładnie tak, księżniczko”

Można by rzec, że życie tytułowego bohatera jest nudne. Komu wystarcza jedynie praca i szukanie idealnej partnerki? Nikt nie jest i nie będzie idealny. Jackson to typowy pracoholik, dobrze odnajdujący się w pracy i pasjach. Mimo wszystko w pewnym momencie to mu nie wystarcza. Praca nie zapewnia człowiekowi całkowitego szczęścia oraz miłości. Nie można kupić tych wartości czy uczuć.


Uważam, że w życiu bohatera ponownie pojawia się luz i zabawa, gdy w jego codzienności pojawia się Skylar. Można ją uznać za szaloną, lubującą się w ryzyku, zbyt niedojrzałą. W książce było kilka sytuacji, w których dziewczyna zaryzykowała karierą Jacksona przez swoje wygłupy, czego w ogóle nie potrafiłam zrozumieć. Czy byle jaka zemsta jest warta takiego zachodu? Według mnie nie, ale porywczość bohaterki mówiła co innego. Impulsywność powinno być jej drugim imieniem, przez co niejednokrotnie pakowała się w kłopoty.

„— Ty ciągle odwracasz moją uwagę”

Uczucie między bohaterami pojawia się powoli, a później rozkwita w pełnej krasie. Niestety na postaci spadają również pewne komplikacje, przez które ich relacja zostaje postawiona pod znakiem zapytania. Gdy problem z przeszłości powraca do Skylar, dziewczyna załamuje się, licząc na wsparcie oraz pomoc Jacksona. Czy mężczyzna stanie na wysokości zadania? Tego dowiecie się, czytając książkę.

„— Co to ma niby znaczyć?
Cash posyła mi sceptyczne spojrzenie.
— Stary, cały tydzień chodzisz taki skwaszony. Nie ma nic lepszego niż dobry seks, żeby zapomnieć o lasce, która ci się wywinęła”

Powiedzmy trochę o samej bohaterce, o naszej porywczej Skylar. Z początku wydaje się fajną dziewczyną, lecz z rozdziału na rozdział poznajemy jej prawdziwy charakter i ostry temperament. Autorka próbowała okazać za pomocą Skylar przeciwieństwo Jacksona. Obawiam się jednak, że mogła ciut przesadzić z szaleństwem kobiety. Nie potrafiłam zrozumieć relacji głównych bohaterów. Przecież w końcu związek bez zobowiązań wypala się, bo jedna ze stron ma pewne oczekiwania względem drugiej osoby. Skylar nie lubiła nudy, a siedzenie w domu było tego wyznacznikiem. Potrzebowała z początku zabawy, dopiero potem zrozumiała, czego tak naprawdę pragnęła w swoim życiu, natomiast bała się po to sięgnąć. Jedno zranienie spowodowało strach przed kolejnym zaangażowaniem się w związek. Strach powoduje różne rzeczy u człowieka. Skylar natomiast zmieniła się i postanowiła upiększyć swój charakter. Strach zmieniła w szaleństwo. Nie chciała także czuć bólu zadanego przez najbliższych. Rozumiem ją doskonale, ale są granice, których się po prostu nie przekracza.

„Cholera. Ochlapuję twarz wodą z fontanny i wypijam porządny łyk, a potem ruszam z powrotem do sali konferencyjnej Halforda”

Oczekiwałam czegoś mocniejszego albo trochę innego zakończenia tejże serii. Nie była zła, ale brakowało mi chociażby humoru Casha, zaborczości Harda, sympatycznej Cassie oraz tego czegoś. Trzy pierwsze książki „Sexy Bastard” są moim zdaniem najlepsze. Zawierają w sobie dramat, humor, od którego leją się łzy, jakąś magię. „Jackson” nie sprawił, bym pokochała tę dwójkę bohaterów, jakimi są postać tytułowa oraz jego partnerka. Skylar ma w sobie pewien urok, gdy zrzuca maskę szaleńca, jednak nie urzekła mnie tak bardzo jak inne dziewczyny lub inni bohaterowie z poprzednich części. Książka dobra, tego nie neguję, lecz mam mały problem. Seksownych drani jest rzekomo czterech. Hard, Cash, Knox oraz Jakson. Już w pierwszym tomie pojawia się wspomnienie o piątym inwestorze: Parkerze. Nie rozumiem działania autorki. Po co było o nim wspominać, nie mając w zamiarze pisać piątek książki? To całkiem dobre pytanie, ale niestety nie mam, jak uzyskać odpowiedzi.
Mimo wszystko polecam „Jacksona” na jeden z tych letnich wieczorów. Lektura jest przyjemna i lekka, poza tym nie ukrywam, uwielbiam styl autorki. Dzięki niemu książki czyta się bardzo szybko. Gorąco polecam całą serię Sexy Bastard!

Do poczytania, querido!

Arystokratka J. 


Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger