września 28, 2018

W świecie masonów, czyli "Zaginiony symbol"!


„Zaginiony symbol”
Autor: Dan Brown
Kategoria: kryminał/thriller/sensacja
Wydawnictwo: Sonia Draga
Stron: 624
Tłumaczenie: Zbigniew Kościuk

Kto nie zna lub nie kojarzy Dana Browna i jego książek ten niech pierwszy rzuci kamień, bądź też jakiś inny, symboliczny przedmiot, którym z pewnością zainteresowałby się nasz bohater dnia (lub recenzji, ale cii!), czyli profesor Robert Langdon, świetny historyk i badacz symboli. Od lat jestem zapaloną czytelniczką pana Browna. Na koncie mam przeczytane prawie wszystkiego jego grubaśne powieści, a pierwszą z nich były oczywiście „Anioły i demony”, które do dziś plasują na czołowej liście uwielbianych przeze mnie książek. Zauważyłam ostatnio, iż „Zaginiony symbol” wraz z nowszym „Początkiem” kurzą się na mej półce, więc oto i jestem po przeczytaniu kolejnej lektury Dana i przychodzę z recenzją.


Tym razem przenosimy się wraz z profesorem Langdonem do Waszyngtonu, stolicy Stanów Zjednoczonych, gdzie mężczyzna ma wygłosić pewien odczyt na Kapitolu. Przylatuje tam na prośbę swojego zaufanego przyjaciela Petera Solomona, zamożnego masona o trzydziestym trzecim stopniu. Niestety, całe to zaproszenie okazuje się zwykłą pułapką, w którą wpadł nasz starzejący się profesorek. Pierwszy szok wcale nie ustępuje, gdyż już po chwili Robert Langdon znajduje się w sercu okrutnych nowin. Dłoń Petera Solomona, wytatuowana dziwnymi symbolami, leży pośrodku historycznej rotundy, a by uratować przyjaciela, profesor musi naprawdę sprężyć się i zacząć działać, nawet jeśli CIA siedzi mu na karku.

„Prawdziwą tajemnicą jest śmierć.
Tak było od zarania czasów: zawsze pozostawało tajemnicą, jak umrzeć”

Przerażająca może wydawać się ilość stron książek Dana Browna, jeśli mowa tu o serii dotyczącej Roberta Langdona, ale przyrzekam, te kryminały czyta się tak szybko, że ponad 600 stron da się przeczytać w parę dni, a gdybym się zaparła, to pewnie i w góra dwa! Autor tym razem wprowadził nas w szczegółową historię masonów, rzekomo tajnego bractwa działającego już od hoho dawnych lat. Symbole pojawiają się na każdym kroku, ciągła piętrząca się góra niewyjaśnionych, niepojętych spraw przybiera na wielkości, nie wiadomo, kto jest sprawcą, jak odzyskać Petera Solomona, czy on jeszcze żyje i co skrywa tajemniczy, starożytny portal położony gdzieś na terenie Waszyngtonu. Masoni od zawsze ciekawili ludzkość. Jak się do nich przyłączyć, kim właściwie są, czy to ci, co czczą Szatana, a może składają mu ofiary na ołtarzach obłożonych ludzkimi kośćmi czy trupimi czaszkami? Dzięki „Zaginionemu symbolowi” bliżej poznałam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Nie musiałam niczego szukać w Google. Dostałam, co chciałam w książce. Dan Brown wprowadza czytelnika w zaszyfrowane wskazówki, dziwne zagadki, historie o masonach, bractwie, rytuały, ich symbolikę czy tradycje. Przekazuje sporo wiedzy, sporo informacji, sporo detalów, które ciężko znaleźć nawet przy pomocy cioci Wikipedii. Po wizycie w Watykanie, gdzie odgrywała się akcja „Aniołów i demonów”, miło było zwiedzić Waszyngton oczami Roberta Langdona. Ruszyć wraz z nim śladami po mistycznych miejscach, po zapomnianych lub, wręcz przeciwnie, często odwiedzanych budynkach, znanych uliczkach, korytarzach i podziemiach Kapitolu, po całej stolicy Stanów. To była naprawdę kolejna, bardzo udana przygoda z tym nutką tajemnicy w tle, z dreszczami, z faktami, które budziły zainteresowanie.

„Wielu ludzi poszukiwało starożytnych tajemnic i rozprawiało o ich mocy. Dziś dowiodę, że naprawdę istnieją”

Tajemnica przedstawiona w „Zaginionym symbolu” porusza przede wszystkim tematykę wolnomularstwa, opowiada o tym i owym, przy czym wciąż zachowuje główny wątek. Mimo wszystko w tle rozgrywa się akcja odbiegająca od masonów, pościgiem za rozwiązaniem zagadki piramidy masońskiej. Dan Brown przedstawił czytelnikom kolejnych bohaterów wzbudzających podziw, robiących wrażenie. Mamy czarnego bohatera, opisy jego działania, jego rozumowania i planowania; mamy rodzinę Solomonów, ich historię, tragedię oraz wiele innych, równie ciekawych wątków, które umilają czas.
Jeśli chodzi o wrażenia po przeczytaniu książki, mam mieszane odczucia. Z jednej strony naprawdę dobrze poprowadzona akcja, sporo się dzieje, ciężko czasami nadążyć. Robert Langdon, jego partnerka w działaniach, bractwo oraz symbole nadają sens tej powieści, lecz w porównaniu z poprzednikami („Kod Leonarda da Vinci”, „Anioły i demony” oraz „Inferno”), to „Zaginiony symbol” wypada dość blado przy nich. Czegoś mi brakowało, choć na pewno nie tajemniczości czy symboliki, gdyż na tym się nie zawiodłam. Mimo wszystko lekturę przeczytało mi się ekspresowo, co znaczy, że Dan Brown nie traci werwy, nadal posługując się świetnym piórem, natomiast ta część po prostu nie będzie stanowiła mojego ulubieńca. Książeczka wraca na półkę, a ja już lecę prosto do „Początku”!

Do poczytania,
Arystokratka A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger