„Początek”
Autor:
Dan Brown
Kategoria:
thriller/sensacja/kryminał
Wydawnictwo:
Sonia Draga
Stron:
576
Tłumaczenie:
Paweł Cichawa
Jak
ja tęskniłam za Danem i jego książkami! Gdy tylko skończyłam „Zaginiony symbol”
nie mogłam się powstrzymać, by sprawdzić czy najnowsza powieść autora okaże się
wielkim fenomenem i dorówna poziomem pozostałym tomom z serii o Robercie
Langdonie. Teraz udam zaskoczenie i powiem… dorównała, a nawet przebiła
„Zaginiony symbol”, czyli tematykę masonów. Od zawsze interesowałam się
religią, wszelkimi zagadnieniami z nią związanymi, chociaż należę do agnostyków
i nie chadzam do kościoła. Religia to naprawdę interesujący, wielowątkowy
temat, nad którym można rozwodzić się przez wiele lat, a i tak nie wszystko
zostanie wyjaśnione. W najnowszej książce pan Brown porusza właśnie tę kwestię.
Kwestię religijności, dlatego uznaję ją na równi razem z moim ulubieńcem „Anioły
i demony”. O czym jest „Początek”? Czym mnie tak zachwycił i zainteresował? O
tym już poniżej!
„Historia
uczy, że najniebezpieczniejsi są właśnie kapłani, zwłaszcza gdy ktoś zagraża
ich bóstwu”
W
piątym tomie o Robercie Langdonie profesor przenosi się do słonecznego,
ciepłego Bilbao, gdzie został zaproszony na ważną prezentację swojego byłego
studenta, Edmonda Kirscha, jednego ze znanych futurystów, który popycha naukę
oraz technologię do przodu. Mężczyzna ma wygłosić coś, co rzekomo zatrzęsie światem
religijnym, co zszokuje najbardziej wiernych, zmieni oblicze nauki. Edmond
pragnie odpowiedzieć na dwa fundamentalne pytania: „skąd przyszliśmy?” i „dokąd
idziemy?”. Robert oraz zebrani goście z niedowierzaniem oglądają wybitnie
przygotowaną prezentację, gdy nagle wieczór zamienia się w całkowity dramat.
Profesor wraz z towarzyszącą mu Ambrą Vidal, dyrektorką muzeum, uciekają prosto
do Barcelony, by dokończyć dzieło Edmonda, jednak to bardzo niebezpieczna
misją, którą oboje podejmują, mając na karku nie tylko kapłanów, gwardię
królewską, ale i kogoś, kto bardzo nie chce, by prezentacja ujrzała światło
dzienne.
Historia
wciąga od pierwszych stron, zaciekawiając swoją tematyką oraz możliwością
poznania odpowiedzi na te kluczowe pytania. Religia i to, od czego to się
wszystko zaczęło, zawsze zastanawiała ludzkość. Możliwość wgłębienia się w
naukowe i duchowe przemyślenia jak i kapłanów, tak i uczonych, jest ciekawym
doświadczeniem dla takiego kogoś jak ja, agnostyka, który również interesuje
się początkiem ludzkości. Skąd się wzięliśmy? Jesteśmy wytworem Stwórcy?
Pochodzimy od małp? Jak rozpoczęło się życie? Czy byliśmy tylko mikroskopijną
substancją, która milionach lat ewoluowała w gatunek homo sapiens? Co nas czeka
w przyszłości? To pytania, na które odpowiedzi czekamy od zarania dziejów i
każdy naukowiec pragnąłby wreszcie szczegółowo wyjaśnić ten proces. Właśnie
taką tematyką przedstawia nam „Początek” Dana Browna. Spiski, powiązanie z
hiszpańskim królestwem, zagadki, symbole, hasła w postaci czterdziestu czterech
liter ulubionego tekstu Edmonda Kirscha, ucieczki przed groźnym mordercą,
religię, tajemniczego biskupa, media oraz najnowszą technologię w postaci
sztucznej inteligencji. Wszystko to, co nas otacza, a na co niezbyt zwracamy
uwagę.
„Życie
powstało spontanicznie dzięki prawom fizyki”
W
połowie książki miałam już taki mętlik, taki misz-masz w głowie, że nie
wiedziałam już, który z moich tropów okaże się prawdziwy i trafny. Kiedy
myślałam, że ta osoba jest sprawcą całego zamieszania, stanowi winowajcę i
zbrodniarza, okazało się, iż było to błędne stwierdzenie. Za każdym razem Dan
Brown wyprowadzał mnie w pole, manipulując całokształtem w taki sposób, że
czytelnik niczego nie był już pewien. Choć wielokrotnie traciłam nerwy, w
szczególności przy fragmentach z biskupem Valdespino, nie poddawałam się, dalej
brnąć w te wszystkie zagadki. Nie mogłam oderwać się od lektury, chcąc jak
najszybciej poznać prawdę oraz dalszą część prezentacji wybitnego futurysty,
który miał odpowiedzieć nam na kluczowe pytania egzystencjalne, stawiając
religie w obliczu licznych wątpliwości. Uważam, że autor doskonale ujął temat,
wcale nie ubliżając osobom wierzącym. Religia to jak wiadomo motyw, który
potrafi poróżnić ludzi, jednych zdenerwować, innych zainteresować, jednak przy
czytaniu „Początku” odczuwałam jedynie pragnienie poznania tej wybitnie ujętej
prawdy. Dan stworzył niepowtarzalny klimat, przypominający mi czasy, kiedy
czytałam „Anioły i demony” z równym zapałem co najnowszą jego książkę. Cóż
więcej powiedzieć: udała mu się! To znakomity kloc, który potrafi odpowiedzieć
na wiele pytań zadawanych przez prawie każdego człowieka. Powieść uczy, daje
nowy wgląd w przyszłość, ukazując, co może się kiedyś wydarzyć. Co zrobi
ludzkość, gdy dowie się, skąd jesteśmy i dokąd zmierzamy? Trzeba na pewno
przeczytać „Początek”, by zobaczyć wizję autora.
„Miłość
pochodzi z innego wymiaru. Nie możemy jej wytworzyć na żądanie ani sobie
podporządkować, gdy się pojawi. Miłość nie jest naszym wyborem”
Jak
zwykle nie mogę zarzucić panu Brown porządnego researchu i fascynujących,
dokładnych opisów miejsc, do których udają się bohaterowie. Malownicza, piękna
Barcelona oraz jej zabytki czy sztuka znów zachwyca i raduje czytelnika
nastawionego na powrót do sztuki, literatury i zagadek z nią związaną. Plusem
nadal jest główna postać czyli Robert Langdon, wybitny profesor z Harvardu. To
jeden z moich ulubionych męskich bohaterów ze zbioru książek w mej
biblioteczce. Uwielbiam jego inteligencję, mądrość, bystry umysł oraz słabe
żarty w obliczu poważnej sytuacji. Tym razem towarzyszyła mu piękna Ambra
Vidal, równie interesująca postać, z którą mogłabym się zaprzyjaźnić. Oboje
nadali tej historii ciekawy bieg, a ich wspólna przygoda po ciepłej Hiszpanii
zakończyła się w bardzo dobry sposób. Na pewno będę miło wspominać tę powieść i
jeszcze kiedyś do niej wrócę z ogromną przyjemnością!
Do
poczytania,
Arystokratka
A. : )
Zagorzała
fanka Roberta Langdona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz