„Bez
uczuć”
Autor: Mia Sheridan
Kategoria: literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 389
Tłumaczenie: Małgorzata Kafel
Niedawno pisałam o innej książce Mii
Sheridan. Wspominałam, że traktuję ją na równym poziomie z Brittainy C. Cherry
i po tej lekturze wciąż mam to samo zdanie. Podziwiam obie autorki za
umiejętność przelewania wszelakich uczuć na papier w taki sposób, że potrafią
złamać serce, zatrzasnąć je w klatce smutku i przygnębienia, równocześnie dając
szczęście, radość, ekscytację oraz dawkę humoru, ciętych ripost czy zabawnych
sytuacji. Mia Sheridan w „Bez uczuć” znów podejmuje tematy nie tylko związane z
romansem. Tym razem mamy do czynienia z hazardem, utratą bliskich, życiem w
ubóstwie, upokorzeniem i zemstą. Przyznam, że na początku ciężko było mi czytać
tę książkę. Znacznie szybciej pochłaniałam inne powieści tej autorki. Z „Bez
uczuć” miałam spory problem, może z uwagi na poruszającą, trudną sytuację
głównych bohaterów, ich komplikacje, działanie, które podjęli. Książkę czytałam
w odstępach czasowych, jednak w połowie rozpędziłam się i w dwie godziny
skończyłam. Zaczniemy jednak od przedstawienia, o czym w ogóle jest.
Historia pokazuje losy dwóch bohaterów,
pięknej Lydii, bogatej córki De Havillanda i pomocnika ogrodnika Brogana,
ubogiego chłopaka, który nie zaznał w życiu żadnego luksusu poza krótką,
przyjemną chwilą sam na sam z Lydią, wymarzoną dziewczyną. Niestety chłopak zostaje
skazany na upokorzenie, pośmiewisko i musi ciężko zraniony ucieka wraz z ojcem,
pozostawiając w Lydii jedynie wspomnienia. Parę lat później ich drogi znów się
spotykają. Tym razem kobieta ledwo przędzie, a Brogan skupia się na zemście
oraz prowadzeniu swoich interesów. Nie wiadomo czy w ich sercach jeszcze
znajduje się miejsce na dawną chemię, młodzieńcze zauroczenie.
„Granica
między miłością a nienawiścią jest bardzo płynna. Ulotna jak irlandzka mgła o
poranku”
W „Bez uczuć” wbrew pozorom pojawia się
mnóstwo skrajnych uczuć. Od nienawiści po pożądanie. Od pierwszych stron
czytelnik lawiruje pomiędzy zemstą na rodzinie De Havillnandów a kibicowaniem
młodej dziewczynie, by mogła odzyskać swoje imperium razem z krnąbrnym bratem
Stuartem. Na początku nie byłam przekonana do tej historii. Choć urzekająca,
miała w sobie coś, co powodowało, że książkę czytało mi się wolniej niż inne powieści
Mii. Oczywiście, nadal emocje grają tu pierwsze skrzypce, to nie potrafiłam przesiąknąć
do bohaterów, wczuć się w nich tak mocno jak w pozostałe postaci Sheridan. Może
to moja wina, sama nie wiem, jednak już w połowie było znacznie lepiej. Akcja nie
pędziła, szła własnym, spokojnym tempem, dzięki czemu mogłam bliżej poznać kryjącego
ogromne pokłady smutku Brogana, dawnego pomocnika ogrodnika, który po
opuszczeniu miejsca pracy skupił się na żądzy zemsty i utrzymaniu rodziny, w
tym chorej siostry. Jego historia naprawdę głęboko mnie poruszyła, była po
prostu przygnębiającą, owiana ubóstwem, wszelkimi staraniami, by zdobyć jakieś
pieniądze na jedzenie czy pomoc siostrze. Nawet, jeśli ceną jest sprzedawanie
siebie, mężczyzna zrobiłby wszystko dla rodziny. Lydia od zawsze była
traktowana jak rozpuszczona księżniczka i takie właśnie zachowanie przejawiała
w wieku szesnastu lat. Egoistka, która mimo wszystko zwróciła uwagę na Brogana,
wręcz zakochała się w nim, lecz przez jej głupią intrygę straciła szansę na
związek z chłopakiem. Mimo że kilka lat później jest już na dnie, zmieniła
swoje podejście do życia, nie mogłam się do niej przekonać, coś cały czas mnie
odpychało od niej, natomiast polubiłam Fionna, przyjaciela Brogana oraz jego siostrę.
Wszyscy razem nadali tej historii ciekawy bieg. W połowie książki po prostu nie
mogłam się oderwać, tym bardziej, kiedy wpadł wątek z zadłużeniem brata Lydii,
dziwnymi, podejrzanymi typkami oraz kolejnymi powodami do zranienia uczuć obu
bohaterów. Końcówka powieści była zarówno szokująca jak i miła, w moje gusta
oczywiście bardzo się wpasowała, bo lubię tego typu zakończenia.
„Oby
nie zdarzyło wam się upaść, kraść, oszukiwać ani upijać. Jeśli już musicie
upaść, padajcie sobie w objęcie. Jeśli musicie kraść, kradnijcie sobie pocałunki.
Jeśli musicie oszukiwać, oszukujcie śmierć. A jeśli musicie pić, pijcie z
przyjaciółmi”
„Bez uczuć” może skradnie wam serca na
dłużej. Dla mnie pozostaje jedną z tych historii, które zrobiły względne wrażenie,
lecz do nich nie wracam. Po prostu umiliłam sobie czas interesującym romansem dwojgiem
zagubionych, smutnych ludzi z ogromnym bagażem doświadczeń na barkach. O wiele
bardziej kocham „Bez słów” czy ostatnio przeczytane „Bez lęku”, lecz nie
twierdzę, że ta powieść, o której dziś miałam okazję pisać, jest zła, bo nie
jest. Po prostu nie przyciągnęła mnie na tyle, bym mogła zrobić jej jakiś
ołtarzyk czy coś :D Na pewno nie jest to płytka historia, dlatego jeśli tylko
macie na nią ochotę, koniecznie sięgnijcie i sami przekonajcie się czy dacie
się uwieść Mii Sheridan oraz tym, co przedstawia swoimi książkami.
Do poczytania,
Arystokratka A. 😊
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz