„Zemsta
pachnie wilkiem”
Autor:
J.G. Latte
Kategoria:
Kobieca/Fantasy
Wydawnictwo:
Novae Res
Ilość
stron: 361
Pierwszy
raz usłyszałam o tej książce na jednym z portali społecznościowych i już wtedy
wiedziałam, że to będzie strzał w dziesiątkę. Powiem szczerze, że natrafiam na
takie książki bardzo rzadko, gdyż ich ilość jest mała nad czym ubolewam.
Tematyka dla mnie idealna, ponieważ uwielbiam czytać o zmiennokształtnych, o
takim świecie. „Zemsta pachnie wilkiem” od razu trafiła na listę książek do
przeczytania. Byłam ciekawa jak autorce uda się debiut, wręcz zżerało mnie to.
Kiedy sięgnęłam po tę pozycję, zostałam zaskoczona nie tylko jej językiem, a
stylem Latte, dzięki któremu szybciej się czyta, a także czerpie się z tego
przyjemność. Przez pierwsze strony Latte rzuca czytelnika na głębokie morze
emocji, gdzie panuje mrok, gniew, przerażenie wymieszane z bólem. W świecie
istot nadprzyrodzonych dość często panuje przemoc, agresja, czy nawet śmierć.
Brutalne sceny, które opisywała Latte wypadły świetnie, a wręcz zatkały mnie,
gdyż naładowane były taką dawką emocji, która jest w stanie przenieść
czytelnika nie tylko do odczuć postaci, a do jej umysłu. W pewnym momencie
miałam wrażenie, jakbym siedziała w głowie bohaterki. Odkrywając jej uczucia,
jej myśli.
Pierwsze
spotkanie. Pierwszy kontakt wzrokowy. Pierwszy dotyk. Spotkanie Marty z Nazarem
nie można nazwać dość szczęśliwym, a raczej rzekłabym, że wydarzyło się w dość
traumatycznym momencie. Pierwsze spotkanie, po którym siła wraz z magnetyzmem
nie pozwoliły o sobie zapomnieć. Alfa wiedział, że to była kobieta jego życia.
Nie była pierwszą, ale ostatnią na jego drodze. Została wybrana przez wilka.
Zawsze zadziwiały mnie pierwsze spotkania bratnich dusz u zmiennokształtnych,
gdyż były nie tylko wyjątkowe, a piękne. Ta więź, która z każdą chwilą pogłębia
się, zacieśnia się. Uczucie, które obezwładnia, sprawiając, że jest się
podatnym na zranienie. Bohaterka pragnie zemsty na swoim oprawcy, na zdrajcy
watahy Nazara. Powiem szczerze, że każde spotkanie z Kalebem doprowadzało mnie
do czystej furii. Nie znosiłam go. Zastanawiałam się nad tą postacią
wielokrotnie. Jak można być tak zepsutym do szpiku kości, by nie patrzeć na
uczucia i bezpieczeństwo innych? Istnieją takie jednostki, a dwie z nich już
poznałam. Inna istota o nadprzyrodzonych zdolnościach także sprawiła u mnie
takie odczucie jak Kaleb, ale wywołała też inne dość mieszane emocje. Eleonora
wzbudziła we mnie wstręt do tego, czym się żywiła, by powiększyć swoją moc, ale
i sprawiała, że miałam szczerą ochotę zacząć się śmiać z jej postępowania. Na
zewnątrz kusiła swoją nieskazitelnością, zakrywając swoją szpetną naturę
głęboko wewnątrz. Nie dało się jej nie przyznać zadziwiającej urody, pod którą
kryło się zło, a także paskudny charakter. Tylko jedno mnie w niej oczarowało,
a właściwie oczy, które pod wpływem używania mocy, zmieniały się. Miałam
wrażenie tak jak Marta, Nazar i reszta bohaterów, że w oczach Eleonory
rozpętywała się burza z piorunami. Wyładowania, które były w tęczówkach, zaczarowywały,
a także hipnotyzowały.
„To
oczyszczenie okazało się nie tylko czysto fizyczne, było również swoistego
rodzaju katharsis. To był pierwszy prawdziwy płacz od nocnego zdarzenia, w
którym miała nieszczęście grać główną rolę. Pierwsza słabość, na którą
pozwoliła jej wojownicza natura. Chyba właśnie tego potrzebowała, przyznania
się przed samą sobą, że jakaś część jej osobowości została zniszczona, a reszta
przeżyła, gotowa do odbudowy”
Następna
istota o nadprzyrodzonych zdolnościach, którą miałam okazję poznać razem z
Martą to krwiopijca Wasyl, który swoją aurą wzbudził we mnie przerażenie swoją
postacią. Mrok, który go spowijał, zdawał się nie mieć końca, a jego początek
był równie przerażający. Z reguły nie przepadam za wampirami, gdyż nie wzbudzają
we mnie tej fascynacji, tej magii, co zmiennokształtni. Jedyne, co krwiopijca
obudził to wstręt, te istoty nie tyle co mnie przerażają, a sprawiają, że mam
ochotę biec jak najdalej od nich. Nie
można nie wspomnieć o jakże nieziemskich bliźniakach, którzy mnie ujęli. Od
samego początku wyczekiwałam momentów, kiedy jeden z nich, a mianowicie Awram
coś powie, zdarzały się takie chwile, ale były rzadkością, gdyż
zmiennokształtny nie lubił się udzielać publicznie, a nawet wśród swoich,
jedynie do brata. Awdiej urzekł mnie swoim charakterem i poczuciem humoru, bez
którego nie byłby sobą. Oczywiście uwielbiałam momenty, kiedy nazywał Martę
królewną, a ona nie raz i nie dwa miała ochotę mu przywalić. Była sytuacja,
gdzie faktycznie Awdiej oberwał, a ja śmiałam się do rozpuku, bo wiedziałam, że
wojownicza natura Marty nie pozwoli jej tego przemilczeć.
„Jedni
mówili, że zmiennokształtność jest ich przekleństwem, ale on uważał zupełnie
inaczej. To akceptacja tylko jednej partnerki przez wilka była prawdziwą
klątwą. Gdy wybranka nie chciała cię lub po prostu umarła, w najlepszym wypadku
spędzałeś samotnie resztę życia, wypełniony niczym niezastąpiona pustką, w
najgorszym — twoje zmysły gotowały się i stając sie zagrożeniem dla wszystkich,
musiałeś zostać zgładzony”
Jedną
z tych smutnych postaci jest jak dla mnie Aleksy nazywany przez Martę Rudym
Warkoczem. Postać, na której nałożył się niewyobrażalny ból, smutek, strata,
cierpienie. W pewnym momencie współczułam mu, bo musiał żyć z piętnem, które
pozostawił po sobie bliska mu osoba. Mrok, który zaczął go ogarniać, uczucia,
które pragnęły wraz z jego bestią wydostać się na zewnątrz i rozpętać potężną
burzę. Zawsze samotny, zawsze sam. Izolacja od reszty na przykład podczas
wspólnego posiłku na stołówce pokazywała, że mężczyzna wolał spędzać ten czas
samotnie, w ciszy, w swoim towarzystwie, które mu w zupełności wystarczało.
Były momenty, kiedy rozmawiał z kimś innym, a mianowicie z Martą, to miałam
wrażenie, że ta dwójka była na dobrej drodze do zawarcia więzi przyjacielskiej,
choć bohaterka musiała zdobyć wpierw zaufanie, podziw, szacunek Rudego
Warkocza.
Buzuje
we mnie wiele emocji po zakończeniu tej książki i mam nadzieję, że na tym
autorka nie poprzestanie, gdyż miałabym niezmierną ochotę już zacząć coś czytać
spod jej pióra. Świat, który obsadziła w prawdziwych realiach był nie tyle, co
dobry, a moim zdaniem wyśmienity. Każdy najdrobniejszy szczegół czytelnik mógł
sobie zobrazować, a wręcz razem z bohaterami go odczuwać. Magia, która
zamieszkała w tej książce nie opuszcza odbiorcy aż do samego końca. Nie dało
się nie przywiązać do głównych bohaterów, Rudego Warkocza, czy Awdieja i
Awrama, bez nich nie byłoby tej iskry, którą ma w sobie „Zemsta pachnie
wilkiem”. Latte wzbudziła we mnie całą gamę emocji, która wciąż jest intensywna
i wciąż na nowo o sobie przypomina. Adrenalina aż do teraz gra mi w żyłach, ta
intensywność akcji, napotykane istoty. Ja jestem pod pełnym podziwem tej
historii i mam nadzieję, że to nie ostatnia książka autorki. Język bohaterów, a
w szczególności Marty był ostry, pikantny i wojowniczy tak jak jej natura. Nie
mogłam wyjść z podziwu walki, determinacji, ale i odwagi bohaterki, co także
zauważył Nazar. Zanurzyłam się w tym świecie i żal było z niego wychodzić, bo
wciąż tam tkwię, uwięziona. Ta historia ma w sobie ogień, który zdolny jest
sparzyć, gdy się za blisko podejdzie. Gorąco polecam Wam tę pozycję! Jest warta
przeczytania! Poczujcie w sobie jej dzikość, jej pęd!
Za możliwość
przeczytania dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.
WOW!!! Co za super recenzja, zachęcająca do przeczytania. No skusiłaś mnie!!
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajnie napisane, chyba sięgnę po tę pozycję. Pozdrawiam!!!
OdpowiedzUsuńKsiążka jest rewelacyjna. Też podzielam entuzjazm.
OdpowiedzUsuńJest co podzielać, książka wypadła naprawdę świetnie. ;)
Usuń