„Milion
nowych chwil”
Autor:
Katherine Center
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
MUZA
Stron:
416
Tłumaczenie:
Anna Rajca-Salata
Premiera:
17 lipca
Wzruszająca
powieść, która chwyci za serce niejednego czytelnika. Zanim zabrałam się za
lekturę, poznałam krótką opinię mojej mamy, która zaczęła książkę przede mną.
Stwierdziła jednym zdaniem, że dawno nie czytała czegoś tak dobrego i
ujmującego. Po tej krótkiej rekomendacji wiedziałam, że się nie zawiodę. Gdy
tylko przyjechałam do rodzinnego domu, zaczęłam przygodę z powieścią, która
rzeczywiście złapała za serce, wzruszyła do łez, ale i dała sporo do myślenia.
„Milion nowych chwil” to rzeczywiście wyjątkowa książka, którą będę śmiało
polecać. Zawsze powtarzam, że dla mnie kluczową rolę odgrywają emocje.
Absolutnie nie może ich zabraknąć, a jak będzie więcej, to narzekać nawet nie
będę. Uwielbiam, gdy odczuwam książkę całą sobą, a z tą właśnie tak było.
„—
Po prostu umrzemy. — Pstryknęła palcami.
—
Mówisz tak, jakby to było łatwe.
—
Umrzeć jest łatwo. Trudniej jest żyć”
Historia
opowiada o dwudziestokilkuletniej Margaret, której nagle życie runie niczym
domek z kart. Choć posiada, wydaje się, wszystko, czego potrzebuje każdy
człowiek do pełnego szczęścia, ta jedna chwila, jedno wydarzenie sprawia, że
całe to wszystko będzie powoli
zanikało. Panicznie bojąca się latać samolotami wsiada na pokład wraz z bliską
jej osobą, której ufa bezgranicznie. Chip naciąga zaufanie ukochanej,
sprawiając, że niszczy kobiecie życie do szpiku kości. Po tragicznym wydarzeniu
nic nie jest takie samo. Na Margaret spływa lawina nieszczęścia i pecha,
kontrolująca matka zaczyna być powodem do nerwów, sekrety siostry smutkiem na
sercu, a tajemniczy, gburowaty Ian, fizjoterapeuta ze szpitala obiektem
zainteresowania.
„Milion
nowych chwil” właściwie nie porusza czegoś nowego i świeżego. Można rzec, że
temat został wałkowany wiele razy, wielokrotnie już wzruszał, pozbawiał
czytelników kolejnych łez, a jednak Katherine Center udało się zrobić coś, dzięki
czemu jej książkę można wpisać na listę tych wyjątkowych i godnych
zapamiętania. Od początku prowadzi fabułę lekkim stylem, stylem emocji
grających na duszy czytelnika długą pieśń złożoną z różnorodnych uczuć. Margaret
to równie wyjątkowa postać, co sama powieść. Nie potrafiłam jej nie polubić.
Wręcz przeciwnie. Była bohaterką, którą osobiście chętnie bym spotkała, a nawet
się zaprzyjaźniła. Ogromnie współczułam tego, co przydarzyło jej się w życiu i
liczyłam, że w końcu spotka ją ponowne szczęście, na które zasługuje każdy
człowiek. Wizyta w szpitalu sporo się przeciągnęła, jednocześnie zwalając na
naszą bohaterkę same nieszczęścia. Mimo to podziwiałam ją, bo choć
niejednokrotnie miała ochotę się poddać, postanowiła walczyć ze wszystkimi
przeciwnościami losu. Udowodniła, że po każdej potyczce można się podnieść,
każdy ból można zastąpić ukojeniem, prawie każdą ranę mentalnie zagoić przy
odpowiedniej maści. W przypadku Margaret maścią było na pewno spotkanie z
siostrą oraz zakolegowanie się z tajemniczym fizjoterapeutą. Bohaterowie tej
powieści są tak różnorodni, na swój sposób bardzo wyjątkowi. Ian, pewien ważny
ktoś, kupił mnie na wejściu. Ten facet, chociaż potrafił nie raz i nie dwa
zdenerwować, ma dobre, złote serce i zasługiwał na prawdziwe szczęście, tak
samo jak Margaret. Siostra Maggie, Kitty, to również postać, której
kibicowałam, której współczułam, a która wzbudziła we mnie ogromną sympatię.
Była chyba najbardziej kolorową bohaterką
tej książki. Gdy o niej czytałam, w głowie miałam tysiące różnych barw, które
mogłyby opisać tę żywiołową, otwartą, dość bezpośrednią, inteligentną młodą
kobietę.
W
„Milion nowych chwil” ujął mnie także wątek rodzinny. Nie był on głównym
tematem powieści, jednak grał istotną rolę w życiu głównej postaci, Margaret.
Ujawniony sekret matki, problem siostry, która odeszła bez wieści, to wszystko
sprawiało, że w niektórych momentach współczułam wielu postaciom naraz. Cieszę
się więc, że autorka postanowiła zawrzeć w swojej książce nie tylko wątek
romantyczny, ale i coś więcej. Głębie, ważne wartości, nadzieję dla tych,
którzy jej nie posiadają, dużą dawkę emocji, wspaniałą fabułę, która dostarcza
tego, co najlepsze dla czytelników, bohaterów, z którymi chciałoby się
zaprzyjaźnić, pójść na kawę (ewentualnie udusić gołymi rękami). Katherine
sprawiła, że nawet moja mama, w tym ciężkim dla niej okresie, zaczęła odczuwać
coś takiego jak nadzieja na lepsze jutro, nadzieja po tragicznych chwilach,
wydarzeniach, które zmieniają dosłownie wszystko.
„Co
do mnie, zawsze podejrzewałam, że chaos góruje nad porządkiem. W pojedynku
Człowieka z Przyrodą stawiałam na Przyrodę”
Napisana
lekkim, przyjemnym językiem powieść sprawia, że można ją pochłonąć w jeden
dzień. Osobiście zajęło mi to właśnie tyle, ponieważ pędziłam ze strony na
stronę. To wszystko dzięki stworzonej przez Katherine wyjątkowej historii,
która zostanie ze mną na niewiarygodnie długo. W pamięci i sercu. Wiem, że gdy
będę potrzebować kopa nadziei, kopa wiary w siebie, swoje możliwości, będę
myślałam, że życie wali mi się na głowę i nie jestem w stanie tego zatrzymać,
wrócę do „Milion nowych chwil”. Bo daje milion nadziei na nowe chwile. Na nowe,
lepsze chwile.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Ooo! Może być ciekawa. :D Leci na listę do przeczytania. :D
OdpowiedzUsuńmyslizglowywylatujace.blogspot.com/
Zdecydowanie bardzo ciekawa i niezwykle wzruszająca. Nie taka banalna, jakby mogło się wydawać. :D
Usuń/Aga