„Życie
psa na balkonie”
Autor:
Tomasz Górski
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
177
Są
książki, które po przeczytaniu opisu zdecydowanie musicie mieć na swoich
półkach, musicie je kupić choćby nie wiem co. Wiecie, że to coś dla was, że ta
pozycja jest taka wasza. Być może to
dziwne, zważywszy na opis „Życie psa na balkonie”, ale tak właśnie czułam, gdy
przeczytałam, o czym będzie opowiadać książka o tymże tytule. Do czego może doprowadzić dyskusja pomiędzy
ojcem alkoholikiem a synem nieudacznikiem? Do naprawdę interesujących
wniosków. Jeśli chodzi o wątek alkoholików, alkoholizacji i ogólnie nałogów w
powieściach, jestem na nie uczulona. Bardzo uczulona. Wiele z takich pozycji
zawiodło mnie, ukazując wyimaginowany obraz nie mający nic wspólnego z okropną
rzeczywistością. Tomasz Górski pozytywnie mnie zaskoczył, przedstawiając
realizm. Tak po prostu realizm takiego wątku. Ta krótka książka, właściwie
rozmowa ojca z synem, może odcisnąć mały ślad w sercu czytelnika. Myślę, że w
moim odcisnęła. Myślę, aczkolwiek dowiem się w swoim czasie.
„Życie
psa na balkonie” nie jest ceglaną historią, która ciągnie się na pięćset stron
i przekazuje nam same mądrości niczym w powieściach Paula Coelho czy Reginy
Brett. To 177 stron prostoty i prawdy. Czasami bardzo nagiej, brutalnej prawdy,
która może zszokować. Choćby wątek mamy głównego bohatera. Napisana w inny
sposób niż wszystkie znane mi powieści, robi wrażenie. Na początku ciężko było
mi się skupić, gdyż czułam, jakbym czytała scenariusz na sztukę teatralną, a
wszystkie wydarzenia, czyli właściwie jedno (rozmowa ojca z synem) działy się
na scenie. Potrafiłam idealnie sobie zobrazować nawet miny tej dwójki, gdy
przeprowadzała dość długą konwersację na wiele istotnych spraw. Książka ta
bowiem przedstawia rozmowę mężczyzny, alkoholika, ze swoim
dwudziestokilkuletnim synem, zwanym w opisie nieudacznikiem. Rozmowa toczy się
na wielu płaszczyznach. Mowa o przyszłości, o celach, o przeszłości, alkoholu,
miłości do matki, błędach, malującej się rzeczywistości, naiwności, utraconych
możliwościach, o smutku, wylanych łzach, rozgoryczeniu.
„Ty
nie masz tego komfortu, nie możesz podejmować błędnych decyzji. Ciebie nie będę
oceniał ja. Ciebie życie będzie weryfikowało”
„Życie
psa na balkonie” wywołało we mnie kilka emocji, ale do tej pory nie potrafię
ich jednoznacznie określić. Na pewno mogę powiedzieć, że książka mi się
podobała. Była krótka, lecz przekazała to, co przekazać miała. Pozwoliła choć
na moment znaleźć się w obskurnym mieszkaniu wypchanym brudnymi rzeczami,
cuchnącymi wódką, razem z dwójką zagubionych mężczyzn. Syna, stojącego u progu
dorosłości z wieloma problemami na głowie, ze smutkiem w sercu, obawą o
przyszłość, niedojrzałością w umyśle, oraz ojca, zatopionego w kieliszku wódki,
rozgoryczonego profesora, mądrego człowieka, który dobrze się zna na
literaturze. Obaj zagubieni odnajdują wspólną nić porozumienia poprzez długą
rozmowę zawartą na łamach powieści. Rozmowa ta potrafi wywołać ironiczny
śmiech, szok na twarzy oraz szeroko otwarte oczy, chociażby przez
bezpośredniość w kwestii matki chłopaka. Pewnie wiele z tego, co miało
szokować, mnie osobiście nie szokowało na tyle, co powinno, a to dlatego, że
już kiedyś zetknęłam się z takim środowiskiem, taką osobą. Osobą, którą
pochłonął ocean alkoholu. Autor zobrazował czytelnikowi fragment życia
alkoholika, jednak tak, jak piszę, to tylko mały kawałek spośród całego tysiąca
innych, tworzących brutalną rzeczywistość dzień po dniu. Mimo że zostały
przedstawione tylko kilka godzin z rozmowy ojca z synem, to te kilka godzin potrafi zrobić swoje. Dać do
myślenia, na chwilę spowolnić tempo naszego codziennego życia, zwrócić uwagę na
kilka istotnych problemów, w tym głupią, lecz dobrze nam znaną naiwność.
„Wszystko
robimy w życiu trochę tak po omacku. Po ciemku. Trochę to przypomina zamknięty
pokój, w którym pełno różnych przyjemności, pełno uciech, ale też pełno
problemów, tych złych rzeczy. [...] I tym jedynym problemem jest to, że nie
możemy ot tak zostać w miejscu, że musimy błądzić, zupełnie na ślepo. Jak kret
przez korytarze. I nawet jak czasem coś znajdziemy i dotkniemy, i to coś w
dotyku będzie przyjemne, to nigdy nie będziemy mieli pewności, czy to nie jakiś
jadowity wąż, czy coś”
Szczerze
mówiąc, od początku postać ojca alkoholika interesowała mnie bardziej niż syna.
Po prostu ten człowiek wewnątrz skrywał kogoś, kogo nie pokazał od razu.
Czułego, smutnego, zrozpaczonego człowieka, któremu tęskno do bliskiej osoby,
który nie widzi głębszego sensu w życiu, który pije, choć pić nie chce. Ojciec
zrobił na mnie spore wrażenie, zwłaszcza kiedy zabierał głos w ważnych sprawach
i przedstawiał je ze swojego punktu widzenia. Mimo alkoholizacji, potrafił
mówić naprawdę mądrze albo zwyczajnie dosadnie. W kwestii syna mam kilka
problemów, których na tę chwilę nie umiem opisać. Z jednej strony go
rozumiałam, z drugiej niezupełnie. W szczególności mam kłopot z końcówką
książki. Zachowanie ojca było dla mnie jasne, ale co się wydarzyło z synem? Jak
potoczą się jego losy po tym, co go spotkało? Mogłabym sobie dopowiedzieć,
stworzyć własne, satysfakcjonujące zakończenie, jednak jeśli autor postanowił w
ten sposób skończyć tę powieść, mnie pozostaje akceptacja. Podejrzewam, że
wszystko miało także drugie dno, które z czasem przyjdzie do mojego umysłu, by
rozgościć się na dobre, jednak teraz jestem zwyczajnie pod wrażeniem tej
krótkiej, jednak zdecydowanie godnej polecenia książki. Jeśli jesteście jej
ciekawi, śmiało bierzcie, czytajcie i koniecznie dzielcie się swoimi
wrażeniami. Jestem ogromnie ciekawa jak Wy odebralibyście tę powieść, bo ja do
końca nie potrafię ubrać swoich myśli w słowa, wystarczająco opowiedzieć, co dokładnie
o niej myślę. Na pewno robi wrażenie. Tak po prostu.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
zapowiada się ciekawe, jeszcze tej książki nie czytałam, ale temat mnie interesuje. Zazwyczaj opowieści alkoholików są albo romantyczne i wyidealizowane albo to opowieść o tym jak zaliczyłem wszystkie państwowe i prywatne ośrodki leczenia uzależnień, jak się stoczyłem i jak później wyszedłem z nałogu.
OdpowiedzUsuń