grudnia 02, 2018

Miłość, Małgosia i mrok, czyli "Trzy razy M"!


„Trzy razy M”
Autor: Justyna Chrobak
Kategoria: literatura kobieca
Wydawnictwo: Novae Res
Stron: 320

Jeśli potrzebujecie książki, która będzie lekka, przyjemna, krótka (na dwa wieczorki max), a na dodatek pochodzi z kategorii „literatura kobieca”, to znalazłam coś nowego dla Was, kochane kobitki! „Trzy razy M” kusi subtelną, różową, wręcz wiosenną okładką, zapraszając na miły romans, na wieczorną randkę z lekturą. Poszukiwacze romansideł, to powieść właśnie dla Was. Zaczniemy od początku, bez zbędnych przedłużeń.
Historia opowiada o młodej, dwudziestosiedmioletniej Małgorzacie, która zdążyła trochę doświadczyć i przejechać się na poważnym związku. Przez małą tragedię w jej życiu, kobieta wręcz zmuszona jest do ucieczki z miejsca zamieszkania. Trafia do domu ukochanej siostry, jej męża oraz dzieci, gdzie postanawia trochę przeczekać, może zacząć wszystko od nowa. Poszukiwanie pracy, zdobycie środków finansowych, odseparowanie się od mężczyzny, który ją zrujnował nie tylko psychicznie, ale też pod względem materialnym – to wszystko nie nie lada zadania dla kobiety złamanej, rozpadającej się na kawałki. Mimo wszystko Gosia to silna babka, więc wystarczy trochę motywacji, aby zebrała się do kupy i walczyła o lepszą przyszłość. Dzięki temu wyzwaniem nie stanowi nawet nowy, oziębły szef, jednak gdy przychodzi spojrzeć w twarz przeszłości, Gosia znów staje się tą dawną, załamaną dziewczyną.

„Kiedy choć trochę pozwolę sobie na użalanie się nad swoją sytuacją, złe myśli od razu atakują mnie ze zdwojoną siłą. Zapuszczam się mimowolnie w zabronione rejony mojego umysłu. Przypominam sobie o tym, co staram się trzymać zepchnięte w jego najdalsze otchłanie”

„Trzy razy M” to wyjątkowo lekka powieść, nie ma w niej za wiele dramatów, upadków czy mrocznej, przerażającej przeszłości. Stawiałabym tę książkę na półce miłych, niewymagających, wolno rozwijających się romansideł, które nadają się na max dwa wieczorki, podczas których spokojnie można zapoznać się z historią Małgosi. To postać niezbyt okazała czy oryginalna, ot to, taka przeciętna, zwyczajna, ambitna kobieta XXI wieku, która pragnie stałej, dobrej pracy, miłości, szczęścia i odseparowania się od złych momentów czy gorszych fragmentów przeszłości. Nie należy do cichych, szarych myszek, których pociągają źli chłopcy. Gosia zresztą ma dość tych złych chłopców, gdyż jeden z nich wykorzystał ją, po czym zrobił jej straszne świństwo. Jednak gdy poznaje dwóch nowych szefów, w głowie, a może i w sercu pojawia się coś, czego do końca sama nie potrafi rozpoznać i przyznać przed samą sobą. Skupia się więc na rozwoju, na poznaniu nowej koleżanki z firmy, na wyjazdach służbowych i dobrych relacjach z szefostwem. Niestety, jak to w życiu bywa, czasami los lubi kłaść pod nami kolejne kłody, by nie było za słodko, byśmy modli upaść i czegoś się nauczyć. Również Gosia doświadcza tego typu upadku, jednak czy się podniesie, ruszając dalej na przód, czy może jednak przyszłość przygniecie naszą miłą bohaterkę? O tym przekonacie się czytając książkę.


Podobała mi się na pewno ukazana relacja między siostrami. Jest zażyła i taka, której można pozazdrościć Małgosi. Potrafią się wzajemnie wspierać, oferować pomoc, stawiać na nogi w trudnych chwilach. Ta rodzinna więź zrobiła na mnie niemałe wrażenie, chociaż mała rada dla Gosi: nie każdego problemu da się zapić winkiem. Po każdej gorszej sytuacji wyskakiwała Kasia, siostra bohaterki, oświadczając, że wino na pewno pomoże, po czym obie postaci ruszały na kanapę z lampką w dłoni. Autorka chyba chciała mocno rozpić Małgorzatę, chociaż tak właściwie za dużo bolesnych chwil w jej życiu nie było. Kolejną sprawą, która gdzieś zakodowała mi się w podświadomości, to chyba zbyt luźna relacja między szefostwem a nową pracownicą. Rozumiem, że w niektórych firmach panuje naprawdę sympatyczna, wręcz rodzinna atmosfera, ale u Brzosowkiego i Korzyńskiego to aż przesada. Nie dość, że kobieta dostaje pracę „z buta”, to jeszcze jeden z prezesów bywa nad wyraz słodki, wręcz bez żadnych wad, w porównaniu oczywiście z drugim szefem, tym bardziej tajemniczym, skrytym, opryskliwym i władczym. Marcin, choć bardzo miły, nie spodobał mi się pod względem charakteru, wydawał się zbyt idealny, aby był prawdziwy. Ta szybka premia, wskok na posadę bez okresu próbnego, te sprzęty, gabinet – no za bajkowo jak na te zawodowe rzeczywistości.
Romans rozwija się powoli, bez zbędnych przyśpieszeń, zwrotów akcji czy wymuszonych szaleństw. Fakt faktem nie raz rozkładałam ręce, zastanawiając się czy Gosia faktycznie ma dwadzieścia siedem lat, gdyż wielokrotnie zachowywała się dość niedojrzale, zbyt gwałtownie, zbyt impulsywnie (nawet w pracy!). Powracając jednak do wątku romantycznego, to owszem, spodobał mi się, zresztą bardzo kibicowałam właśnie tym bohaterom, aby wreszcie posunęli się na przód razem ze swoją relacją, dlatego za to jak najbardziej plus dla autorki. Tak, jak wspominałam, jest to lekka, przyjemna lektura, którą czyta się w miarę szybko, chociaż czasami zauważyłam parę niedopatrzeń, a niektóre fragmenty były dość chaotyczne lub zbyt… proste. Ciężko to określić, chodzi właśnie o taki zbyt lekki styl. Miałam momenty, kiedy czułam, jakbym czytała opowiadanie z jakiegoś portalu dla pisarzy, a nie książkę, ale to tylko małe momenty, które zostały potem wynagrodzone czymś znacznie lepszym. Powieść ogólnie oceniam na plus, uratowała mój mózg przez przegrzaniem z powodu nawału pracy oraz nauki, dlatego polecam ją wszystkim fankom przyjemnych, totalnie lekkich lekturek na wieczór bądź dwa.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Do poczytania,
Arystokratka A./Aga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger