„Trzy
razy M”
Autor:
Justyna Chrobak
Kategoria:
literatura kobieca
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
320
Jeśli
potrzebujecie książki, która będzie lekka, przyjemna, krótka (na dwa wieczorki
max), a na dodatek pochodzi z kategorii „literatura kobieca”, to znalazłam coś
nowego dla Was, kochane kobitki! „Trzy razy M” kusi subtelną, różową, wręcz
wiosenną okładką, zapraszając na miły romans, na wieczorną randkę z lekturą.
Poszukiwacze romansideł, to powieść właśnie dla Was. Zaczniemy od początku, bez
zbędnych przedłużeń.
Historia
opowiada o młodej, dwudziestosiedmioletniej Małgorzacie, która zdążyła trochę
doświadczyć i przejechać się na poważnym związku. Przez małą tragedię w jej
życiu, kobieta wręcz zmuszona jest do ucieczki z miejsca zamieszkania. Trafia
do domu ukochanej siostry, jej męża oraz dzieci, gdzie postanawia trochę
przeczekać, może zacząć wszystko od nowa. Poszukiwanie pracy, zdobycie środków
finansowych, odseparowanie się od mężczyzny, który ją zrujnował nie tylko
psychicznie, ale też pod względem materialnym – to wszystko nie nie lada
zadania dla kobiety złamanej, rozpadającej się na kawałki. Mimo wszystko Gosia
to silna babka, więc wystarczy trochę motywacji, aby zebrała się do kupy i
walczyła o lepszą przyszłość. Dzięki temu wyzwaniem nie stanowi nawet nowy,
oziębły szef, jednak gdy przychodzi spojrzeć w twarz przeszłości, Gosia znów
staje się tą dawną, załamaną dziewczyną.
„Kiedy
choć trochę pozwolę sobie na użalanie się nad swoją sytuacją, złe myśli od razu
atakują mnie ze zdwojoną siłą. Zapuszczam się mimowolnie w zabronione rejony
mojego umysłu. Przypominam sobie o tym, co staram się trzymać zepchnięte w jego
najdalsze otchłanie”
„Trzy
razy M” to wyjątkowo lekka powieść, nie ma w niej za wiele dramatów, upadków
czy mrocznej, przerażającej przeszłości. Stawiałabym tę książkę na półce
miłych, niewymagających, wolno rozwijających się romansideł, które nadają się
na max dwa wieczorki, podczas których spokojnie można zapoznać się z historią
Małgosi. To postać niezbyt okazała czy oryginalna, ot to, taka przeciętna,
zwyczajna, ambitna kobieta XXI wieku, która pragnie stałej, dobrej pracy,
miłości, szczęścia i odseparowania się od złych momentów czy gorszych
fragmentów przeszłości. Nie należy do cichych, szarych myszek, których
pociągają źli chłopcy. Gosia zresztą ma dość tych złych chłopców, gdyż jeden z nich wykorzystał ją, po czym zrobił
jej straszne świństwo. Jednak gdy poznaje dwóch nowych szefów, w głowie, a może
i w sercu pojawia się coś, czego do końca sama nie potrafi rozpoznać i przyznać
przed samą sobą. Skupia się więc na rozwoju, na poznaniu nowej koleżanki z
firmy, na wyjazdach służbowych i dobrych relacjach z szefostwem. Niestety, jak
to w życiu bywa, czasami los lubi kłaść pod nami kolejne kłody, by nie było za
słodko, byśmy modli upaść i czegoś się nauczyć. Również Gosia doświadcza tego
typu upadku, jednak czy się podniesie, ruszając dalej na przód, czy może jednak
przyszłość przygniecie naszą miłą bohaterkę? O tym przekonacie się czytając
książkę.
Podobała mi się na pewno ukazana relacja między siostrami. Jest zażyła i taka, której można pozazdrościć Małgosi. Potrafią się wzajemnie wspierać, oferować pomoc, stawiać na nogi w trudnych chwilach. Ta rodzinna więź zrobiła na mnie niemałe wrażenie, chociaż mała rada dla Gosi: nie każdego problemu da się zapić winkiem. Po każdej gorszej sytuacji wyskakiwała Kasia, siostra bohaterki, oświadczając, że wino na pewno pomoże, po czym obie postaci ruszały na kanapę z lampką w dłoni. Autorka chyba chciała mocno rozpić Małgorzatę, chociaż tak właściwie za dużo bolesnych chwil w jej życiu nie było. Kolejną sprawą, która gdzieś zakodowała mi się w podświadomości, to chyba zbyt luźna relacja między szefostwem a nową pracownicą. Rozumiem, że w niektórych firmach panuje naprawdę sympatyczna, wręcz rodzinna atmosfera, ale u Brzosowkiego i Korzyńskiego to aż przesada. Nie dość, że kobieta dostaje pracę „z buta”, to jeszcze jeden z prezesów bywa nad wyraz słodki, wręcz bez żadnych wad, w porównaniu oczywiście z drugim szefem, tym bardziej tajemniczym, skrytym, opryskliwym i władczym. Marcin, choć bardzo miły, nie spodobał mi się pod względem charakteru, wydawał się zbyt idealny, aby był prawdziwy. Ta szybka premia, wskok na posadę bez okresu próbnego, te sprzęty, gabinet – no za bajkowo jak na te zawodowe rzeczywistości.
Podobała mi się na pewno ukazana relacja między siostrami. Jest zażyła i taka, której można pozazdrościć Małgosi. Potrafią się wzajemnie wspierać, oferować pomoc, stawiać na nogi w trudnych chwilach. Ta rodzinna więź zrobiła na mnie niemałe wrażenie, chociaż mała rada dla Gosi: nie każdego problemu da się zapić winkiem. Po każdej gorszej sytuacji wyskakiwała Kasia, siostra bohaterki, oświadczając, że wino na pewno pomoże, po czym obie postaci ruszały na kanapę z lampką w dłoni. Autorka chyba chciała mocno rozpić Małgorzatę, chociaż tak właściwie za dużo bolesnych chwil w jej życiu nie było. Kolejną sprawą, która gdzieś zakodowała mi się w podświadomości, to chyba zbyt luźna relacja między szefostwem a nową pracownicą. Rozumiem, że w niektórych firmach panuje naprawdę sympatyczna, wręcz rodzinna atmosfera, ale u Brzosowkiego i Korzyńskiego to aż przesada. Nie dość, że kobieta dostaje pracę „z buta”, to jeszcze jeden z prezesów bywa nad wyraz słodki, wręcz bez żadnych wad, w porównaniu oczywiście z drugim szefem, tym bardziej tajemniczym, skrytym, opryskliwym i władczym. Marcin, choć bardzo miły, nie spodobał mi się pod względem charakteru, wydawał się zbyt idealny, aby był prawdziwy. Ta szybka premia, wskok na posadę bez okresu próbnego, te sprzęty, gabinet – no za bajkowo jak na te zawodowe rzeczywistości.
Romans
rozwija się powoli, bez zbędnych przyśpieszeń, zwrotów akcji czy wymuszonych
szaleństw. Fakt faktem nie raz rozkładałam ręce, zastanawiając się czy Gosia
faktycznie ma dwadzieścia siedem lat, gdyż wielokrotnie zachowywała się dość
niedojrzale, zbyt gwałtownie, zbyt impulsywnie (nawet w pracy!). Powracając
jednak do wątku romantycznego, to owszem, spodobał mi się, zresztą bardzo
kibicowałam właśnie tym bohaterom, aby wreszcie posunęli się na przód razem ze
swoją relacją, dlatego za to jak najbardziej plus dla autorki. Tak, jak
wspominałam, jest to lekka, przyjemna lektura, którą czyta się w miarę szybko,
chociaż czasami zauważyłam parę niedopatrzeń, a niektóre fragmenty były dość
chaotyczne lub zbyt… proste. Ciężko to określić, chodzi właśnie o taki zbyt
lekki styl. Miałam momenty, kiedy czułam, jakbym czytała opowiadanie z jakiegoś
portalu dla pisarzy, a nie książkę, ale to tylko małe momenty, które zostały
potem wynagrodzone czymś znacznie lepszym. Powieść ogólnie oceniam na plus,
uratowała mój mózg przez przegrzaniem z powodu nawału pracy oraz nauki, dlatego
polecam ją wszystkim fankom przyjemnych, totalnie lekkich lekturek na wieczór
bądź dwa.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do
poczytania,
Arystokratka
A./Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz