sierpnia 31, 2019

Wyjątkowa powieść Elżbiety Rodzeń, czyli "Chłopak, którego nie było".


 „Chłopak, którego nie było”
Autor: Elżbieta Rodzeń
Kategoria: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: Między Słowami
Stron: 239

Kiedy ujrzałam tę książkę po raz pierwszy, postanowiłam po nią sięgnąć. Nie tylko okładka, ale i opis skusił mnie do jej wzięcia. Po przeczytaniu tej pozycji jest we mnie ogrom wszelakich emocji, z których nie potrafię się pozbierać. Zdecydowanie autorka kupiła mnie tą książką w stu procentach. Powiem szczerze, że jest to jedna z tych polskich autorek, których książki miałam zapisane na listach. Wcześniej obawiałam się sięgnąć po jakąś lekturkę pani Rodzeń, ale po przeczytaniu tej zdecydowanie muszę nadrobić zaległości. Nie spodziewałam się, że po „Chłopaku, którego nie było” wciąż będę tkwić w świecie Martyny i Jamesa. Elżbieta Rodzeń zasypała mnie tyloma emocjami, że wciąż nie umiem się po tej przygodzie pozbierać. Książkę wręcz pochłonęłam, a raczej nie wiem, czy nie było na odwrót. Styl autorki był lekki i przyjemny, dzięki któremu czytanie szło bardzo szybko.


W życiu każdego dziecka najważniejszymi osobami są rodzice. W centrum świata młodego człowieka rodzic odgrywa szczególną i ważną rolę. Wymaga się od nich czułości, troski, miłości, a przede wszystkim opieki i wparcia dla swoich pociech. Dlatego nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego opiekunowie prawni nie wspierali swojej córki. Współczułam Martynie i przez cały czas kibicowałam jej, aby pokazała im, że jest więcej warta niż myślą. Nie ma nic gorszego dla dziecka niż brak wsparcia od ludzi, którzy znaczą wiele. Serce mi się krajało. Nie rozumiem, skąd tacy rodzice się biorą. Nie raz i nie dwa byłam zła, a wręcz wściekła na nich. Pragnęłam z całych sił, by dziewczyna pokazała wszystkim tym niedowiarkom, na ile ją stać. Od samego początku kibicowałam jej, ale i kibicowałam, by mogła wyrwać się z pensjonatu rodziców.

„Jeśli naprawdę kogoś kochasz przeznaczenie zawsze znajdzie drogę”

James to chodzący ideał. Trudno mi było się nad nim nie zachwycać. Czarujący, przystojny i do tego jak urokliwy. Nie mogłam mu się oprzeć. Los złączył Martynę i Jamesa. Chłopak zobaczył w dziewczynie to, czego inni nie zdołali. Uwierzył w nią i dał jej siłę. Tak się okazało, że James zainteresował się kupnem pensjonatu, który należał do rodziców Martyny. To było rozwiązanie problemów opiekunów prawnych dziewczyny. Dziewczyna rozpoznaje w nim swojego przyjaciela Kubę, który jest do niego podobny. Tylko jest jeden problem. James nie rozpoznaje Martyny. Zachowuje się tak, jakby widział ją po raz pierwszy.

Autorka wprowadza nas do świata dziewczyny. Pokazuje nam przeszłość Martyny wraz z jej wypadkiem i komplikacjami po nim. W jej życu pojawił się ktoś, kto był jej oparciem. Ktoś kto był zawsze przy niej, a mianowicie Kuba, jej przyjaciel, którego dziewczyna zaczęła dostrzegać. Dziwne było to, że była jedyną osobą, która go widziała, bo zarówno rodzice jak i lekarze nie widzieli go. Wszyscy tłumaczyli to przeżytą w dzieciństwie traumą. Bohaterce w pewnym momencie udało się wyrwać spod opieki rodzicielskiej. Niestety nastąpił dzień, w którym Kuba zniknął. I wtedy zaczęły się problemy. Stan Martyny diametralnie się pogorszył. Nie wiedziała bowiem, gdzie zaginął jej przyjaciel. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, na jej nieszczęście znaleźli ją rodzice i zabrali ją z powrotem do pensjonatu, z którego nie udało się jej wyrwać, aż do poznania Jamesa. Jedyna osoba, która ją dostrzegła. Pierwsza osoba, przy której Martyna odżyła. Jej tłamszona pewność siebie dostała możliwość uwolnienia się. Pokazania się światu i udowodnienia, że jest warta więcej. Udowodnienia swojej rodzinie, że wcale nie jest nieudacznikiem. Przez całą drogę kibicowałam jej, by uwierzyła w swoje możliwości, a przede wszystkim w samą siebie.

Jestem już po lekturze, ale bardzo pragnęłabym, aby ta historia wciąż trwała i trwała. Wiem jedno, że na pewno wrócę do tej książki, bo warto! To niezwykła przygoda, przy której można zapomnieć o bożym świecie na kilka godzin. Elżbieta Rodzeń wykonała kawał dobrej roboty. Zostałam nie tyle, co zaczarowana, ale i oczarowana bohaterami. Zawiodłam się jedynie na rodzicach bohaterki, którzy powinni dostarczać jej tego, co starszej córce. Wsparcia, a co jej dali? A raczej zabrali, podkopali jej pewność siebie. Sprawili, że przestała wierzyć w swoje możliwości. Zamiast pomocy, otrzymała porządnego kopniaka. Autorka zalała mnie falą emocji, z których trudno mi się teraz pozbierać. Czułam się tak, jakbym przeniosła się do jakieś bajki, z której nie chciałam wychodzić. Piękny romans, piękna historia dwojga ludzi, których złączyło przeznaczenie. W pewnych momentach czułam się jak intruz, który nie miał prawa ich podglądać. Zakochałam się w piórze Rodzeń i wiem, że jak najprędzej będę chciała nadrobić kilka jej pozycji. Jest jedną z tych autorek, które warto czytać, które potrafią zaskoczyć czytelnika swoją fantazją i wizją. Piękno, które ukazała w tej książce pozostanie we mnie na bardzo długi czas. Bajka, która trwa, a jej finał jest znakomitym zakończeniem.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Między Słowami.

Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.

1 komentarz:

  1. "Chłopak, którego nie było" to pięknie napisana i przepełniona pewnego rodzaju magią historia. Główna bohaterka wzbudza współczucie, ale pojawienie się Jamesa nadaje inny tor fabule, a coraz więcej uśmiechu udziela się również czytelnikowi. Interesujący jest również sam Kuba i całość czyta się naprawdę świetnie. Polecamy!

    OdpowiedzUsuń

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger