„Dearest
Clementine”
Autor:
Lex Martin
Kategoria:
literatura obyczajowa/romans
Wydawnictwo:
Kobiece
Stron:
367
Tłumaczenie:
Agnieszka Kalus
Gdy
przychodzi lato, uwielbiam wgłębiać się w romantyczne historie, które dostarczą
mi uniesień, wypieków na twarzy, może nawet szybszego bicia serca, jakiejś
głębszej refleksji nad takim pojęciem jak miłość czy relacje między mężczyzną a
kobietą. Romans to dla mnie nie tylko zbiór scen erotycznych, ckliwych wyznań
czy opisów randek bohaterów. Romans to dla mnie przede wszystkim cała paleta
emocji. Jak powtarzam: emocje to dla mnie sprawa pierwszorzędna, jeśli chodzi o
książkę. Powieść „Dearest Clementine” widziałam na półce u mojej przyjaciółki
nieraz. Zawsze, kiedy przychodziłam do niej po nową dostawę książek, mówiła „może
ta?”, a ja za każdym razem kręciłam głową. Przeczytałam opis i wydawało mi się,
że to już wszystko było i akurat ta lektura niczym nowym nie zaskoczy. Cóż,
szczerze mówiąc zaskoczyła, czego się nie spodziewałam. Oczywiście, powieść ma
swoje spore wady, ale ma także mnóstwo zalet, które stawiają ją na liście
naprawdę dobrej literatury obyczajowej. Myślę, że książka nie dostarczy mnóstwa
refleksji, nie sprawi, że po zamknięciu wasze serce będzie wybijało nierówny
rytm, ale jako przyjemna lektura na czerwcowy wieczór nada się idealnie.
Spełnia wszystkie cechy dobrego romansu.
„Motyle
obijają się w moim brzuchu jak pijani żeglarze”
„Dearest
Clementine” opowiada o historii wyjątkowej dziewczyny, którą polubiłam już od
pierwszych stron. Clementine to studentka angielskiego i kreatywnego pisania. Wygadana,
zimna i zdystansowana otacza się jedynie grupką zaufanych przyjaciół, nie
tracąc czas na uganiających się za nią chłopaków. Od traumatycznych wydarzeń z
przeszłości trzyma się na uboczu, odgradzając ceglanym murem zbudowanym z bycia
wredną, niedostępną, nieufną i niekiedy bardzo zamkniętą w sobie. Mimo wszystko
tryska dobrym humorem, ciętymi ripostami, jest kreatywna, współczująca i
troskliwa, a na dodatek ma wspaniałe przyjaciółki, które do książki dostarczają
salw śmiechu, ale również refleksji. Przede wszystkim Jenna jest od perwersji,
Harper od psychologii i zdrowego rozsądku. Kiedy więc tytułowa Clementine
spotyka pewnego siebie, zabawnego i przystojnego Gavina, coś się zmienia. Coś,
co powoduje, że życie bohaterki obiera inną drogę, wybiera inną trasę.
Historia
Clementine tak mnie zauroczyła, że książkę przeczytałam w mgnieniu oka. Język i
styl autorki, Lex Martin, tylko to ułatwił, gdyż nie był nad wyraz
skomplikowany, poetycki czy trudny. Całość czytało się niezwykle szybko i
przyjemnie. Dodatkowym atutem był właśnie humor, którego w powieści nie zabraknie.
Bohaterowie rozbudowani, z krwi i kości, dzięki czemu dało się w nich uwierzyć,
dało się uwierzyć w to, że takich ludzi rzeczywiście można spotkać i z nimi
porozmawiać, nie są wyłącznie idealnymi rzeźbami bez cienia charakteru, które
spotkamy w galeriach sztuki. To ludzie z wadami, ale i zaletami, to ludzie z
historiami, które przytrafiają się na co dzień, a o których nie mówi się zbyt
głośno. Sama Clementine to tak urocza osoba, że mogłaby zostać moją
przyjaciółką. Jest pisarką, jest pełna skrajnych emocji, ukrywanego strachu,
jest pomysłowa, czerpie z życia tyle, ile może, kocha swoich przyjaciół, ale
potrafi też dbać o siebie i wyrażać swoje zdanie. Bywa nieśmiała, jednak umie
także pokazać odwagę. To naprawdę wyjątkowa postać, nawet jeśli bywa
opryskliwa, zimna jak lód i dość wredna. W pewnym stopniu przypominała mi mnie,
dlatego tak bardzo się z nią zżyłam. Główny bohater, Gavin, to również facet,
którego nie dało się nie polubić. Słodki, a jednak bardzo męski i pewny siebie.
Wykazujący dominację, ale także potrafiący pójść na kompromisy. Zabawny,
dokazujący, ironiczny, a jednak przyjacielski i troskliwy. Nie jest typem
okrutnie złego chłopca, absolutnie. To mężczyzna, który definitywnie skrada się
do serca czytelniczek, roztapiając zimny lód czy jakąkolwiek pokrywę. Tych
dwoje bardzo urzekło mnie swoją historią.
„Męczy
mnie to, że jestem taka zamknięta w sobie. Nie jestem dzięki temu ani
silniejsza, ani odważniejsza. Nie zyskałam żadnej mądrości ani ulgi. Po prostu
stałam się samotna”
„Dearest
Clementine” to nie tylko słodka historia o miłości. Definitywnie tak nie jest.
Powieść zawiera w sobie inne wątki, które dodają tylko smaczka i jeszcze
bardziej namawiają do wgłębienia się w lekturę. Pojawia się motyw prześladowcy,
motyw tajemnicy, która wciąż nierozwiązana, sprowadza na bohaterów mnóstwo
problemów i kłopotów, których skutki bywają bolesne i łamiące serce. Motyw
naprawdę silnej i wyjątkowej przyjaźni, rodziny czy także przeszłości. Myślę, że
antyfanów schematów w kwestii romansów może książka zniechęcić, gdyż, nie ma co
ukrywać, powieść nie podaje nam na tacy niczego nowego, wiele rzeczy jest do przewidzenia,
wiele można wywnioskować z innych lektur, które się już przeczytało, ale mimo
wszystko, mimo tego mankamentu, „Dearest Clementine” jest naprawdę zabawną,
słodką, tajemniczą, a zarazem ujmującą książką, a jej bohaterowie tylko
zachęcają, by czytać dalej, czytać, dopóki się nie skończy. Wobec mojej
nieukrywanej miłości do chwytliwych romansów, i ten śmiało mogę polecić, jeśli
ktoś ma ochotę na coś przyjemnego na nudny wieczór.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Mam ochotę ją przeczytać! :D W ogóle to zdjęcie jest takie słodkie, idealnie pasuje to tekstu.
OdpowiedzUsuńMi często się zdarza dawać wyższe oceny książkom, gdy potrafią wzbudzić we mnie emocje. Co z tego, że książka jest technicznie idealna, bohaterowie i historia nieszablonowi, jak przy tym jest nijaka?
myslizglowywylatujace.blogspot.com/
Zdecydowanie polecam, akurat na lato nadaje się idealnie. :D Robię tak samo, też mi się często zdarza.
Usuń/Aga