czerwca 25, 2019

Przedpremierowo: "Zło w zarodku"!


„Zło w zarodku”
Autor: J.A. Redmerski
Kategoria: romans/sensacja/thriller
Wydawnictwo: NieZwykłe
Stron: 273
Tłumaczenie: Dorota Lachowicz
Premiera: 26.06.2019

Jedna z moich ukochanych serii znów powraca! Jeśli nie słyszeliście jeszcze o cyklu „W Towarzystwie Zabójców”, koniecznie powinniście to nadrobić. Oczywiście to książki dla fanów gorących, płomiennych romansów, które nie opiewają w lukier i słodycz; dla fanów mocnej sensacji i thrilleru, którym niestraszne opisy tortur czy brutalnych przesłuchań serwowanych przez wyszkolonego Specjalistę. Wyraźni, charakterystyczni bohaterowie, akcja, która nie zwalnia ani na chwilę, tajemnice, zagadki, niebezpieczne misje i przeszłość lubiąca o sobie przypominać. To tylko zalążek całej góry wątków, którymi dysponuje J.A. Redmerski w swoich fenomenalnych powieściach. Przy każdej z części moje serce wybijało nierówny rytm. Raz w spokoju czytałam docinki między Niklasem a Izabel, za drugim razem współczułam bohaterom bólu, którego doświadczali. Jedno jest pewne. Autorka tą serią zaskarbiła sobie moje czytelnicze serce, ponieważ odwaliła kawał dobrej roboty i myślę, że nawet Victor Faust byłby skłonny przyznać jej rację, kiwając głową z aprobatą. Jej powieści to iście wybuchowa mieszanka, której nie da się nie uwielbiać!

„Myślę, że wolność jest dla mnie tym, czym heroina dla narkomana. Kiedy posmakowałam jej po raz pierwszy, od razu zapragnęłam więcej. I byłam gotowa zrobić wszystko, by ją zdobyć. Zabiłabym, by ją zatrzymać”

„Zło w zarodku” to czwarta z kolei część serii „W Towarzystwie Zabójców”. Tym razem można rzec, że nie skupia się na jednym konkretnym wątku, chociaż mogłabym pod niego podpiąć całą sytuację z przesłuchującą członków Zakonu Norą. Postać ta jest zupełnie świeża, nowa i godna zainteresowania. Od początku pałałam do niej nienawiścią, jednak nie powiedziałabym, że nie wzbudziła zaciekawienia. Wyrafinowana, ironiczna, nieczuła i niedająca się złamać kobieta namiesza w Zakonie Victora Fausta na tyle, że nie wiadomym jest, czy elita wyjdzie z tego bez szwanku. Najbliżsi ludzie członków zostają porwani. To do Izabel, Niklasa, Victora, Fredrika, Doriana i Jamesa należy zadanie, by pomóc w ich uwolnieniu. Muszą poddać się wyzwaniom, które mogą przerosnąć ich możliwości i siły. Wystawieni na próbę dostają czterdzieści osiem godzin. To niewiele czasu, by stanąć oko w oko ze swoimi najgłębiej skrywanymi sekretami, brudami, o których wolałoby się nigdy nie wspominać, przeszłością dostarczającą jedynie bólu i cierpienia. Co się stanie, kiedy czas upłynie? O tym musicie przekonać się sami, zgłębiając tę fascynującą lekturę.


„Zło w zarodku” połknęłam w jeden dzień, w kilka godzin. Gdy tylko zabrałam się za książkę, wiedziałam, że niebawem ją skończę. 273 strony mignęły mi w zawrotnie szybkim tempie, przez co po zakończeniu długo siedziałam, wpatrując się w ścianę. To już? Tak po prostu koniec? Oczywiście autorka spowodowała, że znów nie mogę się doczekać kolejnego tomu. Czwarta część może i nie wywołała we mnie takich emocji jak poprzednik opowiadający o losach Fredrika, czy pierwsza powieść z tej serii, jednak wzbudziła na pewno irytację, wściekłość, współczucie, odrobinę radości i zdziwienia. Książka była iście wybuchową mieszanką, która ogromnie mi się spodobała. Choć akcja toczy się przez czterdzieści osiem godzin, skupia bohaterów teoretycznie w jednym miejscu, nie da się powiedzieć, że było nudno. Absolutnie. Przesłuchania zapewnione przez jedną z bohaterek roztroiły mnie emocjonalnie. „Zło w zarodku” pozwoliło bliżej poznać ludzkie słabości nawet takich brutalnych i wydawałoby się żelaznych postaci jak członkowie Zakonu. Ujawnia brudne, głęboko skrywane sekrety, tajemnice, które potrafią zniszczyć każdą relację; ujawnia strach, liczne lęki, obawy czy wątpliwości. Dzięki czwartej części dowiedziałam się kilku nowych rzeczy na temat Izabel, na temat samego Victoria Fausta, jego nad wyraz interesującego brata czy kilku innych postaci. Było to szokujące, ale orzeźwiające spotkanie. Nie potrafiłam odłożyć lektury, wciąż zainteresowana Norą, jej działaniem, przeszłością bohaterów oraz Fredrikiem, o którym szerzej mowa w „Łabędziu i Szakalu”.




Bohaterowie, choć już dobrze znani, nadal potrafią wywoływać skrajne uczucia i wciąż można dowiedzieć się o nich wielu nowych rzeczy. W tej części niejednokrotnie irytowała mnie Izabel, która swoim zachowaniem powodowała zarówno uśmiech na twarzy, jak i przewrót oczami. Nie raz się rozkleiłam, wzruszyłam, przeraziłam obojętnością kilku postaci, ale także zrozumiałam, czym niektórzy się kierowali. Nowa bohaterka, Nora, ostatecznie naprawdę mocno mnie zafascynowała, chociaż zrobiłabym jej znacznie więcej niż to, na co zdobył się jeden z najbardziej interesujących osobników. Nora wprowadziła ogrom świeżości do tej powieści, dzięki czemu przez całość wręcz się przepływało w zaciekawieniu. Akcja za akcją, wyznania za wyznaniami, gra z czasem, uwięzieni bliscy. Jak to się skończy, kto za to wszystko zapłaci, kto zginie? Niemal do końca trwałam z tymi pytaniami, aż w końcu karty zostały wyłożone na stół, a ja mogłam... No cóż, czy odetchnąć z ulgą, czy otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia, o tym znów się przekonacie, jeśli sięgniecie po tę powieść. Na pewno dostarczy Wam wielu wrażeń, tego możecie być stuprocentowo pewni.




Choć wydawałoby się, że „Zło w zarodku” nie będzie niczym głębokim, że będzie zawierało tylko sensację, cały kilogram mroku, tajemnic, wyznań, tajemnic i w tle gorącego, płomiennego romansu, to złudne wrażenie. Książka ta bowiem skrywa dno i jest ono w samym zarodku tego całego złego rozgardiaszu. Jak wcześniej wspomniałam, ukazuje ludzkie słabości. To, jak ludzie, jak bliscy, a przede wszystkim jak miłość potrafi wpłynąć na czyjeś decyzje, jak wiele jesteśmy w stanie poświęcić dla kogoś, by zapewnić mu pełne bezpieczeństwo. Ukazuje, że przeszłości nie da się w zupełności odepchnąć, zamknąć w kufrze i zakopać dziesięć metrów pod ziemią. Przeszłość to część nas, naszych osobowości i nawet bohaterowie „Zła w zarodku” muszą się zmierzać z tym, co kiedyś stanowiło ich codzienność, z błędami, których się wstydzą, z cierpieniem, którego doświadczyli. Jesteśmy tylko ludźmi. Ludźmi, którzy nigdy nie pozbędą się choć ociupiny emocji. Nawet, jeśli mamy się za twardych i bezlitosnych.

„Stworzono mnie taką. Wytrenowano. Robię to, co robię, odkąd wyciągnięto mnie spomiędzy nóg matki, której nawet nie poznałam. To jest jak nauka ojczystego języka, Izabel. Uczysz się go, dorastasz, posługujesz się nim i nie jesteś go w stanie zapomnieć. [...] Jasne, każdy może nauczyć się języka w dowolnym momencie życia, ale zaledwie garstka z tych ludzi zdoła opanować obcy język tak doskonale, że zatraci swój naturalny akcent”

J.A. Redmerski po raz kolejny odwaliła kawał świetnej roboty, a jej lekkie pióro i sposób pisania definitywnie stał się jednym z moich ulubionych. Pomysły na fabułę, wyjątkowi bohaterowie, porządna akcja, dialogi, wszystko mnie kupiło już po raz czwarty. Gdy tylko wkraczam w świat zabójców, ciężko mi się z nimi rozstawać, dlatego z niecierpliwością będę oczekiwać piątego tomu „Czarnego Wilka”. Gorąco polecam tę serię, tę powieść. Obyście się nie zawiedli, bo ja za każdym razem oddaję tym książkom całe czytelnicze serce!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.



Do poczytania,
Arystokratka A./Aga

2 komentarze:

  1. "Zło w zarodku" to dowód na to, że J.A. Redmerski tworzy wybuchowe historie, które eksplodują akcją, wyrazistymi bohaterami, intrygującymi fabułami, świetną narracją i całym mnóstwem doskonale stworzonych elementów. Twarda literatura, która przyspiesza bicie serca i jedne czego nie dostarcza to uczucia znużenia. Polecamy! Świetna recenzja! :)

    OdpowiedzUsuń

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger