„Kalendarz
z Dziewuchami”
Autor:
Ada Johnson
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Stron:
508
Od
dawna miałam się zabrać za jakąś przyjemną, totalnie luźną książkę, która nie
obciążałaby mnie obowiązkiem dostarczenia recenzji w terminie. Postanowiłam
więc wreszcie sięgnąć po powieść wygraną na dniach autorskich Ady Johnson na
grupie znamy-czytamy. Czułam, że książka idealnie wpasowuje się w moje gusta i
spędzę miły czas podczas tej dobrze zapowiadającej się lektury. Oczywiście nie
myliłam się, nawet jeśli nie zawsze było tak kolorowo. Książka bowiem jest
niezłą cegiełką liczącą ponad pięćset stron, więc miała swoje lepsze i gorsze
momenty. Zresztą, gdyby całość była taka dobra, byłaby to powieść idealna, a
przecież takich nie ma, prawda? Dzieło Ady Johnson to pełna humoru opowieść o
babskiej przyjaźni i cieple domowego ogniska. Czy się z tym zgodzę? W stu
procentach!
„Taki
jest chyba fenomen przyjaźni. Nie wiadomo kiedy, ktoś nagle wprowadza się w
twoje życie, robi tam przemeblowanie, a dzieje się to tak niepostrzeżenie, że
nawet nie ma czasu zaprotestować, a już jest pozamiatane. Nic odtąd już nie jest
takie samo”
„Kalendarz
z Dziewuchami” to historia przedstawiająca losy wyjątkowej, bardzo rodzinnej,
przyjacielskiej i sympatycznej Ady. Wszystko zaczyna się w momencie, kiedy
główna bohaterka wychodzi za mąż za Anglika, którego uroczo nazywa Rośkiem. Na
ślubie pojawia się zgrana ekipa naszej Ady, czyli jej Dziewuchy, najlepsze
przyjaciółki. Na co dzień kobiety mieszkają w innych krają, utrzymują bardzo
bliską relację, która potrafi zaskoczyć niejedną osobę. W ważnym dla głównej
bohaterki dniu przychodzi do niej tajemnicza kartka od równie tajemniczego
nadawcy A.M. Ada nie ma zbytnio czasu na głowienie się nad dziwną wiadomością,
gdyż po ślubie nadal ma na głowie chaos panujący w jej domu, w którym bardzo
często pojawiają się liczni goście. Mimo wszystko A.M. nie poddaje się i
jeszcze sporo namiesza w życiu jednej z Dziewuch.
Powieść
o tak świetnym tytule definitywnie powinna zawierać dobrą mieszankę wewnątrz.
Historie Ady przez całą książkę były pełne humoru, ciepła, problemów natury
szarego dnia, przyjacielskich rozterek, udanych spotkań w gronie bliskich
znajomych, czy nawet, delikatnie rzecz ujmując, libacji alkoholowych, które
przynosiły kolejne salwy śmiechu. Nie mogę powiedzieć, że „Kalendarz z
Dziewuchami” jest moim guru, nie postawię książki na wysokiej liście
ulubieńców, jednak zapamiętam ją na długo właśnie z tego powodu, że miała
świetny klimat, była taka... życiowa. Jeśli czytaliście kiedykolwiek powieści o
słynnej Bridget Jones, to „Kalendarz” jest najbliżej tej atmosfery. Takie
miałam skojarzenie, gdy zabrnęłam gdzieś na środek cegiełki. Od razu trzeba
zaznaczyć, że było to pozytywne skojarzenie, nie na zasadzie „kopia”.
Absolutnie. Z kopią nie ma to nic wspólnego, aczkolwiek można dostrzec równie
dobry klimat jak u Bridget. Rozterki dnia codziennego, zabawne opowieści,
śmieszne rozmowy, przyjacielskie porady i konwersacje, a całość spowita
rodzinnością, ciepłem oraz tajemnicą w tle.
„Swoją
drogą, przyjemna jest myśl, że czasem życie daje nam to, czego najbardziej
potrzebujemy – odpowiedniego człowieka”
Bohaterowie
„Kalendarza z Dziewuchami” definitywnie na długo będą siedzieli w mojej
pamięci. Przede wszystkim sama postać Ady jest wyraźna, barwna, bardzo
charakterystyczna. Tryska od niej ciepło, empatia, dobroć i radość z życia.
Jest fantastyczną kobietą, z którą z przyjemnością mogłabym się zaprzyjaźnić.
Rosiek jako angielski mąż potrafił być doprawdy uroczy i chwytał za serce w
niektórych momentach, jednak najbardziej zapamiętałam oczywiście tajemniczego
A.M, który w ostateczności jako postać spodobał mi się najbardziej oraz cała
ekipa Dziewuch. Ada Johnson odwaliła kawał dobrej roboty, nie skupiając się
wyłącznie na charakteryzacji jednej postaci. Przedstawiła nam losy wielu z nich
i każdą dało się odróżnić za pomocą konkretnych cech charakteru, nawyków czy
przyzwyczajeń. Choć moją sympatię wzbudziły wszystkie przyjaciółki, najbardziej
zapamiętałam energiczną, szaloną Sardynkę, Anę, wielbicielkę Włoch, bizneswoman
Angie czy główną bohaterkę Adę oraz jej szalone przygody. Oczywiście z postaci
godny uwagi jest też tajemniczy A.M., który wzbudza ogromne zainteresowanie u
czytelnika. Nie mogłam się doczekać, aż wreszcie poznam jego prawdziwą
tożsamość, dowiem się, kim jest i odkryję sekret razem z Adą. Bardzo podobał mi
się ten wątek przeplatany z życiem codziennym postaci. Było rodzinnie, wesoło,
tłoczno, radośnie. Z wielką przyjemnością napiłabym się lampki wina z
Dziewuchami, rozmawiając z nimi na wszelakie tematy.
„—
Nie uważacie, że to zadziwiające, jak nieoczekiwanie niektóre wspomnienia
wracają, lekko tylko zachęcone przez to, co się dzieje tu i teraz?”
„Kalendarz
z Dziewuchami” pokazuje siłę babskiej przyjaźni, nawet tej na odległość.
Pokazuje, jak wiele znaczy sama przyjaźń, jak potrafi być silna i wytrzymała.
Pokazuje również rodzinność, ciepło domowego ogniska, wsparcie bliskich,
ukazuje to, co ważne i co powinno się liczyć dla ludzi. Miłość, przyjaźń,
rodzina. To istotne wartości, które Ada Johnson świetnie ukazała w swojej
wyjątkowej powieści. Mnie osobiście kupiła, choć pojawiały się fragmenty, które
kompletnie nic nie wnosiły i lekko mnie przynudzały, ale jak wspomniałam na
początku, gdyby wszystko było zbyt dobre, musiałoby stanowić ideał, a ideałów
nie ma, nawet w świecie literatury. Spotkanie z Dziewuchami uważam za bardzo
udane i gdyby tak pominąć niektóre sformułowania użyte w książce, jak na przykład
„kibelek” czy liczne zdrobnienia, byłoby wręcz cudownie! Mimo tych drobnych dla
mnie mankamentów na wspomnienie lektury uśmiech od razu gości na twarzy, więc
to dobry znak. „Kalendarz z Dziewuchami” śmiało mogę polecić. ;)
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz