maja 20, 2018

Kosmiczny romans, czyli "W ramionach gwiazd"


„W ramionach gwiazd”
Autor: Amie Kaufman & Meagan Spooner
Kategoria: literatura młodzieżowa, science-fiction
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 488

Kosmos. Statki. Obce, tajemnicze i zagadkowe planety. Każdy z nas zna wszystkie te pojęcia. Każdy z nas potrafi wymienić choć jedną książkę, która porusza dane zagadnienie, a jednak nie każdy zna „W ramionach gwiazd”. Coś, co wyszło poza sfery typowych schematów, potrafiło zmiażdżyć, dobić i jeszcze pozwolić zdać sobie sprawę, że to bardzo interesująca młodzieżówka. Po moim jakże wybitnym wstępie pragnę zaznaczyć, iż podchodziłam do tej lektury wyjątkowo sceptycznie. Przede wszystkim ze względu na okładkę — nie wiem czemu, aczkolwiek odrzuciła mnie na wstępie. Mimo estetyki wyruszyłam na łowy wśród gwiazd. Kocham tematykę kosmiczną (raczej taką jak w „Marsjaninie), jednak jak wspomniałam, miałam pewne obawy dotyczące samej akcji w powieści. Nastolatkowie, kosmos, nieznana planeta, zakazana miłość i przetrwanie. Wielokrotnie przerabialiśmy taki schemat, lecz w „W ramionach gwiazd” na trochę odbiegło od wszystkiego, co znaliśmy. 
Historia opowiada o dwójce ludzi z całkiem odrębnych światów. Ona to Lilac LaRoux, niesamowicie piękna, przebogata córeczka tatusia, wielkiego króla fortuny, prężnie działającej korporacji w całej galaktyce. Rozpieszczana dziewczyna żyje w świecie niemalże arystokratycznym, przez co mignęło mi idealne określenie na pannę LaRoux, a mianowicie: Izabela Łęcka. Oczywiście określenie świtało mi tylko do momentu, aż lepiej poznałam myśli naszej głównej bohaterki. Pomijając arystokratyczne maniery młodej dziewczyny, potrafi ona być sympatyczną, miłą towarzyszką do rozmowy, którą przeprowadza z Tarverem, odznaczonym żołnierzem, bohaterem wojennym. Mężczyzna nie pochodzi z rodziny typu Lilac, gdyż wychował się wśród matki poetki oraz ojca nauczyciela, jednakże nie wstydzi się rozmawiać z wyższą sferą. Pomimo tego, jak źle się czuje w tłumie niesamowicie potężnych bogaczy, znajduje moment, w trakcie którego potrafi uśmiechnąć się i porozmawiać z Lilac, nie wiedząc właściwie, że ma do czynienia z córką LaRouxa.
Okropny zbieg okoliczności sprawia, że bohaterowie spotykają się w kapsule ratunkowej podczas mocnego wstrząsu promem „Ikar”. Oboje zmuszeni są do natychmiastowej ewakuacji, pomimo licznych protestów Lilac. Ostatecznie dziewczyna pokazuje swoje umiejętności związane z elektrycznością, ratując ich kapsułę. Para ląduje na nieznanej planecie, cudem uchodząc z życiem. Nie wiedzą, gdzie się znajdują, ich system łączności nadaje się do śmietnika, a oni muszą zmierzyć się z czyhającym niebezpieczeństwem, zakazanym uczuciem oraz tajemniczymi szeptami.
„To, jak cię widzą, zależy tylko od ciebie”

Na początku byłam bardzo wściekła na główną bohaterkę. Gwiazdorzyła, marudziła, nie potrafiła zdać się na kogoś, kto znacznie lepiej od niej pojmował ich położenie, próbując zachować ich oboje przy życiu. Tarver wzbudził moją ogromną sympatię za cierpliwość do swojej towarzyszki, do tego, jak podchodził do całego zdarzenia, jak świetnie sobie radził w chwilach grozy oraz jak świetnie dbał o ich dwójkę, niezależnie od humorków Lilac. Pomimo że żołnierz był przyzwyczajony do takiego funkcjonowania, miał mnóstwo obaw związanych z obcą planetą. Dopiero po czasie dałam się przekonać, iż Lilac LaRoux to silna, mądra i wcale nie taka głupia nastolatka. W oczach czytelników wreszcie zaczynała dorastać, dojrzewać, zmieniać się w kobietę walczącą o przeżycie wraz z towarzyszem u boku.
Autorki stworzyły naprawdę świetnych bohaterów. Nie takich pustych, bez charakteru, wciąż schematycznych. Absolutnie. Myślę, że ich przemiana, również zmiany w myśleniu oraz postępowaniu, były bardzo dobrze widoczne w trakcie tej całej wędrówki po planecie szeptów (a przynajmniej ja sobie tak ją nazwałam). Nawet wątek romansu został zbudowany powoli, bez zbędnego pośpiechu, z umiarem. Żadne dzikie uczucie nie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Z jednej strony podobało mi się to, jak wszystko idzie po kolei, swoim torem, z drugiej jednak oczekiwałam jakichś fanfarów, zwrotów akcji, czegoś… mocnego, no powiedzmy sobie szczerze: kosmicznego! Pojawiły się liczne zagadki, które trzeba było rozwiązać, spadł także nasz prom „Ikar”, dlatego wszystko łącznie dało nam zalążek czegoś obiecującego.
Przyznam, że jestem czytelniczką dość wymagającą, jeśli chodzi o tego typu literaturę. By zaciekawić mnie kosmosem, a w dodatku kolejny raz wałkowanym tematem rozbitego statku oraz młodej parki, trzeba się sporo wysilić i być bardzo oryginalnym. Po przeczytaniu „W ramionach gwiazd” zdałam sobie sprawę, że właściwie fabuła z lekka przypomina historię rodem z Titanica. Jack i Rose, rozbity statek, zakazana miłość (powiedzmy nie w tej kolejności), ona nieszczęśliwa arystokratka, on utalentowany „nikt”. Może to denne z mojej strony, lecz lubię „Titanica”, dlatego i musiała mi się spodobać ta książka. Może nie tyle, co musiała, ale po prostu spodobała. Nie była najwyższych lotów, nie zmuszała do miliona refleksji, aczkolwiek sprawiała przyjemność, że tak to ujmę.

„Chłód to tylko brak ciepła, ciemność to brak światła. A tam jest tak, jakby… światło i ciepło nie istniały, nigdy”

Styl autorek był wyjątkowo spójny. Jak nie przepadam za duetami, tak ten udał się jak najbardziej pod względem stylu, zachowania „harmonii” i porządku wydarzeń. Bohaterowie rozbudowani, ukazana widoczna zmiana, powoli rozkwitający romans, a wszystko na tle obcej planety, pośród niezbadanych czeluści galaktyki, gdzie zakończył swój żywot prom „Ikar”.; pośród zagadek, tajemnic, groźnych i pięknych krajobrazów. Czego chcieć więcej od takiej literatury? Mimo sceptycznego nastawienia na początku, drugą połowę książki wręcz zjadłam w parę chwil, pozostawiając jedynie kurz za sobą w trakcie przewracania stronic. Do samego końca byłam zaciekawiona, jak potoczą się losy Tarvera i Lilac, nie spodziewając się wielu sytuacji, które miały miejsce w lekturze.


„W ramionach gwiazd” to przyjemna, naprawdę wyjątkowa, kosmiczna pozycja. Ma swój urok i klimat, zachęcający do siebie wbrew pozorom nie tylko nastolatków. Choć zauroczyłam się historią naszych młodych bohaterów, na razie muszę odpocząć od kosmosu, bezludnych planet, motywów science-fiction, dlatego drugi tom serii musi poczekać… ho, ho i jeszcze trochę. Na chwilę obecną mogę Wam szczerze polecić tę pozycję, a w trakcie czekania na Wasze opinie na temat tejże książki, ja napiję się pysznej, słodkiej, wcale niekosmicznej herbatki niczym prawdziwa arystokratka! J

Do poczytania,
Arystokratka A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger