„W
ramionach gwiazd”
Autor: Amie Kaufman & Meagan
Spooner
Kategoria: literatura młodzieżowa,
science-fiction
Wydawnictwo: Otwarte
Stron: 488
Kosmos. Statki. Obce, tajemnicze i
zagadkowe planety. Każdy z nas zna wszystkie te pojęcia. Każdy z nas potrafi
wymienić choć jedną książkę, która porusza dane zagadnienie, a jednak nie każdy
zna „W ramionach gwiazd”. Coś, co wyszło poza sfery typowych schematów,
potrafiło zmiażdżyć, dobić i jeszcze pozwolić zdać sobie sprawę, że to bardzo
interesująca młodzieżówka. Po moim jakże wybitnym wstępie pragnę zaznaczyć, iż
podchodziłam do tej lektury wyjątkowo sceptycznie. Przede wszystkim ze względu
na okładkę — nie wiem czemu, aczkolwiek odrzuciła mnie na wstępie. Mimo
estetyki wyruszyłam na łowy wśród gwiazd. Kocham tematykę kosmiczną (raczej
taką jak w „Marsjaninie), jednak jak wspomniałam, miałam pewne obawy dotyczące
samej akcji w powieści. Nastolatkowie, kosmos, nieznana planeta, zakazana
miłość i przetrwanie. Wielokrotnie przerabialiśmy taki schemat, lecz w „W
ramionach gwiazd” na trochę odbiegło od wszystkiego, co znaliśmy.
Historia opowiada o dwójce ludzi z
całkiem odrębnych światów. Ona to Lilac LaRoux, niesamowicie piękna, przebogata
córeczka tatusia, wielkiego króla fortuny, prężnie działającej korporacji w
całej galaktyce. Rozpieszczana dziewczyna żyje w świecie niemalże
arystokratycznym, przez co mignęło mi idealne określenie na pannę LaRoux, a mianowicie:
Izabela Łęcka. Oczywiście określenie świtało mi tylko do momentu, aż lepiej
poznałam myśli naszej głównej bohaterki. Pomijając arystokratyczne maniery
młodej dziewczyny, potrafi ona być sympatyczną, miłą towarzyszką do rozmowy,
którą przeprowadza z Tarverem, odznaczonym żołnierzem, bohaterem wojennym.
Mężczyzna nie pochodzi z rodziny typu Lilac, gdyż wychował się wśród matki
poetki oraz ojca nauczyciela, jednakże nie wstydzi się rozmawiać z wyższą
sferą. Pomimo tego, jak źle się czuje w tłumie niesamowicie potężnych bogaczy,
znajduje moment, w trakcie którego potrafi uśmiechnąć się i porozmawiać z
Lilac, nie wiedząc właściwie, że ma do czynienia z córką LaRouxa.
Okropny zbieg okoliczności sprawia, że
bohaterowie spotykają się w kapsule ratunkowej podczas mocnego wstrząsu promem
„Ikar”. Oboje zmuszeni są do natychmiastowej ewakuacji, pomimo licznych
protestów Lilac. Ostatecznie dziewczyna pokazuje swoje umiejętności związane z
elektrycznością, ratując ich kapsułę. Para ląduje na nieznanej planecie, cudem
uchodząc z życiem. Nie wiedzą, gdzie się znajdują, ich system łączności nadaje
się do śmietnika, a oni muszą zmierzyć się z czyhającym niebezpieczeństwem,
zakazanym uczuciem oraz tajemniczymi szeptami.
„To,
jak cię widzą, zależy tylko od ciebie”
Na początku byłam bardzo wściekła na
główną bohaterkę. Gwiazdorzyła, marudziła, nie potrafiła zdać się na kogoś, kto
znacznie lepiej od niej pojmował ich położenie, próbując zachować ich oboje
przy życiu. Tarver wzbudził moją ogromną sympatię za cierpliwość do swojej
towarzyszki, do tego, jak podchodził do całego zdarzenia, jak świetnie sobie
radził w chwilach grozy oraz jak świetnie dbał o ich dwójkę, niezależnie od
humorków Lilac. Pomimo że żołnierz był przyzwyczajony do takiego
funkcjonowania, miał mnóstwo obaw związanych z obcą planetą. Dopiero po czasie
dałam się przekonać, iż Lilac LaRoux to silna, mądra i wcale nie taka głupia
nastolatka. W oczach czytelników wreszcie zaczynała dorastać, dojrzewać,
zmieniać się w kobietę walczącą o przeżycie wraz z towarzyszem u boku.
Autorki stworzyły naprawdę świetnych
bohaterów. Nie takich pustych, bez charakteru, wciąż schematycznych.
Absolutnie. Myślę, że ich przemiana, również zmiany w myśleniu oraz
postępowaniu, były bardzo dobrze widoczne w trakcie tej całej wędrówki po
planecie szeptów (a przynajmniej ja sobie tak ją nazwałam). Nawet wątek romansu
został zbudowany powoli, bez zbędnego pośpiechu, z umiarem. Żadne dzikie
uczucie nie spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Z jednej strony podobało
mi się to, jak wszystko idzie po kolei, swoim torem, z drugiej jednak
oczekiwałam jakichś fanfarów, zwrotów akcji, czegoś… mocnego, no powiedzmy
sobie szczerze: kosmicznego! Pojawiły się liczne zagadki, które trzeba było
rozwiązać, spadł także nasz prom „Ikar”, dlatego wszystko łącznie dało nam
zalążek czegoś obiecującego.
Przyznam, że jestem czytelniczką dość
wymagającą, jeśli chodzi o tego typu literaturę. By zaciekawić mnie kosmosem, a
w dodatku kolejny raz wałkowanym tematem rozbitego statku oraz młodej parki,
trzeba się sporo wysilić i być bardzo oryginalnym. Po przeczytaniu „W ramionach
gwiazd” zdałam sobie sprawę, że właściwie fabuła z lekka przypomina historię
rodem z Titanica. Jack i Rose, rozbity statek, zakazana miłość (powiedzmy nie w
tej kolejności), ona nieszczęśliwa arystokratka, on utalentowany „nikt”. Może
to denne z mojej strony, lecz lubię „Titanica”, dlatego i musiała mi się
spodobać ta książka. Może nie tyle, co musiała, ale po prostu spodobała. Nie
była najwyższych lotów, nie zmuszała do miliona refleksji, aczkolwiek sprawiała
przyjemność, że tak to ujmę.
„Chłód
to tylko brak ciepła, ciemność to brak światła. A tam jest tak, jakby… światło
i ciepło nie istniały, nigdy”
Styl autorek był wyjątkowo spójny. Jak
nie przepadam za duetami, tak ten udał się jak najbardziej pod względem stylu,
zachowania „harmonii” i porządku wydarzeń. Bohaterowie rozbudowani, ukazana
widoczna zmiana, powoli rozkwitający romans, a wszystko na tle obcej planety,
pośród niezbadanych czeluści galaktyki, gdzie zakończył swój żywot prom
„Ikar”.; pośród zagadek, tajemnic, groźnych i pięknych krajobrazów. Czego
chcieć więcej od takiej literatury? Mimo sceptycznego nastawienia na początku,
drugą połowę książki wręcz zjadłam w parę chwil, pozostawiając jedynie kurz za
sobą w trakcie przewracania stronic. Do samego końca byłam zaciekawiona, jak
potoczą się losy Tarvera i Lilac, nie spodziewając się wielu sytuacji, które
miały miejsce w lekturze.
„W ramionach gwiazd” to przyjemna,
naprawdę wyjątkowa, kosmiczna pozycja. Ma swój urok i klimat, zachęcający do
siebie wbrew pozorom nie tylko nastolatków. Choć zauroczyłam się historią
naszych młodych bohaterów, na razie muszę odpocząć od kosmosu, bezludnych
planet, motywów science-fiction, dlatego drugi tom serii musi poczekać… ho, ho
i jeszcze trochę. Na chwilę obecną mogę Wam szczerze polecić tę pozycję, a w
trakcie czekania na Wasze opinie na temat tejże książki, ja napiję się pysznej,
słodkiej, wcale niekosmicznej herbatki niczym prawdziwa arystokratka! J
Do poczytania,
Arystokratka A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz