kwietnia 21, 2018

O listopadzie w kwietniu czyli... "Until November"


„Until November”
Autor: Aurora Rose Reynolds
Kategoria: literatura obyczajowa, romans, erotyk
Wydawnictwo: Editio
Stron: 247

Kochani, w trakcie mojej wieloletniej przygody z romansami, natrafiałam na pozycje jak i te złe, tak i te dobre, ale zwykle nic pomiędzy. Aż do dziś. „Until November” zaczęłam czytać niedzielnym porankiem, skończyłam dzień później z mieszanymi uczuciami. Z opisu książki dowiadujemy się, że dostaniemy przepełniony emocjami romans połączony z wątkiem kryminalnym, jednak to, co rzeczywiście dostajemy nieco różni się od zapowiedzi. Lektura rozpoczyna się w momencie, kiedy młoda November jest w trakcie przeprowadzki, do swojego ojca, z Nowego Jorku, gdzie dziewczyna miała bardzo tajemniczy wypadek, z którego — o dziwo — wyszła cała i zdrowa, ponieważ pomógł jej pies. November wprowadza się do ślicznie urządzonego przez tatę mieszkania, a niedługo potem zaczyna prace w jego klubie ze striptizem jako księgowa. Oczywiście nie może zabraknąć przełomowej sceny, gdzie poznają się główni bohaterowie, a całość wychodzi dość bezbarwnie. Według autorki ma być to miłość od pierwszego wejrzenia. Nagłe uderzenie, jakoby piorunem uczuć. Niestety, mnie osobiście to nie przekonało. Do połowy książki (mam tu na myśli sto pierwszych stron) byłam w stanie znieść wszystko, powiem nawet, że November i Asher podobali mi się jako ciekawe postacie. On jako zaborczy, przystojny samiec alfa z pomysłem na życie, ona jako miła, przyjazna, kochająca, lecz ciągle ulegająca.
Autorka niestety posłużyła się typowym schematem, budując bohaterów swojej powieści. Piękna, zmysłowa, niedługo potem bogata, doprowadzająca każdego mężczyznę do palpitacji serca November po jakimś czasie zaczęła straszliwie irytować, przypominając słynną Anastasię Steel z „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Ulegała, zgadzała się na wszystko, ponieważ zatracając się we mgle Ashera, zapominała o całym świecie. Główny bohater również nie został wykreowany na postać godną zapamiętania. Pomimo tego, jakby bosko nie wyglądał, denerwował jak cholibka jasna. Rozumiem, że można być samcem alfa, ale podejrzewam, że nawet ci dla bezpieczeństwa kobiety nie wpadają w taką paranoję, w jaką wpadał Asher Mayson.


Od drugiej połowy książki miałam już serdecznie dość nadużywania określenia „maleńka” w stosunku do dziewczyny; miałam serdecznie dość natarczywego paranoika i wciąż liczyłam na jakiś punkt kulminacyjny, który zwali mnie z nóg. Czy nastał takowy? Cóż, Aurora Rose Reynolds chyba próbowała taki stworzyć, jednak myślę, że niezbyt to wyszło. Wątek kryminalny był… krótko rzecz ujmując: tragiczny. Zero adrenaliny, tajemniczości, do bólu przewidywalny, a kolejny wątek z milionerką na czele jeszcze tragiczniejszy. Od setnej strony wszystko się powtarzało. Zachowania bohaterów, ich teksty, fabuła. Akcja pędziła jak szalona, jeśli chodzi tu o relacje pary, a każdy problem był rozwiązywany tylko jednym sposobem: seksem. Uważam, że co za dużo to niezdrowo. Cieszyłam się chociaż z tego, iż nie pojawił się żaden czerwony pokój bólu lub pejcze, bo mogłabym odłożyć książkę już przed zakończeniem, które w sumie również było do przewidzenia. Słodkość tej książki zabiła mnie w połowie, a określenie „maleńka” czasami powtarzane dziesięć razy na stronę, wbiło gwóźdź do trumny.

„Powiedział, że dziewczyny powinny mieć słodkie małe pieseczki, a nie coś, co wygląda, jakby mogło cię zjeść”

Styl autorki sprawił, że przeczytałam „Until November” w oka mgnieniu, niestety wiele mu brakuje do bycia tym lekkim, świetnym i przyjaznym dla czytelnika. Starałam się znaleźć jakieś pozytywne aspekty tej książki, co nawet mi się udało. Przede wszystkim jest to kochany pies Beast, brat Ashera: Trevor (nie pojawiło się dużo scen z jego udziałem, ale od początku wzbudził moją sympatię), pani Alice oraz rodzina November ze strony ojca. To tyle, jeśli chodzi o plusy tej powieści, ponieważ nic więcej nie mogłabym rzec. Poza śliczną okładką, dobrym opisem (nierównającym się z tym, co dostaje czytelnik w środku), tymi paroma świetnymi bohaterami, nie ma nad czym się zachwycać (a przynajmniej w moim odczuciu).
Pomimo tego, że książka mnie nie zachwyciła, sięgnę po następne części. Nie potrafię porzucić serii, nawet jeśli była niewypałem. Wciąż liczę, że historie Trevora, Nico, Lily i Harmony będą o wiele ciekawsze niż „Until November”. Nie będę polecać tej pozycji ani z całego serca, ani z niczego innego. Wolałabym, by czytelnicy zajęli się lepszymi lekturami aniżeli to, co serwuje autorka w tym „dziele”. Osobiście nie powrócę nigdy do „Until November”, a książkę raz-dwa zwrócę przyjaciółce.

Do poczytania,
Arystokratka A.

2 komentarze:

  1. Ugh jak mnie denerwuje to porywnywanie do Greya, czy samej Anastasii i krytyka, czy każdy widzi w Grey tylko seks? Oczywiście, że ANA była uległa bo podpisała kontrakt, jednak po przeczytaniu dalszych tomów widać jak dojrzewa, widać jaka robi się z niej niezależna kobieta, widać jak ona zmieniła Christiana, jak miłość ich zmieniła, prawdziwa miłość, nie kontrakty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Natalio, nie porównałam "Until November" do całej trylogii Greya. Nie skrytykowałam nawet całej tej powieści. Użyłam jednego porównania, przytaczając tylko pierwszą część ów dzieła pani James. Ewidentnie widziałam w November cechy Anastasii z "Pięćdziesięciu twarzy Greya", a nie całej trylogii.
    Pozdrawiam, Arystokratka A.

    OdpowiedzUsuń

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger