czerwca 23, 2018

Ochroniarz niczym "Mój obrońca"


„Mój obrońca”
Autor: Jodi Ellen Malpas
Kategoria: literatura kobieca, obyczajowa, erotyk
Wydawnictwo: Amber
Stron: 400

Długo zbierałam się, by cokolwiek tu napisać. Nie dość, że sam proces czytania książki Jodi był przeraźliwie długi, tak i skrobnięcie recenzji na jej temat zajmie mi troszkę więcej czasu niż zwykle. Autorkę znam z innych pozycji, mając na myśli serię Ten Mężczyzna i Ta Noc. Przeczytałam je parę lat temu, kiedy świat dopiero otwierał się na taką literaturę dla kobiet. Przyznam, że wtedy byłam już po lekturach typu Grey, Cross czy nawet „Barwy miłości”, a seria Jodi Ellen sprawiła, iż miałam ogromną ochotę tylko łupnąć głową w ścianę. Bardzo nie polubiłam się z autorką, jej stylem, jej bohaterami ani historiami, które opisywała w swych tomiszczach. Jednakże po paru latach postanowiłam skosztować jej kunsztu jeszcze raz, co było jednym z najgorszych błędów czytelniczych od ponad dwóch lat. Już dawno aż tak nie męczyłam książki jak właśnie „Mojego obrońcę”. Kiedy zamknęłam tę pozycję, poczułam ogromną ulgę, ale zacznijmy od początku.
Historia opowiada nam o losach dwójki, znów z pozoru niepasujących do siebie, ludzi. Młodej, pięknej modelce, najwidoczniej ulubienicy mediów (oczywiście przez swoje wpadki czy liczne problemy osobiste) Camille Logan, córce bogatego starszego pana. Gdy ojciec Camille zaczyna otrzymywać pogróżki skierowane w stronę jego ukochanej córeczki, postanawia zatrudnić profesjonalnego ochroniarza, którym staje się Jake Sharp, nasz drugi główny bohater. Jake to były komandos. Przez trudne przejścia został zwolniony ze służby i wrócił do miasta. Otrzymując zlecenie na ochranianie rozpieszczonej modelki, nieświadomie przewrócił swoje życie do góry nogami. Choć początkowo odmawia tej pracy, nie ma zamiaru w ogóle mieć do czynienia z śliczną Camille, ostatecznie decyduje się przyjąć zlecenie.
Zarys historii idealnej jest, wątek „kryminalny” jest, piękni bohaterowie po przejściach są. Wszystko cudnie, ładnie, ale nic poza tym. Wnętrze tej książki to moje największe rozczarowanie. Przez trzy czwarte kompletnie nic interesującego, godnego uwagi, się nie dzieje. Akcja dłuży się, niemiłosiernie przeciąga, zapełniając strony nudnymi dialogami, sytuacjami, które w ogóle nie wpływają na dalsze losy bohaterów (swoją drogą nie szczycą się ani dobrze wykreowanym charakterem, ani oryginalnością). Nie potrafiłam odnaleźć się w „Moim obrońcy”. Ciągle musiałam odkładać lekturę na bok, ponieważ zwykle wściekałam się na Camille, naprawdę niedojrzałą, głupiutką dziewuchę. Jej zachowanie ani trochę nie przypominało zachowania dorosłej, dojrzałej kobiety po przejściach. Te humorki, fochy, uciekanie, robienie na złość sprawiały, że zastanawiałam się czy czytam literaturę dla kobiet czy może dla nastolatków. Gdzieś w głowie nawet zakiełkowało mi się przeświadczenie, iż parę tygodni wcześniej już miałam do czynienia z podobną tematyką, podobną książka. Mówię tu o „Nic do stracenia. Początek”. Niektóre sceny, sytuacje czy wątki były aż nazbyt podobne do tych z pozycji Kirsty, mimo to brnęłam dalej. Co można powiedzieć dalej o „Moim obrońcy”? Na pewno absurdalne określenia, bezsensowne metafory czy porównania. Czy kiedykolwiek ktoś Wam powiedział, że macie piękny, uparty kark? Ja nie słyszałam, ale to może ja jestem dziwna.
Chciałam polubić chociaż Jake’a. Naprawdę chciałam go polubić, lecz nie potrafiłam zrozumieć toku jego myślenia. Dziewczyna traktuje go jak nic niewartego frajera, ucieka, robi mu na złość, a jednak COŚ w niej widzi. Rozumiem pewne aspekty zachowania Camille (przeżyła niejedno), lecz wydaje mi się, że jako dorosła kobieta powinna więcej MYŚLEĆ, niż działać jak szalona, głupiutka nastolatka.


Pod koniec książki nawet się wkręciłam. Chyba to też fakt, iż chciałam skończyć tę lekturę jak najszybciej. Niestety w dalszym ciągu nie odczuwałam tego, co powinnam odczuwać przy czytaniu dobrych książek. Brak emocji, brak wartkiej, interesującej i wciągającej akcji. Powtarzalność, bolesny schemat, niedopracowane charaktery — to wszystko to ogromne minusy tej powieści. Z plusów na pewno dodam, że podobało mi się pewne rozwiązanie sprawy związanej z tajemniczą Abby i Charlotte. O tak, to jak najbardziej na plus. Zakończenie samo w sobie również w moim stylu, także chociaż ostatnie strony nie zawiodły mnie tak bardzo jak cała reszta. Przykro mi, kiedy muszę pisać tak potworne rzeczy, nie mogąc pochwalić autorki za jej pomysłowość, kreację bohaterów, świetną akcję, dobrze poprowadzone wątki kryminalne. Naprawdę mi przykro, ale nie potrafiłam odnaleźć się w tej książce i raczej już nigdy więcej nie sięgnę po twórczość pani Malpas. Mogłam spodziewać się, że kiedy raz się zawiodłam na całej linii, zawiodę się ponownie. Mam sporą nauczkę, by nie zabierać się za dzieła autorów, którzy kiedyś w przeszłości nabawili się u mnie złej opinii. Pani Jodi Ellen Malpas dziękuję i oby nie do zobaczenia ani poczytania.
Nie mówię, że wszystkim się nie spodoba. Być może lubicie taką tematykę, a styl autorki Wam się podoba — dobrze, nie oceniam Was! Po prostu do mnie ta lektura w ogóle nie przemówiła. Osobiście nie będę jej polecać i chcę jak najszybciej o niej zapomnieć.

Do poczytania,
Arystokratka A. J

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger