„Mój
obrońca”
Autor: Jodi Ellen Malpas
Kategoria: literatura kobieca,
obyczajowa, erotyk
Wydawnictwo: Amber
Stron: 400
Długo zbierałam się, by cokolwiek tu
napisać. Nie dość, że sam proces czytania książki Jodi był przeraźliwie długi,
tak i skrobnięcie recenzji na jej temat zajmie mi troszkę więcej czasu niż
zwykle. Autorkę znam z innych pozycji, mając na myśli serię Ten Mężczyzna i Ta
Noc. Przeczytałam je parę lat temu, kiedy świat dopiero otwierał się na taką literaturę
dla kobiet. Przyznam, że wtedy byłam już po lekturach typu Grey, Cross czy
nawet „Barwy miłości”, a seria Jodi Ellen sprawiła, iż miałam ogromną ochotę
tylko łupnąć głową w ścianę. Bardzo nie polubiłam się z autorką, jej stylem,
jej bohaterami ani historiami, które opisywała w swych tomiszczach. Jednakże po
paru latach postanowiłam skosztować jej kunsztu jeszcze raz, co było jednym z
najgorszych błędów czytelniczych od ponad dwóch lat. Już dawno aż tak nie
męczyłam książki jak właśnie „Mojego obrońcę”. Kiedy zamknęłam tę pozycję,
poczułam ogromną ulgę, ale zacznijmy od początku.
Historia opowiada nam o losach dwójki,
znów z pozoru niepasujących do siebie, ludzi. Młodej, pięknej modelce,
najwidoczniej ulubienicy mediów (oczywiście przez swoje wpadki czy liczne
problemy osobiste) Camille Logan, córce bogatego starszego pana. Gdy ojciec
Camille zaczyna otrzymywać pogróżki skierowane w stronę jego ukochanej
córeczki, postanawia zatrudnić profesjonalnego ochroniarza, którym staje się
Jake Sharp, nasz drugi główny bohater. Jake to były komandos. Przez trudne
przejścia został zwolniony ze służby i wrócił do miasta. Otrzymując zlecenie na
ochranianie rozpieszczonej modelki, nieświadomie przewrócił swoje życie do góry
nogami. Choć początkowo odmawia tej pracy, nie ma zamiaru w ogóle mieć do
czynienia z śliczną Camille, ostatecznie decyduje się przyjąć zlecenie.
Zarys historii idealnej jest, wątek
„kryminalny” jest, piękni bohaterowie po przejściach są. Wszystko cudnie,
ładnie, ale nic poza tym. Wnętrze tej książki to moje największe rozczarowanie.
Przez trzy czwarte kompletnie nic interesującego, godnego uwagi, się nie
dzieje. Akcja dłuży się, niemiłosiernie przeciąga, zapełniając strony nudnymi
dialogami, sytuacjami, które w ogóle nie wpływają na dalsze losy bohaterów
(swoją drogą nie szczycą się ani dobrze wykreowanym charakterem, ani
oryginalnością). Nie potrafiłam odnaleźć się w „Moim obrońcy”. Ciągle musiałam
odkładać lekturę na bok, ponieważ zwykle wściekałam się na Camille, naprawdę
niedojrzałą, głupiutką dziewuchę. Jej zachowanie ani trochę nie przypominało
zachowania dorosłej, dojrzałej kobiety po przejściach. Te humorki, fochy,
uciekanie, robienie na złość sprawiały, że zastanawiałam się czy czytam
literaturę dla kobiet czy może dla nastolatków. Gdzieś w głowie nawet
zakiełkowało mi się przeświadczenie, iż parę tygodni wcześniej już miałam do
czynienia z podobną tematyką, podobną książka. Mówię tu o „Nic do stracenia.
Początek”. Niektóre sceny, sytuacje czy wątki były aż nazbyt podobne do tych z
pozycji Kirsty, mimo to brnęłam dalej. Co można powiedzieć dalej o „Moim
obrońcy”? Na pewno absurdalne określenia, bezsensowne metafory czy porównania.
Czy kiedykolwiek ktoś Wam powiedział, że macie piękny, uparty kark? Ja nie
słyszałam, ale to może ja jestem dziwna.
Chciałam polubić chociaż Jake’a.
Naprawdę chciałam go polubić, lecz nie potrafiłam zrozumieć toku jego myślenia.
Dziewczyna traktuje go jak nic niewartego frajera, ucieka, robi mu na złość, a
jednak COŚ w niej widzi. Rozumiem pewne aspekty zachowania Camille (przeżyła
niejedno), lecz wydaje mi się, że jako dorosła kobieta powinna więcej MYŚLEĆ,
niż działać jak szalona, głupiutka nastolatka.
Pod koniec książki nawet się
wkręciłam. Chyba to też fakt, iż chciałam skończyć tę lekturę jak najszybciej.
Niestety w dalszym ciągu nie odczuwałam tego, co powinnam odczuwać przy
czytaniu dobrych książek. Brak emocji, brak wartkiej, interesującej i
wciągającej akcji. Powtarzalność, bolesny schemat, niedopracowane charaktery —
to wszystko to ogromne minusy tej powieści. Z plusów na pewno dodam, że
podobało mi się pewne rozwiązanie sprawy związanej z tajemniczą Abby i
Charlotte. O tak, to jak najbardziej na plus. Zakończenie samo w sobie również
w moim stylu, także chociaż ostatnie strony nie zawiodły mnie tak bardzo jak
cała reszta. Przykro mi, kiedy muszę pisać tak potworne rzeczy, nie mogąc
pochwalić autorki za jej pomysłowość, kreację bohaterów, świetną akcję, dobrze
poprowadzone wątki kryminalne. Naprawdę mi przykro, ale nie potrafiłam odnaleźć
się w tej książce i raczej już nigdy więcej nie sięgnę po twórczość pani
Malpas. Mogłam spodziewać się, że kiedy raz się zawiodłam na całej linii,
zawiodę się ponownie. Mam sporą nauczkę, by nie zabierać się za dzieła autorów,
którzy kiedyś w przeszłości nabawili się u mnie złej opinii. Pani Jodi Ellen
Malpas dziękuję i oby nie do zobaczenia ani poczytania.
Nie mówię, że wszystkim się nie
spodoba. Być może lubicie taką tematykę, a styl autorki Wam się podoba —
dobrze, nie oceniam Was! Po prostu do mnie ta lektura w ogóle nie przemówiła.
Osobiście nie będę jej polecać i chcę jak najszybciej o niej zapomnieć.
Do poczytania,
Arystokratka A. J
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz