„Długa
droga”
Autor:
Anna Węgrzynowska
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
331
Czytając
opis nie spodziewałam się, że tak bardzo się zawiodę na tej pozycji. Tak piękna
okładka. Tak ciekawy i intrygujący opis. Mój zawód był bardzo duży, gdyż
sądziłam, że książka spełni moje oczekiwania, no ale cóż, nie można mieć
wszystkiego. Moim skromnym zdaniem pomysł na powieść jest naprawdę świetny,
lecz wykonanie poszło zupełnie w inną stronę niż zamysł. Historia bohaterów
była ciekawa, ale uważam, że czasami mogłoby się obejść bez niepotrzebnych
melodramatów, które, niestety, nie były na tyle poważne, by tak się o nich
rozwodzić. Przyznam szczerze, że bardziej zaciekawił mnie los Basi i Matthiasa
niż głównych postaci. Sama lektura była dla mnie dość ciężka i nużąca. Brnęłam
przez nią, jednak najbardziej pragnęłam ją zakończyć. Gramatyka oraz podstawy
pisania wymagają sporej poprawy, ponieważ nie raz i nie dwa znacząca ilość
błędów przyprawiała o gęsią skórkę. Aga, która słuchała mojego czytania,
załamywała się nad chaosem rozgrywającym się na kartach powieści (Aga: z bólem serca potwierdzam i tak jak
Jula uważam, że „Długa droga” ma potencjał, lecz słabo wykorzystany).
Za
przykład podam miasto, które przez całą powieść było źle zapisywane. Jeżeli
mamy spolszczoną wersję danego słowa, w polskiej książce warto z tego
skorzystać. Tak przynajmniej mniemam. New York warto zapisać jako Nowy Jork.
Nie wyobrażam sobie pisania czy mówienia „Paris” zamiast zwyczajnie „Paryż”. W
książce znalazłam nie tylko wiele sprzeczności, ale i chaos, przez który
gubiłam się do reszty. Przykładem może być bohaterka z rzekomo krótkimi
spodenkami sięgającymi jej do połowy łydek, które lekko się zmoczyły. Skoro
spodenki są krótkie, jakim sposobem sięgają jej do łydek? Innym razem, nasz
główny bohater, David zdjął białą koszulę, po czym się NIE przebrał, a kolejne
zdanie mówi o białej koszuli. Było wiele takich sprzeczności, które się ze sobą
nie zgadzały, co mnie bardzo zasmuciło. Musiałam się mocno zastanowić nad
niektórymi zdaniami. Kolejne, które zapadło mi mocno w pamięć brzmiało:
„Uwielbiał słuchać spokojnej muzyki rokowej”. Po pierwsze, wydaje mi się, że
rokowej pisze się „rockowej”, jak już, a po drugie chyba nigdy nie słuchałam
spokojnej piosenki takiego gatunku. Z natury rock ma być głośny i cięższy
aniżeli spokojny. Myślę, że następnym, co wymaga poruszenia, to kwestia imienia
bohatera. W pewnym momencie książki autorka chyba zapomniała, jak nazwała
własną postać. Przez cały czas odnosiłam wrażenie, że główny bohater nazywa się
David, a jednak pani Węgrzynowska wprowadziła niejakiego Daniela do fabuły.
Błąd czy jednak zamierzenie celowe?
„Daniel przez chwilę zastanawiał się.
Spędziłby święta z rodziną, zrobiłby im miłą niespodziankę, a sylwestra a
Alice. [...]
—
Świetnie, to ja tylko zamienię bilet na twoje nazwisko. Dziękuję bardzo, Davidzie”
Chyba
nie chcielibyście zobaczyć mojego szoku na twarzy, kiedy to czytałam. W
powieści pojawiały się także liczne niedopowiedzenia. Bohaterowie rozmawiali o
jednym, kolejne dialogi były o czymś zupełnie innym, nie odpowiadały na
wcześniej zadane pytania. Przykład? Mowa o mieszkaniu, które David pragnie
kupić w „New Yorku”, jednak słowo „mieszkanie” nie zostało użyte w trakcie
opisu.
„David
dołożył sobie i kupił własne. W samym centrum miasta, nieduże dwupokojowe, ale
ładnie urządzone i czyste”
Ale
co kupił sobie własne? Wiem, że chodzi oczywiście o mieszkanie, mimo wszystko
warto o tym wspomnieć, gdyż tu dało się zrozumieć z kontekstu, jednak w wielu
innych przypadkach się nie dało.
Relacja
Alice i Davida jak dla mnie działa się za szybko i zbyt intensywnie. Nie raz i
nie dwa chciałam wcisnąć im pauzę, by trochę przystopowali. Niektóre sytuacje w
lekturze moim zdaniem mogłyby zostać usunięte. Wszystkiego było tak dużo, że
nie jestem w stanie przytoczyć każdego pojedynczego przykładu, gdyż nie dotrwalibyście
do końca tej recenzji. Niekiedy zdarzało mi się odłożyć książkę i analizować na
nowo to, co się w niej działo. Powiem tak. Nie rozumiałam postępowania rodziców
Alice, którzy zaplanowali jej życie, nie pytając dziewczyny o zdanie.
Współczułam Alice, że nie dostała wyboru, do którego miała przecież prawo, ale
także do tego, że nie potrafiła postawić się rodzicom i wyrazić własnej opinii.
W efekcie studiowała kierunek, który narzuciła jej matka z ojcem, a mianowicie
medycynę, która całkowicie męczyła bohaterkę. Partia, którą ich córka sobie
wybrała również nie spełniała wysokich oczekiwań rodziców, a w szczególności
niezadowolonej matki, gdyż co taki David mógł jej zapewnić?
„Zawsze
się w niej podkochiwał, jednak to, co poczuł dzisiaj, to jakby zobaczył i poznał
ją po raz pierwszy w życiu”
Ja
ogromnie zawiodłam się i ubolewam nad tym faktem, ponieważ ta pozycja
zapowiadała się naprawdę świetnie, a wyszło, jak wyszło. „Długiej drogi” nie
czytało mi się ani szybko, ani dobrze. Męczyłam się z tą powieścią przez kilka
długich dni. Chaos, który wprowadziła autorka, niejednokrotnie mnie zmylił i
musiałam się zastanawiać, o co chodziło w danej sytuacji. Oczywiście tak, jak
wspomniałam, zdarzało się, że nawet nie pomagał kontekst całego zdania. Książka
ma potencjał, natomiast został on źle spożytkowany i źle ubrany w słowa. Główni
bohaterowie nie wywarli na mnie takiego wrażenia, jakie powinni wywrzeć, bo
według mnie byli nieco za mgłą. Basia z Matthiasem byli bardziej wyraziści i
żałowałam, że to nie ich historia jest tą główną. A co z innymi postaciami? Nie
porwali mnie w swoje szpony. Byli, bo byli, bo musieli. Tutaj oprócz rozpaczy,
kłopotów, melodramatów, dziwnych sytuacji, nadmiernej ilości miłości nie czułam
pozostałych emocji, co więcej, nie każda z powyżej wymienionych była dla mnie
na tyle wyrazista, jak trzeba. Trudne wybory? Owszem, pojawiły się, ale nie
wyczułam, by były na tyle ważne jak ten jeden, a mianowicie postawienie się
rodzicom przez główną bohaterkę i rozpoczęcie życia po swojemu.
W
powieści pojawiały się za to wątki, które w ogóle nie miały wpływu na fabułę,
nic nie znaczyły dla rozwoju akcji, natomiast stanowiły nużący zapychacz.
Wyrzuciłabym także te nadmierne i bardzo, ale to bardzo, szczegółowe opisy
pomieszczeń, krajobrazów czy czynności, które wykonywali bohaterowie. Pani
Węgrzynowska za szybko prowadziła fabułę, przeskakując z dnia na dzień. Jeden
akapit potrafił być jednym dniem, zaś drugi kolejnym. Albo w jednym akapicie
mieszały się perspektywy dwóch postaci. Na przykład przez pewien czas to Alice
„opowiadała”, a ni stąd ni zowąd pojawił się David. Zabrakło także poprawnych
dialogów. Pojawiał się myślnik, dialog, lecz nie został on poprawnie zamknięty,
gdyż w trakcie dialogu była mowa o czynnościach, które były wykonywane, np:
„—
Mmmiam, uwielbiam zupy mojej mamy. Postawił miskę zupy z makaronem przed Alice”
Wydaje
mi się, że „Postawił miskę zupy z makaronem przed Alice” powinno być w nowym
akapicie. To nie jest część dialogu. Dialogi w powieści zaskakiwały wieloma
błędami. Kolejnym jest sam ich zły zapis. Przykład?
„—
Muszę lecieć — odwróciła się Alice. — Pa!”
Poprawny
zapis powinien zawierać kropkę po „lecieć” i „odwróciła” powinno być zapisane z
dużej litery, gdyż to nie jest czynność mowy, by zapisywać to z małej. Kąski,
które również zrobiły na mnie złe wrażenie
to na pewno błędy typu „na prawdę” czy „nie możliwe”.
„Ona
jest jego dopełnieniem, ostatnim puzzlem układanki szczęścia w jego życiu”
Gubiłam
się nie raz w tej książce, co mi się nie podobało, a ilość błędów sprawiła, że
trochę się zszokowałam jej poziomem. Niestety wraz z Agą nie możemy Wam polecić
powieści „Długa droga”. Mamy jednak nadzieję, że autorka weźmie sobie nasze
rady do serca, a konstruktywna krytyka pomoże w rozwoju. Nie mamy na celu być
złośliwe, lecz pomocne.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Arystokratka J.
Jestem ciekawa, czy moja pinia na temat tej ksiązki byłaby podobna :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola
www.czytamytu.blogspot.com
Ja również jestem mega ciekawa, jak oceniłabyś tę książkę ;) /Jula
UsuńSpodenki zazwyczaj są krótkie. :D Jeśli już to powinny być "krótkie spodnie". Rozbawiło mnie to. :D
OdpowiedzUsuńW kwestii rocka - zależy od podgatunku. Dużo jest ballad rockowych, które są spokojnie, więc może chodziło o to?
Trochę uśmiałam przy tej recenzji, ale jednocześnie zastanawiam się, czy to przeszło korektę z takimi błędami? Zjadanie wyrazów jest czymś, co mi się zdarza, gdy szybko piszę, ale książka z czymś takim? Masakra.
Na pewno jej nie przeczytam. Jak to jest, że fajne powieści często mają opisy bardzo spłycone i w ogóle niepasujące, a coś, co nie jest dobre, ma super opis?
To tylko zalążek góry lodowej. Jest tak dużo błędów, że ta recenzja musiałaby mieć 10 stron, żeby wszystko ładnie wypisać. :D Mimo wszystko mam nadzieję, że finałowy egzemplarz będzie się znacznie różnił, a autorka dokona zmian w swojej powieści, bo jednak nie chciałabym ujrzeć na rynku książki z takim wnętrzem. To przykre, bo zapowiadała się naprawdę fenomenalnie. /Jula
UsuńDzięki za szczerość, bo brałam ją pod uwagę wybierając książki na najbliższy czas. Mnie również rażą wszelkie błędy ortograficzne i stylistyczne.
OdpowiedzUsuńZawsze stawiamy na szczerość. :) Zdecydowanie możemy polecić wiele innych książek, o niebo lepszych niż recenzowana pozycja.
Usuń