maja 19, 2019

"Dzisiaj należy do mnie" - bo to, co wydaje się końcem, jest zarazem początkiem...


„Dzisiaj należy do mnie”
Autor: Agnieszka Dydycz
Kategoria: literatura obyczajowa
Wydawnictwo: MUZA
Stron: 478
Premiera: 17 kwietnia 2019

„Dzisiaj należy do mnie” potrafi skusić. Potrafi skusić subtelną, wyjątkową i przyciągającą wzrok okładką oraz niezwykłym opisem zapowiadającym równie niezwykłą wędrówkę przez dużą ilość stron. Fakt jest taki, że książka spełniła swój cel, wykonała zadanie, które z góry było dość jasne i klarowne. Powieść miała być słodko-gorzką historią, pełną barwnych postaci, zaskakujących wydarzeń, odważnych decyzji oraz wyborów. Miała być ciepła, przyjemna i skłaniająca do przemyśleń. Czy taka była? Oczywiście. Jak najbardziej autorce udało się przenieść wszystkie te punkty na papier, na wyjątkową książkę, która zagości na ważnej półce w mojej biblioteczce. Dlaczego tam zagości? O tym z chęcią wam opowiem.


„Zrozumiałam już bowiem, a przede wszystkim zaakceptowałam prawdę, że nic nie trwa wiecznie. Ani radość, ani ból. Każdy z tych etapów ma swój określony czas, czasem dłuższy, czasem krótszy, a potem po prostu przemija. By po nim mógł nastąpić kolejny. I kolejny...”

„Dzisiaj należy do mnie” to przede wszystkim powieść o życiu. Aby doprecyzować, musiałabym zdradzić naprawdę wiele szczegółów, jednak w dużej mierze opowiada o losach nie tylko głównej bohaterki, Kamy, ale innych, ważnych ludzi, którzy przewinęli się przez jej życie. Życie pełne różnorakich wydarzeń, wpadek, niewłaściwych osób, sukcesów, radości, spełnionych marzeń. Kama również jest interesującą postacią. Na początku zastanawiałam się, czy powieść zawiera w sobie wątki autobiograficzne. Za Chiny Ludowe nie potrafiłam wyrzucić tej myśli z głowy, ale na końcu przeczytałam posłowie i teraz już mniej więcej wiem, chociaż to konkretne uczucie dość często towarzyszyło mi w trakcie czytania. Wracając jednak do bohaterki. To naprawdę wyjątkowa postać, choć, niestety, nie mogłabym powiedzieć, że ją polubiłam. Jest wyjątkowa, aczkolwiek wielokrotnie miałam z nią niezidentyfikowany problem. Mimo wszystko jako postać książkowa spełniła się fenomenalnie, gdyż autorka świetnie nakreśliła jej charakter, jej tok myślenia, plany, uczucia, wątpliwości czy niesamowitą starą duszę. Sny, które pojawiały się na łamach książki, były jednymi z najbardziej interesujących mnie wątków. Podróżowanie po Francji, docieranie do nowego domu, odbieranie porodów w zakonie, to wszystko było niezwykle ciekawe i sprawiały, że z chęcią wczytywałam się w historie Marka, Teodozji czy Sophie Madelaine, która z tej trójki zyskała moją największą sympatię.

„To był dowód na to, że prawdziwa miłość istnieje. I czeka. Na każdego, gdzieś, kiedyś. Trzeba się tylko odważyć po nią sięgnąć, jak zrobił to nasz kolega Jan Maria N. I nie bać się, co pomyślą lub powiedzą o nas inni”

Książka porusza ważne aspekty, nad którymi warto się zatrzymać i pomyśleć. Ostatecznie sprowadza się do refleksji, które chcąc nie chcąc, same nasuwają się po przeczytaniu całej lektury lub w trakcie jej czytania. Mowa oczywiście o ulotności chwil, przemijaniu, o wierze w lepsze jutro, optymistycznym podejściu, marzeniach, niezwykłej sile miłości, o rodzinie i bliskości, o przyjaźniach, podróżach, śmierci, stracie, chorobie i strachu. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ponieważ „Dzisiaj należy do mnie” porusza wiele ważnych kwestii. Jak wspomniałam na początku, opowiada o życiu, a życie składa się nie tylko z przeszłości czy okrutnych momentów, ale i tych radosnych, pięknych, które warto uchwycić niczym na obrazie czy na fotografii. Przy czytaniu było zarówno miło, sympatycznie, marzycielsko i uroczo, jak i smutno, pesymistycznie, nerwowo. Można spodziewać się naprawdę całej lawiny emocji. Książka zawiera w sobie elementy z teraźniejszości bohaterki, jak i przeszłości. Bardzo często Kama wraca do tego, co było, opowiadając czytelnikowi swoje perypetie. Jest na wesoło i na smutno. Na słodko, i na gorzko. Dzięki doświadczeniom i różnym przeżyciom bohaterka w sposób pouczający daje niezłe życiowe lekcje.

„Czułam wtedy, że gdzieś tam, poza mną, istnieje jakiś świat zewnętrzny, ale mnie to nie interesuje, nie dotyczy. Wiedziałam jednocześnie, że kiedyś będę musiała wyjść z tej swojej bezpiecznej kryjówki, jednak nie myślałam o tym. Czułam, że mam czas, że mam na to bardzo dużo czasu”

Czy nawet dobra książka może mieć wady? Niestety tak, chociaż wolałabym, by ich w ogóle nie było, ale cóż, świat byłby zbyt piękny. „Dzisiaj należy do mnie” chociaż jest wyróżniającą się powieścią na tle wielu propozycji wydawniczych, posiada, według mnie, kilka wad. Nawał wydarzeń. Nawał bohaterów. Chaos. Artystycznego chaosu nigdy nie za mało, ale zapewne istnieje granica, która powinna stopować. Jeśli chodzi o tę obszerną powieść, miałam jedynie zastrzeżenia do naprawdę wielu postaci, które pojawiały się w historii. Będąc na końcu już prawie nie pamiętałam, kim był Jan Maria N. czy pewien Francuz, którego imienia nie napiszę, bo również na pamiętam. To nie dlatego, że nieuważnie czytałam. To dlatego, że w międzyczasie pojawiło się dziesięciu kolejnych bohaterów, o poprzednich nie było mowy, więc zaczęłam zapominać. To samo tyczyło się wydarzeń w życiu Kamy. Tu podróż do Włoch, tu pluskwy, tu mokre dywany i ich okropny dźwięk, tu Francja i piękny Paryż, rozmowy na ławce, zaraz pięciu nowych partnerów, kolejne wyjazdy, obrzydliwa sytuacja z głową jednego z państw, ale po tym następne dziesięć przygód. Gdy zamknęłam książkę, pamiętałam najważniejsze i kilka pobocznych wątków, podróży czy wydarzeń z życia bohaterki, ale że przez prawie pięćset stron był ich taki nawał, wiele już umknęło mi z mojej krótkotrwałej pamięci. Mimo tej wady, według mnie, to w ostatecznym rozrachunku powieść i tak wypadła naprawdę dobrze. Jej głównymi plusami są wartości, które przekazuje nam autorka oraz ważne kwestie, nad którymi warto pomyśleć, zastanowić się. Zatrzymać na chwilę w tym pędzącym pociągu zwanym życiem, i spojrzeć na świat trochę inaczej. W końcu dzisiaj należy do was. ;) Wspaniale było móc przejść przez historię Kamy, a dzięki lekkiemu stylowi pani Agnieszki, poszło mi w miarę błyskawicznie, zważywszy na ograniczony czas, kiedy mogłam czytać. Książkę śmiało mogę polecić z ręką na sercu. Niech to będzie kolejna fantastyczna polska powieść, która zaistnieje na naszym rynku, która zachwyci kolejnych czytelników, bo jest tego warta.

„Zupełnie jak życie, pomyślałam. Czasem przywali albo nawet kopnie boleśnie, by za chwilę pogłaskać i rozpieścić. I nigdy nie doprasza się oklasków czy polubienia, po prostu robi swoje... Im szybciej się do tego przyzwyczaimy i zaakceptujemy, tym lepiej. Dla wszystkich, a przede wszystkim dla nas samych”

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MUZA.

                                          Do poczytania,
                                      Arystokratka A./Aga

2 komentarze:

  1. Czytałam i mam podobne odczucia do ciebie. Ale miło ją wspominam i dobrze się przy niej bawiłam :)
    Pozdrawiam,
    Pola
    www.czytamytu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, ja też bardzo miło wspominam tę książkę, była naprawdę na swój sposób wyjątkowa ;) /Aga

      Usuń

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger