„Dzisiaj
należy do mnie”
Autor:
Agnieszka Dydycz
Kategoria:
literatura obyczajowa
Wydawnictwo:
MUZA
Stron:
478
Premiera:
17 kwietnia 2019
„Dzisiaj
należy do mnie” potrafi skusić. Potrafi skusić subtelną, wyjątkową i
przyciągającą wzrok okładką oraz niezwykłym opisem zapowiadającym równie
niezwykłą wędrówkę przez dużą ilość stron. Fakt jest taki, że książka spełniła
swój cel, wykonała zadanie, które z góry było dość jasne i klarowne. Powieść
miała być słodko-gorzką historią, pełną barwnych postaci, zaskakujących
wydarzeń, odważnych decyzji oraz wyborów. Miała być ciepła, przyjemna i
skłaniająca do przemyśleń. Czy taka była? Oczywiście. Jak najbardziej autorce
udało się przenieść wszystkie te punkty na papier, na wyjątkową książkę, która
zagości na ważnej półce w mojej biblioteczce. Dlaczego tam zagości? O tym z
chęcią wam opowiem.
„Zrozumiałam
już bowiem, a przede wszystkim zaakceptowałam prawdę, że nic nie trwa wiecznie.
Ani radość, ani ból. Każdy z tych etapów ma swój określony czas, czasem
dłuższy, czasem krótszy, a potem po prostu przemija. By po nim mógł nastąpić
kolejny. I kolejny...”
„Dzisiaj
należy do mnie” to przede wszystkim powieść o życiu. Aby doprecyzować,
musiałabym zdradzić naprawdę wiele szczegółów, jednak w dużej mierze opowiada o
losach nie tylko głównej bohaterki, Kamy, ale innych, ważnych ludzi, którzy
przewinęli się przez jej życie. Życie pełne różnorakich wydarzeń, wpadek,
niewłaściwych osób, sukcesów, radości, spełnionych marzeń. Kama również jest
interesującą postacią. Na początku zastanawiałam się, czy powieść zawiera w
sobie wątki autobiograficzne. Za Chiny Ludowe nie potrafiłam wyrzucić tej myśli
z głowy, ale na końcu przeczytałam posłowie i teraz już mniej więcej wiem,
chociaż to konkretne uczucie dość często towarzyszyło mi w trakcie czytania.
Wracając jednak do bohaterki. To naprawdę wyjątkowa postać, choć, niestety, nie
mogłabym powiedzieć, że ją polubiłam. Jest wyjątkowa, aczkolwiek wielokrotnie
miałam z nią niezidentyfikowany problem. Mimo wszystko jako postać książkowa
spełniła się fenomenalnie, gdyż autorka świetnie nakreśliła jej charakter, jej
tok myślenia, plany, uczucia, wątpliwości czy niesamowitą starą duszę. Sny,
które pojawiały się na łamach książki, były jednymi z najbardziej
interesujących mnie wątków. Podróżowanie po Francji, docieranie do nowego domu,
odbieranie porodów w zakonie, to wszystko było niezwykle ciekawe i sprawiały,
że z chęcią wczytywałam się w historie Marka, Teodozji czy Sophie Madelaine,
która z tej trójki zyskała moją największą sympatię.
„To
był dowód na to, że prawdziwa miłość istnieje. I czeka. Na każdego, gdzieś,
kiedyś. Trzeba się tylko odważyć po nią sięgnąć, jak zrobił to nasz kolega Jan
Maria N. I nie bać się, co pomyślą lub powiedzą o nas inni”
Książka
porusza ważne aspekty, nad którymi warto się zatrzymać i pomyśleć. Ostatecznie
sprowadza się do refleksji, które chcąc nie chcąc, same nasuwają się po
przeczytaniu całej lektury lub w trakcie jej czytania. Mowa oczywiście o
ulotności chwil, przemijaniu, o wierze w lepsze jutro, optymistycznym
podejściu, marzeniach, niezwykłej sile miłości, o rodzinie i bliskości, o
przyjaźniach, podróżach, śmierci, stracie, chorobie i strachu. Mogłabym tak
wymieniać i wymieniać, ponieważ „Dzisiaj należy do mnie” porusza wiele ważnych
kwestii. Jak wspomniałam na początku, opowiada o życiu, a życie składa się nie
tylko z przeszłości czy okrutnych momentów, ale i tych radosnych, pięknych,
które warto uchwycić niczym na obrazie czy na fotografii. Przy czytaniu było
zarówno miło, sympatycznie, marzycielsko i uroczo, jak i smutno,
pesymistycznie, nerwowo. Można spodziewać się naprawdę całej lawiny emocji. Książka
zawiera w sobie elementy z teraźniejszości bohaterki, jak i przeszłości. Bardzo
często Kama wraca do tego, co było, opowiadając czytelnikowi swoje perypetie.
Jest na wesoło i na smutno. Na słodko, i na gorzko. Dzięki doświadczeniom i
różnym przeżyciom bohaterka w sposób pouczający daje niezłe życiowe lekcje.
„Czułam
wtedy, że gdzieś tam, poza mną, istnieje jakiś świat zewnętrzny, ale mnie to
nie interesuje, nie dotyczy. Wiedziałam jednocześnie, że kiedyś będę musiała
wyjść z tej swojej bezpiecznej kryjówki, jednak nie myślałam o tym. Czułam, że
mam czas, że mam na to bardzo dużo czasu”
Czy
nawet dobra książka może mieć wady? Niestety tak, chociaż wolałabym, by ich w
ogóle nie było, ale cóż, świat byłby zbyt piękny. „Dzisiaj należy do mnie”
chociaż jest wyróżniającą się powieścią na tle wielu propozycji wydawniczych,
posiada, według mnie, kilka wad. Nawał wydarzeń. Nawał bohaterów. Chaos.
Artystycznego chaosu nigdy nie za mało, ale zapewne istnieje granica, która
powinna stopować. Jeśli chodzi o tę obszerną powieść, miałam jedynie
zastrzeżenia do naprawdę wielu postaci, które pojawiały się w historii. Będąc
na końcu już prawie nie pamiętałam, kim był Jan Maria N. czy pewien Francuz,
którego imienia nie napiszę, bo również na pamiętam. To nie dlatego, że
nieuważnie czytałam. To dlatego, że w międzyczasie pojawiło się dziesięciu
kolejnych bohaterów, o poprzednich nie było mowy, więc zaczęłam zapominać. To
samo tyczyło się wydarzeń w życiu Kamy. Tu podróż do Włoch, tu pluskwy, tu
mokre dywany i ich okropny dźwięk, tu Francja i piękny Paryż, rozmowy na ławce,
zaraz pięciu nowych partnerów, kolejne wyjazdy, obrzydliwa sytuacja z głową
jednego z państw, ale po tym następne dziesięć przygód. Gdy zamknęłam książkę,
pamiętałam najważniejsze i kilka pobocznych wątków, podróży czy wydarzeń z
życia bohaterki, ale że przez prawie pięćset stron był ich taki nawał, wiele
już umknęło mi z mojej krótkotrwałej pamięci. Mimo tej wady, według mnie, to w
ostatecznym rozrachunku powieść i tak wypadła naprawdę dobrze. Jej głównymi
plusami są wartości, które przekazuje nam autorka oraz ważne kwestie, nad
którymi warto pomyśleć, zastanowić się. Zatrzymać na chwilę w tym pędzącym
pociągu zwanym życiem, i spojrzeć na świat trochę inaczej. W końcu dzisiaj
należy do was. ;) Wspaniale było móc przejść przez historię Kamy, a dzięki
lekkiemu stylowi pani Agnieszki, poszło mi w miarę błyskawicznie, zważywszy na
ograniczony czas, kiedy mogłam czytać. Książkę śmiało mogę polecić z ręką na
sercu. Niech to będzie kolejna fantastyczna polska powieść, która zaistnieje na
naszym rynku, która zachwyci kolejnych czytelników, bo jest tego warta.
„Zupełnie
jak życie, pomyślałam. Czasem przywali albo nawet kopnie boleśnie, by za chwilę
pogłaskać i rozpieścić. I nigdy nie doprasza się oklasków czy polubienia, po
prostu robi swoje... Im szybciej się do tego przyzwyczaimy i zaakceptujemy, tym
lepiej. Dla wszystkich, a przede wszystkim dla nas samych”
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu MUZA.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Czytałam i mam podobne odczucia do ciebie. Ale miło ją wspominam i dobrze się przy niej bawiłam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Pola
www.czytamytu.blogspot.com
O tak, ja też bardzo miło wspominam tę książkę, była naprawdę na swój sposób wyjątkowa ;) /Aga
Usuń