czerwca 05, 2019

Wyjątkowy debiut: "Architektura uczuć"!


„Architektura uczuć”
Autor: Meg Adams
Kategoria: romans/thriller
Wydawnictwo: NieZwykłe
Stron: 364
Premiera: 25.05.2019

Na tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w „Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie mogłam się doczekać, co tam ciekawego wykombinowała Meg. Pierwsze rozdziały od razu mi powiedziały, że jest to coś zupełnie nowego, świeżego i różniącego się od tamtej wersji. Wyjątkowy debiut, wyjątkowej, ambitnej, zdolnej pisarki, która jeszcze wiele osiągnie na rynku wydawniczym. Powieść jest połączeniem gorącego romansu z relacją hate-love oraz thrillerem w tle, co autorka świetnie ukazała na łamach prawie czterystu stron.


Historia przedstawia losy dwójki dojrzałych już ludzi. David Arnaud jest znanym, cenionym, przystojnym francuskim architektem, który przylatuje do Polski, do pięknego, malowniczego Krakowa, by zrealizować we współpracy z polskim biurem architektonicznym pewien ważny projekt. Oliwia natomiast to kobieta po przejściach, to kobieta, która wie, co to ból, cierpienie oraz strata. Mimo wszystko nie poddaje się bez walki, jest zadziorna, odważna, wygadana, inteligentna i utalentowana. Jej praca z Davidem na początku nie wygląda zbyt obiecująco. Ciągłe sprzeczki i docinki powodują, że oboje nie potrafią się dogadać. Między bohaterami skrywa się pewna tajemnica oraz elektryzujące napięcie, które coraz bardziej ich zbliża, jednak mrok dopada w najmniej oczekiwanym momencie, przez co życie postaci jest w niebezpieczeństwie. O reszcie i ważnych szczegółach musicie dowiedzieć się sami, czytając tę książkę.

„Moja przeszłość miała wiele punktów zapalnych i tylko cud sprawił, że byłem w tej chwili tu, gdzie byłem”

„Architektura uczuć” to ten rodzaj powieści, która potrafi wciągnąć już od pierwszych stron. Zaciekawia, zaprasza do swojego świata okrytego tajemnicami, przyjaciółmi z dzieciństwa, napięciem wiszącym w powietrzu, pociągiem seksualnym między bohaterami, cierpieniem, traumami i demonami z przeszłości. To książka nieprzypominająca debiutu. To książka, którą się pochłania. Napisana lekkim, barwnym językiem zabiera nas do malowniczego Krakowa oraz do niewielkiej wsi, w której miały miejsce ważne wydarzenia w życiu zarówno Davida, jak i Oliwii. Meg Adams nie tylko sprawia, że razem z bohaterami chodzimy uliczkami tłocznego miasta, ale wędrujemy razem z nimi po ich niełatwym życiu. Nad Oliwią ciąży chmura smutku, straty oraz bólu, z którym kiedyś nie potrafiła sobie poradzić. Już nie jest tą samą dziewczyną co piętnaście lat temu. Przelały się nie tylko łzy, ale i krew. Znowuż David to postać, nad którą zachwycam się najbardziej. Uwielbiam taki typ bohatera, w szczególności, że zarówno bawił, elektryzował, jak i interesował. Jego zachowanie, docinki, żarty, słowa czy gesty potrafiły przyprawić o szybsze bicie serca. Definitywnie fanki niegrzecznych chłopców będą zachwycone panem architektem, który od razu wkupił się w moje łaski jak za machnięciem czarodziejską różdżką. Ten facet, mimo skrywanych tajemnic, mimo ego większego niż Teksas, mimo wielokrotnego bycia skończonym dupkiem niezasługującym na szacunek, budził zachwyt i podziw. Do Oliwii zapałałam mniejszą sympatią. Niejednokrotnie denerwowałam się z powodu jej ucieczek, fochów czy mentalnego tupnięcia nóżką. Bywała doprawdy irytującą bohaterką, lecz poznając ją bliżej, dało się zrozumieć jej zachowanie, a nawet wybaczyć wcześniejsze postępowanie. Moją sympatię skradł również Rich, przyjaciel Davida oraz Ostra, czyli bliska przyjaciółka Oliwii. Tym, którzy czytali, chyba nie muszę mówić, kogo nienawidziłam z całego serca i kogo miałam ochotę usmażyć na głębokim oleju w czeluściach piekieł.

„— Jesteś największym dupkiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Żałosnym, złośliwym gburem, któremu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy i rządzi światem, ponieważ ma ładną buźkę i kupę kasy — stwierdziłam, podnosząc głos.
— Czyli jednak jestem przystojny? — Zbliżył się na niebezpieczną odległość. Zrobiłam krok do tyłu, by zachować przestrzeń osobistą.
— Tylko tyle zapamiętałeś z tego, co powiedziałam? [...]
— Reszta to bzdury, Wróbelku”

Historia przedstawiana na łamach „Architektury uczuć” to nie tylko zwykły, banalny romans. To także spora dawka thrilleru, kryminalnej zagadki, która spowija bohaterów mroczną peleryną. Zwroty akcji tylko napędzały całą fabułę, przez którą przepływało się z niewyobrażalną lekkością. Namiętność łączyła się z intrygami, buchające pożądanie z demonami przeszłości, nienawiść z miłością. Jeśli chodzi o wątek kryminalny, to jak najbardziej mi się podobał, był świetnie skonstruowany. Czytelnik z rozdziału na rozdział coraz bardziej wyczuwał szykujący się wybuch prawdy, wypełzający mrok, który pragnął dosięgnąć głównych bohaterów. Naprawdę dało się poczuć adrenalinę, a serce szybciej zabiło w wielu kluczowych momentach. Sama tajemnicza postać Rachel, kobiety z przeszłości Davida, jest intrygująca i zaciekawia swoją historią. Od samego początku byłam zaciekawiona, co zrobiła, kim w ogóle była, dlaczego gra tak ważną rolę w życiu pana Arnaud, niezwykłego mężczyzny, który ujmował założoną przez siebie maską kryjącą dobrego, empatycznego, troskliwego człowieka.

„— Nikt nie mówił, że miłość jest prosta, Wróbelku. [...] Uczucia zwykle bywają zagmatwane, dlatego łatwiej jest je odrzucać, skupiać się wyłącznie na przyjemności i otaczać się murem.
— Rozkładasz uczucia na czynniki pierwsze?
— Lubię wiedzieć, jak wszystko działa. [...] Czasem za prostą konstrukcją stoi wiele godzin obliczeń, konsultacji, zmian. To, co wydaje się na pozór trywialne, w rzeczywistości może kryć w sobie skomplikowany mechanizm”

Jeśli miałabym szukać minusów powieści, to naprawdę ciężko mi je znaleźć. To po prostu dobra książka. Być może niezbyt kupił mnie wątek przeszłości bohaterów, mam tu na myśli pewno wydarzenie, ta pierwsza miłostka, zakazany owoc, który bardzo odcisnął piętno na młodych wtedy ludziach. Wydaje mi się, że ta sytuacja nie była aż takiej wagi, by konsekwencje ciągnęły się miesiącami. Ale to może tylko ja to tak odczuwam, bo z natury jestem mało romantyczna i takie sytuacje nie robią na mnie wrażenia czy też nie powodują morza wylanych łez. Miałam też lekki problem z końcówką. Była idealnie w moim stylu, zakończenie sprawiło, że na twarzy zagościł mi szeroki uśmiech, jednak sama postać Oliwii uległa tak diametralnej zmianie, że nie potrafiłam przywyknąć do jej nowej wersji. Meg Adams odwaliła kawał dobrej roboty. „Architektura uczuć”, jak już wielokrotnie powtarzałam, była świetną książką i cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać. Gdybym nie miała, i tak bym się zaopatrzyła w debiut Meg. Jej pióro jest lekkie, pomysły na fabułę genialne, bohaterowie charakterystyczni, rozbudowani, dojrzali i barwni. Wszystkie fanki miłosnych historii z mrokiem w tle na pewno będą zachwycone. Ja jak najbardziej byłam! ;) A Tobie Meg ogromnie gratuluję wydania „Architektury”. Zawsze trzymałam za Ciebie kciuki i cieszę się, że wreszcie się udało!


„— Mówimy jeszcze o uczuciach, czy już o architekturze? — Uniosła dłoń i dotknęła mojego policzka. Pogłaskała go delikatnie, a następnie musnęła kciukiem po ustach.
— A może o architekturze uczuć?”

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.



Do poczytania,
Arystokratka A./Aga

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Debiut, który zwali z nóg! Trochę o "Sentymentalnej bzdurze" Ludki Skrzydlewskiej.

„Sentymentalna bzdura” Autor: Ludka Skrzydlewska Kategoria: romans/sensacja Wydawnictwo: Editio Red Stron: 574 Premiera: 12.02.2...

Copyright © 2016 Arystokratki spod księgarni , Blogger