„Architektura
uczuć”
Autor: Meg Adams
Kategoria: romans/thriller
Wydawnictwo:
NieZwykłe
Stron:
364
Premiera:
25.05.2019
Na
tę książkę czekałam bardzo, bardzo długo. Meg znam z naszej grupy literackiej
Ailes, do której obie należymy. Zalążek historii przedstawionej w
„Architekturze uczuć” miałam okazję czytać w całkiem innej postaci, dlatego nie
mogłam się doczekać, co tam ciekawego wykombinowała Meg. Pierwsze rozdziały od
razu mi powiedziały, że jest to coś zupełnie nowego, świeżego i różniącego się
od tamtej wersji. Wyjątkowy debiut, wyjątkowej, ambitnej, zdolnej pisarki, która
jeszcze wiele osiągnie na rynku wydawniczym. Powieść jest połączeniem gorącego
romansu z relacją hate-love oraz thrillerem w tle, co autorka świetnie ukazała
na łamach prawie czterystu stron.
Historia
przedstawia losy dwójki dojrzałych już ludzi. David Arnaud jest znanym,
cenionym, przystojnym francuskim architektem, który przylatuje do Polski, do
pięknego, malowniczego Krakowa, by zrealizować we współpracy z polskim biurem
architektonicznym pewien ważny projekt. Oliwia natomiast to kobieta po
przejściach, to kobieta, która wie, co to ból, cierpienie oraz strata. Mimo
wszystko nie poddaje się bez walki, jest zadziorna, odważna, wygadana,
inteligentna i utalentowana. Jej praca z Davidem na początku nie wygląda zbyt
obiecująco. Ciągłe sprzeczki i docinki powodują, że oboje nie potrafią się
dogadać. Między bohaterami skrywa się pewna tajemnica oraz elektryzujące
napięcie, które coraz bardziej ich zbliża, jednak mrok dopada w najmniej
oczekiwanym momencie, przez co życie postaci jest w niebezpieczeństwie. O
reszcie i ważnych szczegółach musicie dowiedzieć się sami, czytając tę książkę.
„Moja
przeszłość miała wiele punktów zapalnych i tylko cud sprawił, że byłem w tej
chwili tu, gdzie byłem”
„Architektura
uczuć” to ten rodzaj powieści, która potrafi wciągnąć już od pierwszych stron.
Zaciekawia, zaprasza do swojego świata okrytego tajemnicami, przyjaciółmi z
dzieciństwa, napięciem wiszącym w powietrzu, pociągiem seksualnym między
bohaterami, cierpieniem, traumami i demonami z przeszłości. To książka
nieprzypominająca debiutu. To książka, którą się pochłania. Napisana lekkim,
barwnym językiem zabiera nas do malowniczego Krakowa oraz do niewielkiej wsi, w
której miały miejsce ważne wydarzenia w życiu zarówno Davida, jak i Oliwii. Meg
Adams nie tylko sprawia, że razem z bohaterami chodzimy uliczkami tłocznego miasta,
ale wędrujemy razem z nimi po ich niełatwym życiu. Nad Oliwią ciąży chmura
smutku, straty oraz bólu, z którym kiedyś nie potrafiła sobie poradzić. Już nie
jest tą samą dziewczyną co piętnaście lat temu. Przelały się nie tylko łzy, ale
i krew. Znowuż David to postać, nad którą zachwycam się najbardziej. Uwielbiam
taki typ bohatera, w szczególności, że zarówno bawił, elektryzował, jak i
interesował. Jego zachowanie, docinki, żarty, słowa czy gesty potrafiły
przyprawić o szybsze bicie serca. Definitywnie fanki niegrzecznych chłopców
będą zachwycone panem architektem, który od razu wkupił się w moje łaski jak za
machnięciem czarodziejską różdżką. Ten facet, mimo skrywanych tajemnic, mimo
ego większego niż Teksas, mimo wielokrotnego bycia skończonym dupkiem niezasługującym
na szacunek, budził zachwyt i podziw. Do Oliwii zapałałam mniejszą sympatią.
Niejednokrotnie denerwowałam się z powodu jej ucieczek, fochów czy mentalnego
tupnięcia nóżką. Bywała doprawdy irytującą bohaterką, lecz poznając ją bliżej,
dało się zrozumieć jej zachowanie, a nawet wybaczyć wcześniejsze postępowanie.
Moją sympatię skradł również Rich, przyjaciel Davida oraz Ostra, czyli bliska
przyjaciółka Oliwii. Tym, którzy czytali, chyba nie muszę mówić, kogo
nienawidziłam z całego serca i kogo miałam ochotę usmażyć na głębokim oleju w
czeluściach piekieł.
„—
Jesteś największym dupkiem, jakiego kiedykolwiek poznałam. Żałosnym, złośliwym
gburem, któremu się wydaje, że pozjadał wszystkie rozumy i rządzi światem,
ponieważ ma ładną buźkę i kupę kasy — stwierdziłam, podnosząc głos.
—
Czyli jednak jestem przystojny? — Zbliżył się na niebezpieczną odległość.
Zrobiłam krok do tyłu, by zachować przestrzeń osobistą.
—
Tylko tyle zapamiętałeś z tego, co powiedziałam? [...]
—
Reszta to bzdury, Wróbelku”
Historia
przedstawiana na łamach „Architektury uczuć” to nie tylko zwykły, banalny
romans. To także spora dawka thrilleru, kryminalnej zagadki, która spowija
bohaterów mroczną peleryną. Zwroty akcji tylko napędzały całą fabułę, przez
którą przepływało się z niewyobrażalną lekkością. Namiętność łączyła się z
intrygami, buchające pożądanie z demonami przeszłości, nienawiść z miłością.
Jeśli chodzi o wątek kryminalny, to jak najbardziej mi się podobał, był
świetnie skonstruowany. Czytelnik z rozdziału na rozdział coraz bardziej
wyczuwał szykujący się wybuch prawdy, wypełzający mrok, który pragnął dosięgnąć
głównych bohaterów. Naprawdę dało się poczuć adrenalinę, a serce szybciej
zabiło w wielu kluczowych momentach. Sama tajemnicza postać Rachel, kobiety z
przeszłości Davida, jest intrygująca i zaciekawia swoją historią. Od samego
początku byłam zaciekawiona, co zrobiła, kim w ogóle była, dlaczego gra tak
ważną rolę w życiu pana Arnaud, niezwykłego mężczyzny, który ujmował założoną
przez siebie maską kryjącą dobrego, empatycznego, troskliwego człowieka.
„—
Nikt nie mówił, że miłość jest prosta, Wróbelku. [...] Uczucia zwykle bywają
zagmatwane, dlatego łatwiej jest je odrzucać, skupiać się wyłącznie na
przyjemności i otaczać się murem.
—
Rozkładasz uczucia na czynniki pierwsze?
—
Lubię wiedzieć, jak wszystko działa. [...] Czasem za prostą konstrukcją stoi
wiele godzin obliczeń, konsultacji, zmian. To, co wydaje się na pozór
trywialne, w rzeczywistości może kryć w sobie skomplikowany mechanizm”
Jeśli
miałabym szukać minusów powieści, to naprawdę ciężko mi je znaleźć. To po
prostu dobra książka. Być może niezbyt kupił mnie wątek przeszłości bohaterów,
mam tu na myśli pewno wydarzenie, ta pierwsza miłostka, zakazany owoc, który
bardzo odcisnął piętno na młodych wtedy ludziach. Wydaje mi się, że ta sytuacja
nie była aż takiej wagi, by konsekwencje ciągnęły się miesiącami. Ale to może
tylko ja to tak odczuwam, bo z natury jestem mało romantyczna i takie sytuacje
nie robią na mnie wrażenia czy też nie powodują morza wylanych łez. Miałam też
lekki problem z końcówką. Była idealnie w moim stylu, zakończenie sprawiło, że na
twarzy zagościł mi szeroki uśmiech, jednak sama postać Oliwii uległa tak
diametralnej zmianie, że nie potrafiłam przywyknąć do jej nowej wersji. Meg
Adams odwaliła kawał dobrej roboty. „Architektura uczuć”, jak już wielokrotnie
powtarzałam, była świetną książką i cieszę się, że miałam okazję ją przeczytać.
Gdybym nie miała, i tak bym się zaopatrzyła w debiut Meg. Jej pióro jest lekkie,
pomysły na fabułę genialne, bohaterowie charakterystyczni, rozbudowani,
dojrzali i barwni. Wszystkie fanki miłosnych historii z mrokiem w tle na pewno
będą zachwycone. Ja jak najbardziej byłam! ;) A Tobie Meg ogromnie gratuluję
wydania „Architektury”. Zawsze trzymałam za Ciebie kciuki i cieszę się, że
wreszcie się udało!
„—
Mówimy jeszcze o uczuciach, czy już o architekturze? — Uniosła dłoń i dotknęła
mojego policzka. Pogłaskała go delikatnie, a następnie musnęła kciukiem po
ustach.
—
A może o architekturze uczuć?”
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
Do poczytania,
Arystokratka A./Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz