„Jej wisienki"
Autor: Penelope Bloom
Kategoria: literatura obyczajowa/romans
Wydawnictwo: Albatros
Stron: 256
Tłumaczenie: Emilia Skowrońska
Premiera: 05.06.2019
Powiem,
że ta część rozłożyła mnie na łopatki. Nie sądziłam, że historia Williama i
Hailey będzie tak wyśmienicie zabawna, urocza. Z pierwszej części „Jego banan”
miałam okazję już poznać Williama i nie mogłam się doczekać jego historii.
Wiedziałam, że był takim dowcipnisiem, ale nie sądziłam, że na taką skalę. Od
początku do końca książka ma świetny przezabawny klimat, z którego ciężko się
wyrwać, bo chce się więcej. Śmiałam się z tekstów Williama i nie dowierzałam,
że momentami jego mózg się wyłączał, jednakże bez tego nie byłby sobą, a z
kolei bez tego nie mogłabym go polubić. A jego skłonności do pożyczania
sprawiały we mnie falę śmiechu. Najbardziej pokonał mnie, gdy zwinął miętówki
eks facetowi Hailey, a potem je zwrócił, bo jak powiedział, jego oddech ich
potrzebuje.
Z
pierwszej części mogłam się zapoznać z przeszłością braci Chamberson i nie
rozumiałam jednej rzeczy jeśli chodziło o Williama. Dlaczego dawał się naciągać
na pieniądze swoim rodzicom? Ich obchodziło stan konta synów, pieniądze, a nie
dzieci. Jakim trzeba być rodzicem, by się tak zachowywać. Rozumiałam, dlaczego
Bruce się od nich odciął, ale czemu nie William? Może miał jeszcze nadzieję, że
rodzice się zmienią? Karmili go historyjkami, a on na nie czekał. Nie
przychodzili do Bruce, bo wiedzieli, że złamanego grosza, by nie dostali, za to
go nie znosili i to ze wzajemnością. Nie dziwiłam się, że się odciął. To było
najlepsze rozwiązanie.
„Gdy
zobaczyłem ją po raz pierwszy, potraktowałem ją jak wyzwanie. Była dziewicą, co
oznaczało, że ma coś, co mogę jej zabrać. Coś, czego dotąd nikomu nie dała.
Siedzący we mnie kleptoman od razu się tym zainteresował”
Zamiłowanie
do pieczenia to pasja Hailey, dzięki której spod jej rąk wychodzą pyszne
arcydzieła. Jest artystką w swojej dziedzinie, która udoskonala swoje dzieła.
Była trochę jak ja pochłonięta przez swój świat, mogłaby się zatracić w
pieczeniu. Polubiłam jej przyjaciela, który razem z jej siostrą spiskował, by
Hailey znalazła sobie faceta. Szczerze? Uśmiałam się, kiedy czytałam zakład
tych dwojga, a w drzwiach nagle pojawił się William. Ich zachowanie zbiło mnie
z nóg. Śmiechu nie było końca nawet wtedy, gdy William zwinął Hailey wazon z
kwiatami. Zatkał nie tylko mnie, ale i samą Hailey.
„—
Być może masz kilka talentów — przyznała. — Ale większość z nich ujawnia się
dopiero wtedy, gdy gasną światła.
—
Zaraz! Czyli seks jest dobry tylko w ciemności? A może powinienem zacząć
zakładać na głowę papierową torbę?
—
Czasami jesteś męczący. Wiesz?
—
Już to słyszałem. Ale ja się dopiero rozkręcam?"
Chemia
między głównymi bohaterami nie raz i nie dwa zapierała mi dech w piersi. Któż,
by mógł się oprzeć czarowi Williama? Ja z pewnością nie, a i bohaterce
przychodziło to z trudem. Słowami potrafił rozczulić, a także zmiękczyć kobiece
serce. Niestety jak to bywa u bogatych kawalerów przyciągają zwykle hieny.
William został zraniony i jak to bywa utrudnia zawarcie nowych związków, a
jeżeli są to nietrwałe albo są to przygody na jedną noc. Nie dziwiłam się, że w
mężczyźnie tkwiło to tak mocno.
„—
Barbarzyńca — rzuciła.
—
Barbarzyńca rozebrałby cię zębami. Ja jestem bardziej cywilizowany”
Powiem
szczerze, że najbardziej rozśmieszyła mnie sala zdobyczy Williama, gdzie banan
brata był klejnotem koronnym. Znajdowały się w tym pomieszczeniu przeróżne
rzeczy od skarpetek Bruce po spinki Hailey, a także rzeczy jej babci. Jak
twierdził bohater pożyczał te rzeczy tylko od osób, które go denerwowały. Czytałam o jego poczynaniach z uśmiechem na
ustach. Nie wiem, kiedy zapałałam większą sympatią do bohatera, ale w pewnym
momencie nie wyobrażałam sobie akcji bez jego poczucia humoru. Podobało mi się
to, że w książce pojawił się Bruce wraz z Natashą. Przyznam, że brakowało mi
go, jego porządku, jego tekstów, ale i drobnych sprzeczek między braćmi.
To
kolejna książka Penelope Bloom, która mnie zachwyciła, a zarazem zwaliła z nóg.
William naładowany poczuciem humoru ze skłonnością do „pożyczania”. Natomiast
Hailey słodka, niewinna, ze swoimi cennymi wisienkami. Autorka opisała uczucie
między bohaterami w taki sposób, że nie toczyło się szybko, lecz powoli, tak
jak powinno być. W tej części bliżej poznałam rodziców braci i stwierdziłam to
samo, co Bruce, że im zależało tylko i wyłącznie na pieniądzach dzieci. Miałam
ochotę zrobić im krzywdę za to, że zaczęli wtrącać się pomiędzy syna, a Hailey.
Co się z nimi stało? Dowiecie się tego czytając „Jej wisienki”. Ta część ujęła
mnie i doprowadziła do śmiechu. Dobry humor nie opuszczał mnie przez większość
książki. Bracia Chamberson skradli mi serce. Nie mam pojęcia, który bardziej,
gdyż obu nie tylko polubiłam, a w pewnym momencie pokochałam. Nie mogę się
doczekać kolejnej części i kolejnej dawki humoru.
Za
możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Albatros.
Do
poczytania, Amigo!
Arystokratka
J.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz