„Zaklinacz
czasu”
Autor: Mitch Albom
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Znak Literanova
Stron: 288
Nieraz zachwycałam się nad moim
ulubionym pisarzem Mitchem Albomem. Pisałam o jego wspaniałych, głębokich,
dobrych książkach. Wspominałam o faworycie czyli „Pięć osób, które spotykamy w
niebie” oraz recenzowałam „Wtorki z Morriem”. Przyszła teraz kolej na następną,
niebiańsko świetną lekturę „Zaklinacza czasu”. Od paru lat polowałam na tę
książkę, jednak nie ruszałam jej w obawie, że będzie słabsza niż inne, które
czytałam. Jakże się pomyliłam, ruszając w tango z Mitchem i jego tworem. „Zaklinacz”
ponownie dał mi sporo do myślenia, sprawił, że na chwilę zatrzymałam się z bieżącymi
sprawami i filozofowałam na temat czasu, na temat tego, jak ludzie pędzą w
swoim pociągu zwanym życiem. By troszkę napomknąć, o co chodzi w „Zaklinaczu”
zaczniemy od samego początku.
Czy da się żyć bez odmierzania czasu? Czy to w ogóle możliwe? Kto tak naprawdę był pierwszą osobą, która rozpoczęła cykl mierzenia sekund, minut czy godzin? Otóż rzadko kiedy używamy tego określenia, lecz za wszystko odpowiedzialny jest Ojciec Czas. Oczywiście jest o nim mowa w tejże książce. „Zaklinacz” przedstawia nam historię paru osób, których drogi spotykają się ze sobą w najmniej oczekiwanym momencie. Dor z całkiem innego świata, bardzo odległego, dawnego i starego; Sarah Lemon czyli współczesna nastolatka, dla której jednymi z ważniejszych spraw to sprawienie, by wymarzony chłopak rzeczywiście stał się jej chłopakiem, oraz Victor Delamonte, bogaty osiemdziesięciolatek. To właśnie ich historie w pewnym momencie łączą się ze sobą, a cała trójka skazana jest na swoje towarzystwo. Odbędą niesamowitą podróż po… czasie.
Czy da się żyć bez odmierzania czasu? Czy to w ogóle możliwe? Kto tak naprawdę był pierwszą osobą, która rozpoczęła cykl mierzenia sekund, minut czy godzin? Otóż rzadko kiedy używamy tego określenia, lecz za wszystko odpowiedzialny jest Ojciec Czas. Oczywiście jest o nim mowa w tejże książce. „Zaklinacz” przedstawia nam historię paru osób, których drogi spotykają się ze sobą w najmniej oczekiwanym momencie. Dor z całkiem innego świata, bardzo odległego, dawnego i starego; Sarah Lemon czyli współczesna nastolatka, dla której jednymi z ważniejszych spraw to sprawienie, by wymarzony chłopak rzeczywiście stał się jej chłopakiem, oraz Victor Delamonte, bogaty osiemdziesięciolatek. To właśnie ich historie w pewnym momencie łączą się ze sobą, a cała trójka skazana jest na swoje towarzystwo. Odbędą niesamowitą podróż po… czasie.
„Tylko
człowiek odmierza czas.
Tylko
człowiek wybija godziny.
I
właśnie dlatego jedynie człowiek doświadcza paraliżującego strachu, którego nie
zniosłoby żadne inne stworzenie.
Strachu
przed tym, że zabraknie czasu”
Kolejna książka Mitcha, która
zachwyciła mnie swoją prostotą. Autor posługuje się prostym, lekkim językiem
bez zbędnego koloryzowania, przesadzania. Wszystkie jego słowa trafiają tam,
gdzie powinny od samego początku. Do serca i umysłu. Czytelnik za pomocą dobrze
napisanej historii trójki różnych od siebie ludzi, może wgłębić się w trudny temat,
jakim jest przemijanie czasu. Mitch zawsze tworzy niesamowitych bohaterów,
którzy powoli prowadzą nas po ścieżce obranego przez autora motywu. Niejednokrotnie
wbija nam szpile, uświadamiając, jak z wielu rzeczy nie zdajemy sobie sprawy
lub pomijamy je w codziennym życiu, zajmując się ważniejszymi czynnościami. Czasami
człowiek potrzebuje takiego małego impulsu, dzięki któremu będzie mógł zmienić
swoje życie albo chociaż sposób myślenia. „Zaklinacz czasu” tym właśnie potrafi
być. Dobrym impulsem.
Historia Dora, jednego z bohaterów,
całkowicie mnie wzruszyła, a jak często lubię wspominać: nie wzruszam się ot
tak, z byle powodu. Całość musi być tak rewelacyjnie opisana, bym mogła uronić
łzę. Mitch Albom sprawia, że ronię ich zbyt wiele i to przy każdej jego
książce. Ledwo wytrzymałam na „Wtorkach z Morriem”, ledwo wstrzymywałam łzy
przy „Pięć osób, które spotykamy w niebie” albo „Pierwszy telefon z nieba”, tak
samo było z „Zaklinaczem”.
„Czasem,
kiedy nie dostajemy miłości, której pragniemy, dawanie czegoś drugiej osobie
pozwala nam myśleć, że w końcu ją dostaniemy”
Dopisek na okładce „Dla miłośników
Alchemika” może i jest zgodny z prawdą, ale ja dodam więcej. W porównaniu z
Alchemikiem od Paula Coelho, „Zaklinacz” jest o niebo lepszy, o wiele bardziej
wartościowy i prostszy w odbiorze. Przedstawia trudny temat w dobrej historii
trzech osób z całkiem różnych światów. Mamy tu człowieka, który spędził
samotnie w jaskini tyle czasu, co by nam się nawet nie śniło; mamy bogatego
pana, który za pieniądze chce kupić nawet nieśmiertelność; mamy również
współczesną nastolatkę, która odtrącana przez wszystkich, szuka ukojenia w
zabawie ze śmiercią. Cóż ja mogę więcej dodać, by zachęcić? Chyba niewiele, ale
wierzcie mi, „Zaklinacz” to po prostu opowieść o znaczeniu czasu. To opowieść,
którą warto przeczytać i nie zapominać o niej, w której trzeba zaznaczać
kolorowymi karteczkami najlepsze momenty, a naprawdę jest ich sporo. Pozostawię
was w tym momencie. Myślę, że — o ironio — to dobry czas ;) Teraz wasza kolej,
by poznać tę fenomenalną, świetnie napisaną historię.
„Nigdy
nie jest za późno ani za wcześnie — powiedział starzec. — Jest dokładnie wtedy,
kiedy trzeba”
Do poczytania,
Arystokratka A. J
Ta książka jest na mojej liście do przeczytania ;)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy Ci się spodoba, bo warta przeczytania na pewno jest i bardzo mocno ją polecam <3 /A.
Usuń