„Nic do stracenia. Początek”
Autor: Kirsty Moseley
Kategoria: literatura obyczajowa,
romans
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Stron: 464
To moje drugie spotkanie z Kirsty
Moseley i choć jej książki wydawałoby się, że tylko dla nastolatków
spragnionych miłości, znajdą się starsi czytelnicy, którzy również będą
zadowoleni z „Nic do stracenia. Początek”. Sięgając po tę pozycję wiedziałam, że
pojawi się młoda, piękna bogini i jej adonis ratujący z każdej
opresji. Tak, wiedziałam to, a jednak sięgnęłam po książkę ze względu na polubienie
stylu autorki oraz (cóż za płytkość!) ze względu na ładną okładkę.
Tym razem historia nie była idealna od
samego początku jak w przypadku „Chłopak, który zakradał się do mnie przez okno”.
Pojawił się spory problem już od pierwszych stron, kiedy to szesnastoletnia
Anna i jej ukochany Jack na urodziny dziewczyny wybierają się do klubu. Poznajemy
tam Cartera, prześladowcę Annabelle, który postanowił, że zrobi z życia
napotkanej nastolatki istne piekło. Kiedy po kilku latach od tragicznych
zdarzeń, do domu Anny przybywa nieziemsko przystojny agent SWAT: Ashton Taylor,
wszystko zaczyna się zmieniać. Na polecenie ojca dziewczyny: senatora i
przyszłego prezydenta, Ashton ma działać pod przykrywką chłopaka Anny, aby móc
ją w pełni chronić, ponieważ do rodziny wciąż napływają listy z pogróżkami od
dawnego oprawcy. Annabelle zdaje się traktować nowego ochroniarza tak samo jak
resztę. Jest opryskliwa, niegrzeczna, wredna, zamknięta w sobie i cyniczna, natomiast
agent ma do niej wyjątkową, anielską cierpliwość, chce dotrzeć do niej,
zapewnić stu procentowe bezpieczeństwo. Dzięki jego determinacji dziewczyna
wreszcie łamie swoje zasady i zaprzyjaźnia się ze starszym mężczyzną.
Przyznam, współczułam Annie tych
wszystkich okropieństw, które przeżyła, a które sprawił jej Carter, natomiast
po pewnym czasie w książce zaczęła mnie drażnić. Nie potrafiłam zrozumieć jej
zachowania czy reakcji na wiele rzeczy. Ashton latał za nią jak posłuszny
piesek, spełniał każdą zachciankę młodej dziewczyny, a przy tym nieraz dał się
wykorzystać. Tak, jak jego polubiłam (mimo tego, co robił), tak z główną
bohaterką miałam ogromny problem. Autorka wykreowała postacie na idealnych z
niewielkimi skazami. Piękni, młodzi, bogaci. Agent SWAT zrobił na mnie spore
wrażenie, przede wszystkim za wspomnianą wcześniej cierpliwość, po jego
wychowanie świadczące o wysokiej kulturze osobistej. Nie zrobiłby niczego, co
sprawiłoby przykrość jego „klientce”, natomiast wiele razy na miejscu Ashtona
dałabym Annie w twarz, ponieważ przeżywanie tragedii to jedno, ale zabawianie się cudzymi uczuciami to drugie.
Pomimo tej drobno-dużej wady książki,
jaką okazała się Annabelle, sama historia to miód, maliny i cukier (oj, można
byłoby z niej zrobić dobre ciasto!), pomijając te fragmenty, gdzie pojawiają
się wspomnienia bohaterki czy jej rozmyślania. Myślę, że książkę można polecić
przede wszystkim nastolatkom, tym, którzy chcieliby zaznajomić się z pierwszą, poważniejszą
miłością, z targającymi wtedy uczuciami, jednak tak, jak napisałam na początku, starsi czytelnicy lubujący się w niezbyt skomplikowanych romansach, również znajdą tu uciechę.
„Nic do stracenia. Początek” to
ciekawy odmóżdżacz po ciężkim egzaminie, po pracy. Pozycja dobra na relaks, wypad
na urlop czy wolny weekend. Szybko się ją czyta ze względu na lekkie pióro
autorki i pomimo 464 stron, przez historię można przebrnąć w jeden/dwa dni.
''Wszystko, co jest warte posiadania, warte jest też, żeby o to walczyć"
Reasumując, książka ma potencjał, ma
jakąś fabułę, ma denerwującą (wielokrotnie) bohaterkę, sympatycznego bohatera
(któremu nieraz chce się palnąć w czerep), ironiczne postaci trzeciorzędowe i
przeszłość, która ewidentnie wpływa na teraźniejszość i przyszłość Anny oraz Ashtona, nadal będącego na służbie u dziewczyny. Czy zawiodłam się tym tytułem?
Przyznam, że nie. Owszem, było sporo elementów niepasujących mi w tej książce,
natomiast całość przyjęłam ze spokojem i zaciekawieniem, co będzie dalej.
Interesuje mnie postać Cartera, losy przyjaciela Ashtona oraz samej bohaterki.
Czy wreszcie zapanuje nad sobą? Weźmie się w garść i zacznie żyć dalej? Na
pewno dowiem się tego z drugiej części, dlatego już niebawem zabiorę się za nią
i sprawdzę moje przypuszczenia, po czym z chęcią podzielę się z Wami moimi uwagami oraz opinią.
"Skradła mi serce w trzy dni, choć tak naprawdę miała je już po trzech sekundach"
Do poczytania,
Arystokratka A.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz