„Nowy
gatunek”
Autor:
Izabela Zawis
Kategoria:
fantasy
Wydawnictwo:
Novae Res
Stron:
303
Z
autorką miałam już do czynienia, choć przyznam szczerze, że dopiero po jakimś
czasie zorientowałam się, że to ona, gdyż nie poznałam jej stylu. Muszę
przyznać, że Izabela zaskoczyła mnie i to bardzo. Historia urzekła mnie już od
pierwszych stron. Czym przyciągnęła mnie do siebie owa lekturka? Opisem, który
oczarował, ale i zachwycił. Stwierdziłam, że przygoda z tą książką może okazać
się obiecująca i nie pomyliłam się. Jestem pozytywnie zaskoczona warsztatem
autorki, który poszedł wyżej. Nie spodziewałam się po Izabeli takiej brutalnej,
ale i, powiem szczerze, że rzeczywistej historii, która skradła mi serce.
Uwielbiam książki, które łączą dwa gatunki w jednym wydaniu, a ta
zainteresowała mnie również swoją mroczną stroną.
Zbieg
okoliczności związał ze sobą losy obojga bohaterów. Jedna organizacja, dwie
możliwości; praca i terapia. Amy dziewczyna, która wciąż przeżywa swoją stratę,
dostrzegając ogłoszenie o pracę w Future Lab w fizjoterapii, decyduję się
podjąć tę robotę i tu zaczyna się lawina wydarzeń, która na zawsze zmieni jej
życie. Dziewczyna nawet nie podejrzewa, że jedna decyzja może zawalić jej
fundamenty, które zostały wcześniej postawione. Pierwsza mroczna scena
zainteresowała mnie, ale jednocześnie zaskoczyła. Makabryczna oraz mrożąca krew
w żyłach sceneria (nie zdradzę, zabawa nie byłaby tak wspaniała) mogła
przyprawić o palpitacje serca. Amy od samego początku wydawała mi się wyjątkowa
i taka też była. Niezwykła. Czułam się jak obserwator, który stąpał po
wyludnionej ziemi. Z początku byłam ciut zdezorientowana obrotem sprawy, gdyż
szukałam, tak jak bohaterka, ludzi, którzy gdzieś się pochowali przed
zagrożeniem. Nie rozumiałam, co się stało, bo przecież jeszcze przed chwilą
wszystko było w normie.
„Wciąż
przed oczami miała obraz tych wszystkich biednych ludzi, którzy zostali wyrwani
ze swojego świata i okradzeni z tego, co mieli najwartościowego... z własnego
życia”
Wpadła
przez okno do budynku wprost w objęcia mężczyzny, z którym wyruszy w podróż
naprzeciw wrogom. Pierwsze spotkanie tych dwojga i zapach malin bijący od
dziewczyny zapadło mi w pamięci. Przerażenie w połączeniu z maską, którą
przybrał Alex dało niezłą kombinację, przy okazji pokazując opanowanie
mężczyzny. Mimo tego iż jest sparaliżowany od pasa w dół, Alex nie jest słaby,
wręcz przeciwnie, umocniło go to. Wiedziałam, że wózek, do którego był przykuty,
sprawiał mu ból, gdyż codziennie przypominał mu o jego jednym ograniczeniu, co
nie znaczyło, że nie otrzymał nic w zamian. Alex, kiedy zobaczył w internecie
ofertę Future Lab, zaryzykował. Postawił wszystko na jedną kartę. Pragnął
wyleczyć swoje kalectwo, pozbyć się tego, co mu ciążyło od dawna, a wizja, jaką
ujrzał dzięki organizacji powoli zaczęła kiełkować w jego umyśle. Spakował
najpotrzebniejsze rzeczy i wyruszył. W bohaterze od razu można się zakochać
(nie żartuję) mimo uwięzienia na wózku. Z początku nie dowiadujemy się zbyt
wiele na temat bohaterów, ale z czasem te karty zostają nam ukazane.
„I
tak oto znalazł się w miejscu zapomnianym przez samego Boga, gdzie ludzie
znikają w tajemniczych okolicznościach. Leżał w łóżku z kobietą, z którą
mogłoby go kiedyś w przyszłości coś połączyć. W przyszłości, z której zostali
ograbieni”
Kiedy
poznałam Bill’ego nie zapałałam do niego sympatią i, jak to mówił Alex, coś mi
tu śmierdziało. Nie mogłam go znieść i reagowałam na niego złością, ale i wzmożoną
czujnością. Nie ufałam mu tak jak Amy i Alex. Towarzyszyłam bohaterom przez ich
wędrówkę. Odczuwałam całą gamę emocji wraz z bohaterami i nie raz i nie dwa
czułam strach, a serce o mal nie wyszło mi z piersi. W szczególności nie
potrafiłam zdzierżyć lekarki, która swoimi ambitnymi planami skazała setki
ludzi na śmierć byleby zdobyć to, co chciała. Sama miałam ochotę wstrzyknąć jej
te szczepionki i przywiązać do metalowego łóżka. Nie traktowała ludzi jako
istoty żyjące, a jak obiekty badań, które jak się zepsuły albo nie nadawały,
odrzucała. Laboratorium, mogłabym rzec, że czułam się jak w klatce, uwięziona w
czterech ścianach i skuta. Kiedy zostają poddani eksperymentowi, ich DNA staje
się lepsze. Wówczas przeszłe życie jest nie tyle co za mgłą, ale i
nieosiągalne. Dalsze plany, a co za tym idzie istnienie, stanęły pod znakiem
zapytania, gdyż wszystko stało się niewiadomą. W książce możemy poznać przeszłe
losy lekarki Brendy. W pewnym stopniu rozumiem, dlaczego nie była zdolna do
jakichkolwiek uczuć, ale krzywda, jaką wyrządziła, nie ma usprawiedliwienia.
Ambicje potrafią przerosnąć człowieka albo opętać do takiego stopnia jak
Brendę. Nie rozumiałam, dlaczego odrzuciła pomoc człowieka, któremu zależało na
niej, po prostu się odcięła i wróciła do swojego życia zawodowego.
Za możliwość
przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Do poczytania, Amigo!
Arystokratka J.
jestem zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja zachęca do lektury tak trafnie, że chyba nie musimy już nic dodawać. :) "Nowy gatunek" to książka wciągająca i zaskakująca niemal na każdym kroku. Czyta się świetnie, trzyma w napięciu i zdecydowanie warto po nią sięgnąć. Na polskim rynku nie pojawiają się często tytuły tego gatunku, więc warto tym bardziej! :)
OdpowiedzUsuń